Wbrew pozorom samolot, którym leciałam ani razu nie spadł do morza. Nie spadł też nigdzie na ląd. I oto po czterech kontrolach paszportowych, trzech startach, trzech lądowaniach, dwóch nadaniach bagażu, jednym zwiedzaniu lotniska Poznań Ławica oraz jednym zgubieniu bagażu, a także po czternastu dniach plażowania i czterech dniach depresji pourlopowej wracam do Was z całym nowym "bagażem" (nie, nie tym zgubionym, tylko całkiem nowym, świeżutkim) doświadczeń, wieloma wrażeniami do opowiedzenia oraz z kilkoma przeczytanymi książkami.
Polska, a szczególnie Kraków pożegnali nas mniej więcej tak:
Później już było "przezabawnie" - hala przylotów na lotnisku w Hurghadzie, żarty, krzyki oraz nieśmiertelne "open the taśma". Ale taśma się nie otworzyła, a za to w polu widzenia pojawił się uśmiechnięty Arab, który zasugerował nam udanie się do hotelu, gdyż nasze bagaże nie przyjechały (no bagatelka, osiemdziesięciu osobom!), raczej już nie przyjadą, może jutro, może w ogóle.
Nerwy, stres, niezażyte leki. A do tego trywialne marzenia o kąpieli, o szczoteczce do zębów, o własnej piżamie, o stroju kąpielowym. Nawet o tych książkach, które wahałam się czy zabrać i jednak zabrałam - do bagażu głównego.
Książki jednak do mnie dotarły. I ciuchy, buty, kosmetyki. I nawet moja pasta do zębów oraz pilnik do paznokci. Wszystko przyleciało niezawodną Lufthansą dnia następnego rano. Pytanie które jednak nasuwało się przez cały urlop: co jechało zamiast naszych bagaży?
(Nie sugerując nic - słyszeliście o dzisiejszym sukcesie wojsk koalicji, które wkroczyły do Trypolisu? A o polskich samolotach biorących udział w jakiś dziwnych libijskich misjach? Ciekawe, czy to przypadek, że Libia graniczy z Egiptem... ;))
A gdy już miałam wszystko co potrzebne już przez dwa bite tygodnie było o tak:
I tak:
Oraz tak:
Było też bardzo, bardzo czytelniczo. Poza gazetkami, które ktoś zakosił mi z plaży (polskimi gazetkami - więc któż mógłby je ukraść...) miałam jeszcze cały arsenał, który już praktycznie znacie:
Od góry:
1. "Weź moją duszę" Yrsa Sigurdardóttir
2. "Wbrew naturze" Antologia (różni autorzy)
3. "Umierający dandys" Mari Jungstedt
4. "Upadły anioł" Mari Jungstedt
5. "Dziewczyna, która pływała z delfinami" Sabina Berman
6. "Opowieści starego Kairu" Nadżib Mahfuz
7. "Taxi: Opowieści z kursów po Kairze" Chalid al-Chamisi
Wybór nie był przypadkowy - większość z tych pozycji otrzymałam do recenzji, trzy książki wzięłam z własnej biblioteczki. Każda z nich miała być lekka, przyjemna, idealna do odstresowania się, ale jak widzicie postanowiłam też czytać powieści "lokalne" - kraju do którego się wybrałam. Po części się to udało, po części nie bardzo. Z ciężkim sercem zabierałam czyściutkie, nowiutkie tomy na plażę, a przy moim prezencie imieninowym nie mogłam się przemóc, więc czytałam go jedynie wieczorami, do poduszki.
Przeczytałam podczas całych wakacji pięć pozycji, szóstą właśnie skończyłam przed chwilą, a siódmą odłożyłam "na potem". Możecie więc w najbliższych dniach spodziewać się natłoku recenzji, o ile oczywiście wena mnie całkowicie nie opuści. A mam nadzieję tak się absolutnie nie zdarzy ;) Pogoda wyraźnie wychodzi mi na przeciw - egipskie 33 stopnie przywędrowały nawet do grodu Kraka nad Wisłę, ale niestety aura nie ta sama, wilgotność niestety też nie, więc trzeba będzie się troszeczkę pomęczyć.
Ale przecież było już ciężko. Po czternastu dniach leżakowania wróciłam do 20-stopni i od razu zaczęłam cierpieć na niedobór słońca. Nie pomogło nieustanne leżenie w łóżku, ani pranie, sprzątanie, pisanie reklamacji, czytanie książek, załatwianie ważnych, zaległych formalności. Dopiero dzisiaj stanęłam na nogi po jakże miłym, już właściwie od dawna planowanym, spotkaniu z Kaś :)
Przyznam szczerze, iż dzięki pysznej kawie oraz bardzo barwnej, owocnej i niesamowicie ciekawej rozmowie nie tylko poczułam się zwarta i gotowa do jakiegokolwiek działania, ale przede wszystkim jakoś dziwnie zaczęłam mieć wrażenie, że z Kaś znamy się od lat :)
Tym bardziej wypad ten musimy powtórzyć! A Kasi z tego miejsca jeszcze raz dziękuję za miłe popołudnie!
I chociaż Kraków zawsze nastraja mnie pozytywnie to jednak w dalszym ciągu w myślach mam taki oto widok:
I mieć jeszcze będę jakiś czas. Kto wie? Może do piątego rejsu w okolice Zwrotnika Raka...
A Wy, Drodzy Czytelnicy, jakie widoki uzbieraliście podczas wakacji? Jakie książki służyły Wam za przyjaciela, towarzysza podróży i zarazem przewodnika?
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To widzę, że było bardzo ciekawie :) zazdroszczę wyjazdu, ehh... :D no i stosik bardzo ciekawy :) szczególnie chyba zwrócę uwagę na "Upadły anioł" Mari Jungstedt. Tytuł wydaje się być ciekawy.
OdpowiedzUsuńWspółczuję nerwów odnośnie zagubionego bagażu - mnie się to jeszcze nigdy nie zdarzyło:)
OdpowiedzUsuńJa też zawsze mam pokaźne stosiki czytelnicze i razem z siostrą i jej tomiszczami wystawiamy je na widoku. Zawsze zastanawia mnie, co o tym myślą sąsiadki, jak widza tak około 20-tu książek na stoleXD
W Egipcie jeszcze nie byłam, ale może w przyszłym roku się tam wybiorę:)
W Krakowie chętnie bywałabym co tydzień...Wybieram się jesienią. Tym razem spróbuję poodwiedzać księgarnie.
OdpowiedzUsuńKOCHANA ! a wiesz, że to samo powiedziałam wczoraj mężowi: "że mam wrażenie, że znam tę dziewczynę od LAT" :) SUPER było! i cieszę się ogromnie, że spędziłyśmy to popołudnie razem:) i wiem, że będą następne:) jak tylko się wykuruję:) i kawa...hm... zabiorę Cię na jeszcze lepszą...bo znam takie fajne miejsca;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i ... w następne wakacje zabierasz do Egiptu mnie i książki:) w podręcznym bagażu oczywiście- co byśmy nie zaginęli:)
Pocieszeniem jest to, że nie tylko Tobie nie zawieruszył się bagaż. I to tylko na chwilę. Cóż to dzień wobec pozostałych dni lenistwa:)O, przepraszam, pracy z książką.
OdpowiedzUsuńA Hurghadę i rejs po Nilu lata temu wspominam miło. Powtórzyć by to trzeba.
Pozdrawiam odrobiną polskiego słońca:)
Nie wierzę, nie wierzę, że pojechałaś na wakacje i czytałaś książki. Ja bym NIE MOGŁA :D
OdpowiedzUsuńJakoś nie przepadam za takimi leżakowymi wakacjami, ostatni raz nad (polskim) morzem byłam chyba z 10 lat temu... Ale plażowanie prawdopodobnie bardziej sprzyja czytaniu niż chodzenie po szlakach ;) Nie powiem, że zazdroszczę, bo w Kudowie-Zdroju też było fajnie :D
OdpowiedzUsuńTarkastelu, "Upadły anioł" faktycznie jest ciekawy, ale radzę czytać całą sagę Mari Jungstedt w odpowiedniej kolejności - dużo rzeczy może umknąć, gdy czyta się ją wyrywkowo.
OdpowiedzUsuńRadosiewka, moi sąsiedzi na plaży też na szczęście lubili czytać, ale nie zabierali ze sobą stosiku książek na leżak - a ja owszem :)
Egipt polecam. Z każdymi kolejnymi odwiedzinami zastanawiam się, jak mogłam kiedyś skutecznie ładować akumulatory bez tamtejszego słońca.
Visell, polecam Kraków jesienią. Mniej turystów, więcej spokoju na ulicach :) A księgarnie tak samo ciekawe.
Kaś, cieszę się, że mamy podobne odczucia :) Kawa kolejna koniecznie musi być, więc kuruj się moja Droga. Z chęcią za rok zapakuję Cię do mojego bagażu. To by były dopiero wakacje! Pozdrawiam :)
Nutto, właśnie tym się pocieszałam. Że to aż osiemdziesiąt osób i na pewno takie coś nie przejdzie bez echa. A Hurghada jest specyficzna i chyba jednak wolę odludną Tabę...
Limonko, ależ dlaczego nie mogłabyś na wakacjach czytać książek? Dla mnie to chyba jedyny taki czas kiedy mogę czytać dużo bez wyrzutów sumienia :)
OdpowiedzUsuńSchizmo, ja co roku zamiast leżeć na plaży zwiedzałam w odwiedzanym właśnie kraju co się tylko dało :) Tegoroczne wakacje to mój pierwszy "leżakowy" urlop i przyznam, że był mi potrzebny. Ale za rok już chciałabym znowu coś zobaczyć i pozwiedzać ;)
Od Sigurdardottir powiać musiało chłodem, jeśli czytałaś na plaży ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia z lektur i łagodnej aklimatyzacji życzę :)
Zazdroszczę wyjazdu, nie zazdroszczę nerwów dotyczących bagażu i lotu - osobiście loty samolotem mnie przerażają. Leciałam tylko raz w dwie strony i za każdym razem byłam święcie przekonana, że los się na mnie uwziął i celowo spowoduje upadek tego samolotu, by się mnie pozbyć, zwł. że było to w czasie wybuchu tamtego wielkiego wulkanu... Mimo to wciąż żyję... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sol
Dobrze, że już jesteś :)
OdpowiedzUsuńHaha, ten stosik na tej walizce jest cudny! Że też ja na to nie wpadłam ;)
OdpowiedzUsuńinteresujący czas miałaś przy tych palmach, książkach i ...zgubionych walizkach ;)
OdpowiedzUsuńu mnie w tym orku kiepsko z czytaniem na wakacjach, z pięciu zabranych wróciłam tylko z jedną przeczytaną, ale dobre i to ;)
Cieszę się, że miałaś udane wakacje :) Obrazki przywiezione z podróży są przepiękne.
OdpowiedzUsuńJa spędziłam swój urlop na naszych polskich Mazurach i też było pięknie. Oczywiście wzięłam z 7 książek, ale czasu na czytanie było mało. Pochłonęłam tylko ( a w tym przypadku "aż") "Dziwne losy Jane Eyre" i jestem nią zachwycona.
Czekam na Twoje recenzje :)
Pozdrawiam ;)
Udana podróż nie może obyć się bez przygód :) Oczywiście czekam na recenzje, miłego pisania!
OdpowiedzUsuńMaioofka, dokładnie, przez cały czas czytania Yrsy było mi tak przyjemnie chłodno. Chociaż nie polecam tego typu czytania - zderzenie dwóch frontów zwykle powoduje burzę ;)
OdpowiedzUsuńSol, ja już jestem weteranką problemów z lataniem. Zawsze zdarza mi się coś nieprzewidywanego. A to jakiś kabelek się spali i śmierdzi, a to wpadamy w największą burzę lata 2010 i kilkanaście minut przeżywamy grozę spadając w dół, a to samolot się spóźnia 3h. Teraz do tego doliczam jeszcze te bagaże. Naprawdę nie warto ze mną latać ;)
Agnes, dziękuję, również się cieszę :)
Nyx, to było moje marzenie od zeszłego roku. Niestety rok temu zepsuł mi się aparat i nie mogłam zaprezentować w ten sposób stosiku, a teraz oto proszę - moje dzieło :)
Tolu, u mnie mimo tej nerwówki jednak dobre wyniki czytelnicze - aż sama się sobie dziwię. Ale na wakacjach wygoda przede wszystkim - jeśli się nie ma ochoty na czytanie to się nie czyta ;)
Przyjemnostki, na Mazurach jeszcze nigdy nie byłam, ale słyszałam, że jest pięknie. Ja w tym roku chciałabym jeszcze wybrać się nad polskie morze (chyba jednak w jesiennej oprawie). "Dziwne losy Jane Eyre" mam w planach i to nawet już czekają na lekturę ;)
Ka-millo, oby jak najmniej takich przygód ;)