niedziela, 3 kwietnia 2016

Gdy czarny kot wcale nie przebiegnie drogi. "Czysty obłęd" Mark Lamprell

W życiu każdego porządnego człowieka przychodzą takie dni, kiedy ze zdziwieniem analizuje się wydarzenia z ostatnich godzin i nie wierzy się w to, co rzeczywiście nas spotkało.

Jak to możliwe, że jeszcze kilka godzin temu truchtałeś sobie swoją stałą trasą biegową i cudem, kompletnym fuksem, uniknąłeś śmierci pod kołami niebieskiego sedana, bo jakąś kobietę akurat oślepiło słońce? Później dziwnym trafem okazuje się, że zawsze całkiem zrównoważona i rozsądna córka pobiła koleżankę w szkole, zaś syn w swoim pokoju przechowuje narkotyki. W dodatku całej rodzinie grozi bankructwo i eksmisja, a do tego wszystkiego rozpoczyna Cię prześladować jakiś szalony stróż prawa.

Jeżeli jest jeszcze jakieś nieszczęście, które może dotknąć australijskiego znawcę kina to możecie być pewni, że spadnie ono na Michaela O'Dell'a wkrótce. Do tej pory był szczęśliwym mężem, ojcem dwójki dzieci, filmoznawcą i autorem książek. W ciągu jednej chwili stał się bankrutem z patologiczną rodziną, żyjącą na bakier z prawem.

Swoją historię Michael opowiada jednak w sposób nie pozbawiony humoru i z lekkiego dystansu. Jeżeli oczywiście dystansem można nazwać użycie drugiej osoby liczby pojedynczej w całej swej wypowiedzi. Ten zabieg nie przeszkadza, ale czasami wydaje się, jakby Michael zginął w tym wypadku, stał gdzieś obok i relacjonował swoje marne "jeszcze" życie.

Opowieść Michaela wbrew pozorom nie jest powieścią katastroficzną ani schizofreniczną. Główny bohater nie zamyka się w domu w obawie przed kolejnymi przedziwnymi zdarzeniami. Nie jest też przesądny - nie pluje trzy razy przez lewe ramię na widok czarnego kota i wydaje mi się, że nawet nie zwróciłby uwagi na to, że przechodzi pod drabiną. Nie psioczy nad swoim pechem, ale żyje całkiem zwyczajnie. Wydaje się, że to, co mu się przydarza to po prostu zwykłe dzieło przypadku, niekorzystny układ gwiazd czy po prostu feralny dzień.


Powieść czyta się naprawdę szybko. Jest zgrabna, zabawna i lekka. Z kolejnymi stronami jednak coraz bardziej szkoda, że miejsce akcji - jakże fascynująca Australia, nie pojawia się praktycznie nigdzie poza wspomnieniem o australijskim kinie. To z pewnością niewykorzystany potencjał tej lektury.

Książka Marka Lamprell'a jest przy tym doskonałą przekąską.
Takim batonem zjedzonym pomiędzy śniadaniem, a lunchem, który może i niespecjalnie zaspokaja głód, ale wypełnia tę nagłą potrzebę słodyczy. Taką letnią truskawką skubniętą jeszcze w samochodzie z całej, dopiero co zakupionej kobiałki. Urwanym kawałkiem świeżutkiego pachnącego chleba tuż po wyjściu z piekarni.

"Czysty obłęd" nie pretenduje jednak do bycia daniem głównym. Nie jest sycące, nie zniewala. Jednakże warto po tę książkę sięgnąć w przerwie między gatunkowo cięższymi lekturami.

Ocena: 5/6

_______________________________________________________________________________ 

Pierwsze słowa: 

"W połowie dziesięciokilometrowej przebieżki znowu masz poczucie, że podczas jednego joggingu potrąci cię samochód, więc postanawiasz przechytrzyć los i zmieniasz trasę, kierujesz się w dół Hasting Road, nie w górę."

Oryginalny tytuł: "The Full Ridiculous"

Rok pierwszego wydania: 2013 rok

Tłumaczenie: Tomasz Wilusz

Liczba stron: 304



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...