niedziela, 9 października 2016

W oparach wulkanów i cieniu starożytnej dżungli na La Isla Bonita.

Południe jest surowe, pachnące siarką i ciepłe.
Północ spowija mglista otulina zieleni, rozwiewana przez zimne wiatry.

Na południu słońce pojawia się zawsze około południa, ogrzewając liczne plantacje bananów.
Na północy popołudniami słońce nie ledwo przebija się przez grubą warstwę nisko usytuowanych chmur.

Banany i ocean to typowy krajobraz tej wyspy.

Od północy do południa rozciąga się trasa wędrowna prowadząca szlakiem kolejnych erupcji wulkanicznych, które stworzyły ten przedziwny klimat.

Środek jest jednak najciekawszy. Gigantyczny lej powulkaniczny, którego wnętrze znajduje się poniżej poziomu morza, obrośnięty pradawną puszczą oraz gdzieniegdzie plantacjami bananów, jedwabiu i winorośli.

Wysiadacie z samolotu. Robicie wdech, potem wydech. Znowu wdech. I już to czujecie. Wszędzie ten sam, drażniący nozdrza zapach niepokoju, zapach egzotyki, zapach wulkanu. Wszechobecna siarka.

Ostre zakręty na stromych czarnych zboczach umajonych tropikalną roślinnością. Małym, niskim domkom z niewielkimi oknami powciskanym we wzgórza daleko do kolonialnych rezydencji kupców i magnatów. Ale to w nich przetwarza się skarby wyspy, chociażby na niesamowite lokalne trunki.

Ale wtem z okna autobusu widać już przedziwne i komiczne wielkie baseny pośrodku morza bananowców. Widać zgrabne budynki hotelowe położone na klifie nad samym brzegiem oceanu.
Jeszcze kilka zakrętów.

Witamy na La Palmie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...