Tuż przed wakacjami zabierałam się za gromadzenie mojego księgozbioru podróżnego, wybieranie książek, które będą mi towarzyszyć w bardzo ważnych chwilach, bo w trakcie nerwowego oczekiwania na lotnisku, w czasie ogromnych emocji kilka kilometrów nad ziemią, czy też podczas relaksu na leżaczku pod palemką, w wielkim hotelowym łóżku po upalnym dniu, bądź w autobusie, w drodze do cudów świata.
Księgozbiór musiał być zatem zróżnicowany, ciekawy i jednocześnie niezbyt ciężki (w przenośni i dosłownym tego słowa znaczeniu).
Od dawna miałam jednak pewne marzenie.
A właściwie pewną chęć.
I tak w ręce me trafiła powieść, polecana skądinąd w internetowym świecie, wspaniała niesamowita opowieść Alaa Al Aswany pod nieco tajemniczym tytułem "Kair historia pewnej kamienicy".
Szybko okazało się, że to książka bardzo wciągająca, niesamowicie magiczna, z której kartek można wręcz poczuć zapach kairskich ulic. Przenosi nas ona na ruchliwe skrzyżowania, przed duże budynki, w których obok bogatych obywateli mieszka też biedota. Ukazuje nam świat, gdzie istnieją pewne sztywne stosunki, gdzie nie ma możliwości awansu, gdzie bez pieniędzy jest się nikim. Dla osób, które nigdy nie widziały Egiptu, nie pospacerowały po ulicach miast, nie porozmawiały z tubylcami będzie to książka nieco abstrakcyjna, ukazująca ten popularny wśród turystów kraj, jako siedlisko zła, korupcji, biurokracji, antydemokratycznych działań władz, mafii i niestety rozwijającego się terroryzmu.
Dla mnie natomiast lektura ta wyjaśniła mi pewne zachowania Egipcjan, ich determinację, ich skrytość chowaną pod kurtyną serdeczności oraz pomocniczości. Z drugiej zaś strony zaskoczyła mnie, gdyż społeczeństwo żyjące w niedemokratycznym państwie zwykle nie jest tak radosne, zadowolone ze swojego życia, a bardziej ostrożne, podejrzliwe.
Każdy z bohaterów Aswany ma inną historię, inne problemy, inne cele i pragnienia. Część z nich wywodzi się z najniższej warstwy społecznej i ci właśnie Egipcjanie są najbardziej szczęśliwymi, radosnymi ludźmi w całej powieści. Taha pragnie dwóch rzeczy - wstąpić do szkoły oficerskiej i ożenić się z piękną Busejną. Wydaje się, że obie te rzeczy są pewne - ma doskonałe oceny, jest uparty i bardzo inteligentny, a wraz z Busejną spędza wspaniałe chwile, przepełnione wspólnymi wyznaniami, zapewnieniami miłości i oddania. Jednakże na swojej drodze napotyka ogromne problemy, które uniemożliwiają mu realizację marzeń.
Busejna zaś pracuje w sklepie, musi utrzymać swoją rodzinę i to jest dla niej priorytetem, chociaż wciąż walczy z przeciwnościami, które stają jej na drodze. Walczy dosyć skutecznie, chociaż ponosi wciąż straty. Jedną z takich "strat" jest Taha.
Pozostali mieszkańcy kamienicy Jakobiana, znajdującej się na jednej z wielu ulic ogromnej, kilkumilionowej metropolii kairskiej, też muszą zmagać się z przeróżnymi problemami, które napotykają chcąc realizować swoje plany. Wydawałoby się, że ci bogatsi nie muszą się o nic martwić, ale nic bardziej mylnego.
Zaki popada w ogromne kłopoty za sprawą rodzonej siostry. Hatim lokuje swe uczucia bardzo nieszczęśliwie i w efekcie niszczy życie nie tylko sobie.. Azzim zaś całkowicie zgodnie z prawem bezwzględnie wykorzystuje poczciwą wdowę, unieszczęśliwiając ją przy okazji.
Ta mozaika postaci, złożoność zdarzeń, dziwne zwyczaje i wszędzie obecne prawo Koranu, które determinuje życie mieszkańców Kairu, powoduje że powieść nabiera orientalnego posmaku, egzotycznego wydźwięku i bardzo intryguje. Mnie najbardziej zaciekawiły przedstawione przez autora powody wstępowania młodych muzułmanów do organizacji terrorystycznych, które są dalekie od nienawiści rasowej, czy nienawiści religijnej, a spowodowane są przede wszystkim brakiem zgody na niesprawiedliwość powodowaną przez wywodzące się z tego samego narodu władze!
Młodzi ludzie, którzy niejednokrotnie są krzywdzeni przez swoich krajan, wiedzą, że inaczej z niesprawiedliwością, okrucieństwem i bezradnością nie są w stanie sobie poradzić. Walka, dżihad, jest jedyną możliwą formą manifestacji, protestu wobec krzywd jakich doznali. I nie jest to walka skierowana w niewiernych, tylko , co ciekawe, niekiedy w swoich braci.
Niestety koniec powieści, chociaż przewidywalny jest bardzo bolesny i wstrząsający.
Od czasu, gdy przeczytałam powieść Alaa Al Aswany zastanawiałam się, czy taki koniec jest nieunikniony. Czy można w jakikolwiek sposób obejść taką formę walki i żyć nadal w zgodzie z własnymi przekonaniami? Czy można w jakikolwiek inny sposób pokonać współczesne i bardzo bolesne plagi dręczące, niszczące Egipt?
Z całą pewnością, ale sposób ten wymaga przede wszystkim zjednoczenia całego społeczeństwa, o które w Egipcie jest jednak bardzo trudno. Choćby ze względu na różnice pomiędzy regionami. Różnice pomiędzy północą, a południem, wschodem, a zachodem. Pomiędzy częścią afrykańską, a azjatycką Egiptu. Pomiędzy licznymi chrześcijanami wyznania koptyjskiego, a muzułmanami.
Konsensus w tych warunkach jest praktycznie niemożliwy, a oddalają go jeszcze ogromne różnice pomiędzy poszczególnymi warstwami społeczeństwa, liczni przybywający do Egiptu Europejczycy oraz głęboki i poruszający oddech państwa Izrael, które wciąż kontroluje należącą w końcu do Egiptu Strefę Gazy i stara się mobilizować Egipt do walki z terroryzmem, co z drugiej zaś strony napotyka na sprzeciw Egipcjan.
Z całą pewnością
Patrząc na to młode pokolenie Egipcjan zastanowiłam się, czy kiedyś w naszym społeczeństwie pojawi się taki impuls, który nas tak zjednoczy. Na razie niestety jesteśmy bardzo podzieleni, a młode pokolenie wciąż trawi ciągła walka, którą chociaż trudno porównywać z dżihadem, jesteśmy pochłonięci. A plag, mimo że o wiele mniej jest w naszej demokracji, to i tak wciąż występuje ich o dużo za dużo.
Ocena: 6/6