Analizuję nadchodzący dzień, zadania, które muszę wykonać, sprawy, które czekają. Powoli wstaję mając nakreślony w głowie plan działania.
W łazience spędzam pierwsze 10 minut, po czym staję przed nie lada dylematem. Oto otwieram czeluści mej szafy i próbuję znaleźć w niej coś do ubrania. Wygodne, eleganckie, ale nie ekstrawaganckie, schludne, niewyzywające.
Każdego poranka mocno się gimnastykuję, aby wybrać coś dawno nienoszonego, odpowiedniego. Coś w czym mam poruszać się cały długi dzień. Wybieram zestaw, który na pierwszy rzut oka wydaje mi się idealny. Szybko go na siebie ubieram, gdyż z kuchni dobiega mnie znaczące stukanie talerzy i kubków, sygnał, że za niedługo mój T. zacznie się niecierpliwić, bo chce wychodzić do pracy (już i tak ledwo wytrzymuje to, iż odbywam dwie "budzikowe" drzemki). Zasuwam z powrotem do łazienki doprowadzić się do stanu, w którym mogę pokazać się większej rzeszy ludzi.
Zazwyczaj już przy nakładaniu podkładu wiem, że coś jest nie tak. Czasami jednak dopiero przy malowaniu rzęs orientuję się, że mój ubiór jest oklepany/źle dobrany/niepraktyczny/ma plamę, której nie zauważyłam/byłam w nim w ciągu ostatniego tygodnia.
I wtedy klapa. Wracam do punktu wyjścia. Z jednym niedomalowanym okiem znowu staję przed szafą i w akompaniamencie miarowego trzaskania drzwiami szafek próbuję poradzić sobie z czymś tak prozaicznym, jak ubranie się.
W łazience spędzam pierwsze 10 minut, po czym staję przed nie lada dylematem. Oto otwieram czeluści mej szafy i próbuję znaleźć w niej coś do ubrania. Wygodne, eleganckie, ale nie ekstrawaganckie, schludne, niewyzywające.
To moja malutka szafa. Prawie nic w niej nie mam...
Każdego poranka mocno się gimnastykuję, aby wybrać coś dawno nienoszonego, odpowiedniego. Coś w czym mam poruszać się cały długi dzień. Wybieram zestaw, który na pierwszy rzut oka wydaje mi się idealny. Szybko go na siebie ubieram, gdyż z kuchni dobiega mnie znaczące stukanie talerzy i kubków, sygnał, że za niedługo mój T. zacznie się niecierpliwić, bo chce wychodzić do pracy (już i tak ledwo wytrzymuje to, iż odbywam dwie "budzikowe" drzemki). Zasuwam z powrotem do łazienki doprowadzić się do stanu, w którym mogę pokazać się większej rzeszy ludzi.
Zazwyczaj już przy nakładaniu podkładu wiem, że coś jest nie tak. Czasami jednak dopiero przy malowaniu rzęs orientuję się, że mój ubiór jest oklepany/źle dobrany/niepraktyczny/ma plamę, której nie zauważyłam/byłam w nim w ciągu ostatniego tygodnia.
I wtedy klapa. Wracam do punktu wyjścia. Z jednym niedomalowanym okiem znowu staję przed szafą i w akompaniamencie miarowego trzaskania drzwiami szafek próbuję poradzić sobie z czymś tak prozaicznym, jak ubranie się.