Północ spowija mglista otulina zieleni, rozwiewana przez zimne wiatry.
Na południu słońce pojawia się zawsze około południa, ogrzewając liczne plantacje bananów.
Na północy popołudniami słońce nie ledwo przebija się przez grubą warstwę nisko usytuowanych chmur.
Od północy do południa rozciąga się trasa wędrowna prowadząca szlakiem kolejnych erupcji wulkanicznych, które stworzyły ten przedziwny klimat.
Środek jest jednak najciekawszy. Gigantyczny lej powulkaniczny, którego wnętrze znajduje się poniżej poziomu morza, obrośnięty pradawną puszczą oraz gdzieniegdzie plantacjami bananów, jedwabiu i winorośli.
Wysiadacie z samolotu. Robicie wdech, potem wydech. Znowu wdech. I już to czujecie. Wszędzie ten sam, drażniący nozdrza zapach niepokoju, zapach egzotyki, zapach wulkanu. Wszechobecna siarka.
Ostre zakręty na stromych czarnych zboczach umajonych tropikalną roślinnością. Małym, niskim domkom z niewielkimi oknami powciskanym we wzgórza daleko do kolonialnych rezydencji kupców i magnatów. Ale to w nich przetwarza się skarby wyspy, chociażby na niesamowite lokalne trunki.
Ale wtem z okna autobusu widać już przedziwne i komiczne wielkie baseny pośrodku morza bananowców. Widać zgrabne budynki hotelowe położone na klifie nad samym brzegiem oceanu.
Jeszcze kilka zakrętów.
Witamy na La Palmie.
Po ok. 5 godzinach mogliśmy podziwiać już wyłaniające się z oceanicznych głębi pierwsze wyspy. Każda jest inna i każda ma swój niesamowity urok. Ale dopiero, gdy mijaliśmy ogromny wulkan el Teide górujący nad Teneryfą, na którym byliśmy raptem kilka lat temu, ogarnęła nas prawdziwa euforia :)
Już na pierwszy rzut oka La Palma sprawiała jednak wrażenie dużo bardziej egzotycznej i fascynującej wyspy niż Teneryfa. Otulające nią niskie chmury, czarno - zielony krajobraz i strome zbocza mające swój początek w oceanie to wszystko nas zaskoczyło.
Zresztą w czasie tego całego wyjazdu weryfikowaliśmy jedna po drugiej informacje, które wcześniej wyczytaliśmy o tej wyspie. Już od razu, po wylądowaniu widać, dlaczego La Palma jest uważana za jedną z najwyższych wysp świata. Ukształtowanie terenu jest mocno górzyste i chociaż wyspa nie jest wcale duża (42 x 28 km!) to drogi są bardzo kręte, a więc aby ją okrążyć główną drogą trzeba przejechać ok. 200 km!
Stąd droga z lotniska do hotelu (ok. 20-30 km) zajmuje aż godzinę, zwłaszcza, iż autokar nas wiozący na niektórych zakrętach po prostu się nie składa. Po drodze jednak wcale się nie nudzimy. Obserwujemy atrakcje wyspy, które będziemy dokładniej badać podczas samodzielnych eksploracji. Przede wszystkim malutkie miasteczka, w których obowiązkowo znajduje się przynajmniej jedna winnica. Praktycznie nieoświetlone drogi, z których będzie można podziwiać gwiazdy, bo La Palma jest jednym z takich miejsc, które mają najlepszą przejrzystość powietrza na świecie! A do tego oczywiście wulkany, mnóstwo wulkanów. Zresztą wyspa jest de facto złożona z samych wulkanów, w większości nieuśpionych, choć nieaktywnych!
Nie mieliśmy planu na całe 7 dni na La Palmie. Wiedzieliśmy, że będziemy zwiedzać na własną rękę, że pożyczymy samochód, ale chcieliśmy też odpocząć. Atrakcji wyspa ma co nie miara, zatem od razu założyliśmy, że nie zobaczymy wszystkiego, bo może tu kiedyś jeszcze wrócimy.
Pierwsze dni to odpoczynek na licznych hotelowych basenach, niespieszna lektura, podziwianie okolicznych widoków. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie wybrali się na spacer wśród plantacji bananów na pobliską czarną plażę i wyprawę na okoliczne wulkany (oczywiście te, na które można było dojechać autobusem miejskim).
Później już było szaleństwo. Starożytny las wawrzynowy, wymagająca trasa do źródeł lokalnych strumieni, objazd wyspy krętymi drogami, zwiedzanie stolicy wyspy, wyjście na dość wysoki punkt widokowy w sandałkach, odwiedziny w dzikiej północnej wiosce...
Ale ileż to rzeczy nie zdążyliśmy zrobić! Nie odwiedziliśmy słynnej kaldery, nie byliśmy na polach wulkanicznych Cumbre Viejo, nie przeszliśmy ścieżki po wszystkich wulkanach, nie weszliśmy do rezerwatu Cubo de la Galga, nie odwiedziliśmy ani muzeum wina, ani muzeum bananów, nie kąpaliśmy się w skalnych basenach i co najgorsze nie obserwowaliśmy gwiazd z żadnego punktu widokowego!
Sami widzicie, że nasz kolejny kierunek wakacyjny może być bardzo oczywisty :) A jeżeli przy okazji udałoby nam się odwiedzić La Gomerę lub El Hierro... cóż byłoby wspaniale!
Tymczasem trzeba powrócić do smutnej (i zimnej!) rzeczywistości. I pewnie niedługo przydałoby się opowiedzieć o szczegółach tego genialnego wyjazdu oraz o książkach, które umilały mi czas na tym umownym końcu Europy.
Banany i ocean to typowy krajobraz tej wyspy. |
Od północy do południa rozciąga się trasa wędrowna prowadząca szlakiem kolejnych erupcji wulkanicznych, które stworzyły ten przedziwny klimat.
Środek jest jednak najciekawszy. Gigantyczny lej powulkaniczny, którego wnętrze znajduje się poniżej poziomu morza, obrośnięty pradawną puszczą oraz gdzieniegdzie plantacjami bananów, jedwabiu i winorośli.
Wysiadacie z samolotu. Robicie wdech, potem wydech. Znowu wdech. I już to czujecie. Wszędzie ten sam, drażniący nozdrza zapach niepokoju, zapach egzotyki, zapach wulkanu. Wszechobecna siarka.
Ostre zakręty na stromych czarnych zboczach umajonych tropikalną roślinnością. Małym, niskim domkom z niewielkimi oknami powciskanym we wzgórza daleko do kolonialnych rezydencji kupców i magnatów. Ale to w nich przetwarza się skarby wyspy, chociażby na niesamowite lokalne trunki.
Ale wtem z okna autobusu widać już przedziwne i komiczne wielkie baseny pośrodku morza bananowców. Widać zgrabne budynki hotelowe położone na klifie nad samym brzegiem oceanu.
Jeszcze kilka zakrętów.
Witamy na La Palmie.
Trudne początki
Gdy mój mąż pierwszy raz wysłał mi ofertę wakacyjną e-mailem musiałam sprawdzić z czym to się je. Bo ja, wielka wielbicielka archipelagu Wysp Kanaryjskich, która miesiącami czytała o poszczególnych wyspach i wysepkach, planowała podróże, rozpisywała atrakcje, jakoś nie zorientowałam się, że to właśnie tam znajduje się taki mały cud jak San Miguel de La Palma.
Decyzja o wyjeździe została podjęta w dwie sekundy od uświadomienia sobie czym ta La Palma właściwie jest.
(Co ciekawe znajomi, którym opowiadałam, gdzie lecimy na urlop cały uparcie pytali, czy chodzi o Majorkę :))
Wyjazd nastręczył nam nieco problemów organizacyjnych, bo okazało się, że wyloty są tylko z Warszawy i to w porach wczesnoporannych, a przy tym dosyć nieludzkich. W dodatku ostatni turnus na tejże wyspę w tym sezonie odbywał się w ostatnim tygodniu września, więc dwutygodniowe wczasy okazały się niemożliwe.
Godzinę lotu w późniejszym czasie zmieniono nam na popołudniową, dlatego spokojnie w dniu 22 września o świcie wyruszyliśmy z Krakowa w kierunku lotniska Chopina. Z dużym zapasem czasu stawiliśmy się do odprawy bagażowej i byliśmy... pierwsi :) Oczywiście pasażerowie stojący tuż za nami, którzy jak się potem okazało byli dużo wcześniej, ale postanowili się przespacerować po lotnisku, byli mocno zaskoczeni i ogromnie niezadowoleni.
Nie jestem zwolennikiem kolejkowego zamiłowania Polaków, ani zazwyczaj nie biorę udziału w rywalizacji kto pierwszy do odprawy/samolotu/do wyjścia z samolotu/przy taśmie bagażowej, ale tym razem było to bardzo pozytywne. Mieliśmy dużo czasu na spenetrowanie warszawskiej strefy bezcłowej ze sklepem Victoria Secret na czele oraz pożywnym McDonald'sem, w którym poczuliśmy się jak dzieci :)
Potem już "tylko" 6 godzin lotu spędzonych z "Wyznaję" Cabre na zmianę z Miłoszewskim oraz spaniem. Niestety nie obyło się bez zgrzytów - młody pasażer przed nami po spożyciu dużej ilości czekolady postanowił urządzić koncert życzeń, w czasie którego na przemian wrzeszczał, płakał, skakał po siedzeniu, dźgał mnie (śpiącą) w oko palcem, oglądał bajki z tabletu śpiewając, wymuszał na rodzicach zakup zabawek krzykiem etc. Czyli sama przyjemność.
U dołu: 1. Pasażer na gapę./ 2. Wrześniowa Warszawa. U góry: 3. Dżungla w chmurach./ 4. W drodze na kolację./5. Szlaki w puszczy. |
Już na pierwszy rzut oka La Palma sprawiała jednak wrażenie dużo bardziej egzotycznej i fascynującej wyspy niż Teneryfa. Otulające nią niskie chmury, czarno - zielony krajobraz i strome zbocza mające swój początek w oceanie to wszystko nas zaskoczyło.
Zresztą w czasie tego całego wyjazdu weryfikowaliśmy jedna po drugiej informacje, które wcześniej wyczytaliśmy o tej wyspie. Już od razu, po wylądowaniu widać, dlaczego La Palma jest uważana za jedną z najwyższych wysp świata. Ukształtowanie terenu jest mocno górzyste i chociaż wyspa nie jest wcale duża (42 x 28 km!) to drogi są bardzo kręte, a więc aby ją okrążyć główną drogą trzeba przejechać ok. 200 km!
Stąd droga z lotniska do hotelu (ok. 20-30 km) zajmuje aż godzinę, zwłaszcza, iż autokar nas wiozący na niektórych zakrętach po prostu się nie składa. Po drodze jednak wcale się nie nudzimy. Obserwujemy atrakcje wyspy, które będziemy dokładniej badać podczas samodzielnych eksploracji. Przede wszystkim malutkie miasteczka, w których obowiązkowo znajduje się przynajmniej jedna winnica. Praktycznie nieoświetlone drogi, z których będzie można podziwiać gwiazdy, bo La Palma jest jednym z takich miejsc, które mają najlepszą przejrzystość powietrza na świecie! A do tego oczywiście wulkany, mnóstwo wulkanów. Zresztą wyspa jest de facto złożona z samych wulkanów, w większości nieuśpionych, choć nieaktywnych!
Zbocze wulkanu San Antonio, który ostatni raz niepokoił mieszkańców w A.D. 1677 roku. |
Wulkany i banany
Nie mieliśmy planu na całe 7 dni na La Palmie. Wiedzieliśmy, że będziemy zwiedzać na własną rękę, że pożyczymy samochód, ale chcieliśmy też odpocząć. Atrakcji wyspa ma co nie miara, zatem od razu założyliśmy, że nie zobaczymy wszystkiego, bo może tu kiedyś jeszcze wrócimy.
Pierwsze dni to odpoczynek na licznych hotelowych basenach, niespieszna lektura, podziwianie okolicznych widoków. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie wybrali się na spacer wśród plantacji bananów na pobliską czarną plażę i wyprawę na okoliczne wulkany (oczywiście te, na które można było dojechać autobusem miejskim).
Później już było szaleństwo. Starożytny las wawrzynowy, wymagająca trasa do źródeł lokalnych strumieni, objazd wyspy krętymi drogami, zwiedzanie stolicy wyspy, wyjście na dość wysoki punkt widokowy w sandałkach, odwiedziny w dzikiej północnej wiosce...
Widok na Caldera de Taburiente (czyli gigantyczny krater wulkaniczny) z najwyższego szczytu La Palmy. |
Sami widzicie, że nasz kolejny kierunek wakacyjny może być bardzo oczywisty :) A jeżeli przy okazji udałoby nam się odwiedzić La Gomerę lub El Hierro... cóż byłoby wspaniale!
Tymczasem trzeba powrócić do smutnej (i zimnej!) rzeczywistości. I pewnie niedługo przydałoby się opowiedzieć o szczegółach tego genialnego wyjazdu oraz o książkach, które umilały mi czas na tym umownym końcu Europy.
Cudnie!
OdpowiedzUsuńWłaściwie nigdy nie brałam pod uwagę zwiedzania Wysp Kanaryjskich, ale wygląda na to, że pomijając je dużo bym straciła. Chyba trzeba je wpisać w plany podboju Hiszpanii. :D
Oj, zdecydowanie należy wziąć pod uwagę Wyspy Kanaryjskie przy eksplorowaniu Hiszpanii! To nie jest taka typowa Hiszpania, powiedziałabym nawet, że kompletnie egzotyczna kraina i w dodatku każda wyspa jest inna. Nawet, jak porównuję Teneryfę i La Palmę to chociaż są one do siebie podobne, to w praktyce zupełnie inne :)
UsuńZresztą są też idealne dla ciepłolubnych leniuszków, takich jak ja :) Przez cały rok jest tam w miarę stała temperatura (ok. 23-25 stopni), a poza tym słońce we wrześniu wschodzi o godz. 7:40 rano, a zachodzi ok. 20:30!
Gorąco polecam :)