niedziela, 2 grudnia 2012

Tylko we Lwowie. "Marionetki" Paweł Jaszczuk

Przepis na dobry kryminał w dobie dzisiejszego kryzysu wydawniczego, o którym co najmniej raz dziennie przypominają media, jest bardzo prosty. Musimy brutalnego, ekscentrycznego, wulgarnego komisarza policji o jakimś podłym nałogu (a najlepiej kilku nałogach!) oraz o nieciekawej aparycji zakwaterować w bardzo charakterystycznym, nastrojowym polskim mieście (w grę wchodzi tylko Galicja lub Śląsk) w latach '20 lub '30 XX wieku i pozwolić mu działać zgodnie z jego obrzydliwymi i zaskakująco skutecznymi metodami.



Jakub Stern nie jest jednak komisarzem, a reporterem rubryki kryminalnej w lwowskim "Kurierze". We Lwowie goreje właśnie lato '38 roku, Europa chyli się ku wielkiej wojnie, po której nic już nie będzie takie samo, a szczęśliwy mąż i ojciec, na pozór bez wad, snuje się po mieście i prowadzi ze swoją współpracownicą - ekscentryczną Wilgą - dziennikarskie śledztwo. Policja zajmuje się właśnie sprawą wisielca odnalezionego w lasku przez gimnazjalistkę, ale to Jakub i Wilga są bliscy rozwikłania tej zagadki. Naprawdę depczą po piętach prawdziwemu mordercy, czy może to przebiegły zabójca steruje ich emocjami i działaniami?

Niewątpliwie wycieczka po Lwowie lat '30 z parą dziennikarzy to niezapomniane przeżycie. Czytelnik poznaje polskie miasto z poprzedniej epoki z wszystkimi smaczkami i brudami. Z wspaniałymi kawiarniami, bujnym życiem towarzyskim, z pięknymi zakątkami, ale też z melinami, marginesem społecznym, obrzydliwymi zaułkami i zwyrodnialcami wszelkiej maści, na czele z poszukiwanym okrutnym mordercą. Łatwo czytając "Marionetki" jest się zatracić w klimacie nieistniejącego już Lwowa, lecz w tym względzie pomocny będzie wątek kryminalny powieści, który szybko sprowadzi czytelnika na ziemię. Śledztwo płynie do przodu niespiesznie, początkowo zaskakuje i przynosi wielkie nadzieje na udany koniec, ale później niespodziewanie zagadka staje się prostym, banalnym, nadzwyczaj przewidywalnym elementem całej historii. A tak niewiele zabrakło by ta książka zachwycała...

Rozczarowały mnie "Marionetki". Rozczarował Paweł Jaszczuk. Rozczarowała nawet seria "Asy Kryminału", której wydawało mi się, że zawsze mogę zaufać.

Nie rozczarował mnie jedynie monumentalny, klimatyczny, piękny Lwów.

Ocena: 3,5/6


Zawsze lubiłam kryminały i rzadko kiedy ten gatunek potrafi mnie rozczarować. Tym razem było inaczej. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że "Plan Sary", czyli pierwsza część przygód Jakuba Sterna, która aktualnie leżakuje u mnie na czytniku jest lepsza niż jej następczyni. Jeśli będzie inaczej pozostanie mi tylko Lwów :)

Zniknęłam na trochę, a to przez to, iż mam bardzo dużo zajęć ostatnimi dniami. Uwijam się jak mróweczka i nawet na czytanie nie starcza mi już powoli czasu - podczytuję zawsze w łóżku przed zaśnięciem (a zasypiam teraz szybko, więc to nie zdaje egzaminu) albo w komunikacji miejskiej, chociaż nie zawsze mam warunki do czytania, czyli miejsce siedzące. Aktualnie wróciłam do czytania po angielsku i jestem z siebie bardzo dumna, że tak szybko mi idzie i tak rzadko sięgam po słownik ;) Literaturę anglojęzyczną wynoszę z biblioteki British Council w Krakowie, a mają tam naprawdę niesamowite tytuły. Jutro wybieram się po kolejną porcję angielszczyzny.

Cieszę się, że też iż wreszcie popełniłam jakąś recenzję. Pisanie idzie mi jeszcze gorzej niż czytanie, a tak bardzo chcę reanimować mego bloga i przywrócić mu poprzedni kształt. Trzymajcie więc za mnie mocno kciuki :)

8 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą - zaczęło się ciekawie, a od połowy wszystko się posypało. Rozwiązanie było podane na tacy i oczywiste, a szanowny pan Stern i tak niczego nie łapał. Lwów jest kuszący, sam pomysł na fabułę wyborny, ale całość wypada okropnie.

    "Plan Sary" oceniłam ciut lepiej, ale zakończenie jest fatalne - emocje sięgają zenitu na ułamek sekundy, rozwiązanie przychodzi zbyt szybko. A szkoda, bo i w tej historii był spory potencjał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zapomniałam dodać, że zazdroszczę anglojęzycznej biblioteki. Fantastyczna sprawa!

      Usuń
    2. Szkoda, że te powieści Jaszczuka nie są tak dobre na jakie się zapowiadają, iż autor nie potrafił wykorzystać tego potencjału, tych świetnie sprzyjających okoliczności :/

      Dobrze, że "Planu Sary" nie zakupiłam tylko ściągnęłam w ramach jakiejś darmowej akcji e-bookowej.

      Anglojęzyczną biblioteczkę też bardzo sobie cenię. Dzisiaj przywlokłam do domu "Coraline" Neila Gaimana :)

      Usuń
  2. Na spotkaniu autorskim Marek Krajewski mówił, że Jaszczuk przed nim odkrył Lwów, więc zwrócił się z pytaniem do autora, czy może w nim również pobuszować literacko. Jaszczuka nie znam, więc z chęcią przeczytałam recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałam, że Jaszczuk we Lwowie był pierwszy. Ale skoro Marek Krajewski tak powiedział to musi to być prawda. Szkoda tylko, że wizyta w Lwowie Pana Krajewskiego było znacznie bardziej owocna :)

      Zastanawiałam się nawet czy to właśnie nie kryminały Pana Marka za bardzo mnie rozpieściły i dlatego nie przyjmuję innych prób we Lwowie, ale przecież dobra powieść zawsze broni się sama.

      Zazdroszczę spotkania z Markiem Krajewskim - wyobrażam go sobie jako niesamowicie ciekawego człowieka. A jego książki uwielbiam!

      Usuń
  3. Pierwszy akapit tej notki mnie uwiódł - sama prawda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż czekam kiedy powstanie jakiś kryminał retro o Krakowie ;)

      Usuń
  4. Wpadłam przez przypadek i chyba zacznę wpadać częściej. Przyznaję, że kryminałów nie czytałam nigdy, ale w tym roku chcę to w końcu zmienić. :) Zacznę jednak od zagranicznych autorów...:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...