wtorek, 18 sierpnia 2009

Krajobraz po. "Widnokrąg" Wiesław Myśliwski.

Z dzieciństwa najbardziej zapadły mi w pamięci wakacje nad morzem. Coroczna kobieca wyprawa - ja, mama i babcia. Zawsze w to samo miejsce - do malowniczej Łeby. Klimat tam był tak inny od tego obecnego.
Pamiętam niesamowite zachody słońca. Słońce najpierw delikatnie, powoli kładło się na błękitnym niebie, żeby następnie wśród eksplozji pomarańczu, czerwieni i różu schować się za horyzontem. I w uszach słyszę słowa mamy:
"- Widzisz kochanie, gdybyśmy płynęły w stronę miejsca, gdzie niebo dotyka morza znalazłybyśmy się tam gdzie jest Tatuś. W Szwecji."

Horyzont? Teraz wiem, że to był widnokrąg. Mój pierwszy zauważalny widnokrąg, którego, jako małe dziecko, nie mogłam przekroczyć wyobraźnią. Dzisiaj, gdy wyobraźnia moja znacznie się rozwinęła widnokrąg nie jest już dla mnie zjawiskiem niezrozumiałym, ale przez to też nie jest rzeczą niezwykłą.

Dla bohatera książki Wiesława Myśliwskiego pt. "Widnokrąg" całe jego dotychczasowe życie, otaczający go niczym widnokrąg, wcale nie było niezwykłe. Opowiada o tym, co mu się zdarzyło płynnie, a jednocześnie bardzo subtelnie, w sposób prosty, bez specjalnych zachwytów, czy specjalnych narzekań. Ale emocje w jego opowieści są widoczne na każdym kroku. Począwszy od wielokrotnego przytaczania w jaki sposób rozwijała się choroba jego ojca, jak z coraz większym trudem wchodził po schodach, jak coraz ciężej oddychał, czy gdy jego matka, chcąc chyba odgonić złe myśli, jak mantrę powtarzała ojcu w każdej niemalże rozmowie: "Ale to, gdy już będziesz zdrowy", poprzez dzieciństwo, które tak mocno naznaczyła wojna, która sprawiła, że mały chłopiec przebywał bądź wśród dorosłych - swojej rodziny mieszkającej na wsi, albo sąsiadek, których zajęcie było co najmniej nieobyczajne, bądź wśród swoich rówieśników, którzy wychowani w inny sposób, w innym środowisku według jego surowej matki byli dla niego nieodpowiednim towarzystwem, aż po dojrzałość - pierwszą miłość, pierwszą fascynację, niepokoje i rozterki, przeszkody, które wspólnie pokonali, aby być razem i aby mógł teraz zabrać swojego syna w rodzinne strony.
Główny bohater nie jest kimś nadzwyczajnym, bo przecież ilu takich, jak on dzieciństwo i dorastanie zaburzyła wojna, a gdy wszystko na świecie rzekomo wróciło do normy, w jego rodzinie wojna właściwie pozostała, pozostał zamęt, brak własnego miejsca, brak perspektyw na lepsze jutro i jedyny optymistyczny, wręcz szaleńczy niekiedy pogląd przejawiała jego matka, która wciąż żywiła nadzieję na polepszenie bytu rodziny, niestety były to nadzieje płonne.

Piotr nie zabrał syna do miejsca, gdzie się wychował po to by odwiedzić rodzinę, nie był szczególnie do niej przywiązany, a jego rodzice już dawno temu zmarli. Odwiedził rodzinne strony, bo pomimo tylu bolesnych wspomnień, dziwnych zdarzeń, które go dotykały, czuł do nich ogromne przywiązanie. Przywiązanie nieco szalone, nieco może naiwne, bo przecież wychodząc po schodach, po których raptem kilkanaście, może kilkadziesiąt lat wcześniej prowadził swojego ojca rozdrapywał rany. I też dlatego przyjeżdżał do tego miasteczka bardzo rzadko, chociaż często obiecywał rodzinie, że ich odwiedzi.
Przy tym wszystkim wyraźnie czuł się winny losowi, jaki spotkał jego, jego rodziców, czy całą rodzinę. Trudno nazwać go też masochistą, w końcu przywiązanie do miejsca nie jest niczym strasznym. Ale w nim to przywiązanie tkwiło podświadomie, przecież tam zapuścił korzenie.
I chociaż widział już inny świat, na pewno lepszy, może i w nim teraz żył lepiej, to i tak przed oczami miał widnokrąg z dzieciństwa. Zamknięty niczym w mydlanej bańce chciał się wydostać, pozbyć wspomnień i jednocześnie chciał je zachować, chciał oglądać świat z takiej perspektywy.

Trudny konflikt wewnętrzny Myśliwski nie do końca rozwiązuje. Wskazuje jedynie drogę, którą główny bohater powinien iść. Tor na który powinien skierować swoje myśli.
Oczywiście tą drogą, tym torem jest teraźniejszość. Jest syn głównego bohatera, któremu on jako ojciec powinien pokazywać świat, któremu powinien poświęcać swoją uwagę, którego powinien wychowywać. Paweł pragnie jego uwagi, pragnie by był, jak inni ojcowie, dlatego nie powinien zadręczać się wspomnieniami, powinien wyjść za widnokrąg i pokazać swojemu synowi, jak wspaniały może być świat.
Rozpoczęcie i zakończenie książki skupiające się na fotografiach przywodzi mi na myśl nie tylko upływ czasu, ale też nieśmiertelność wspomnień. Tkwią one w naszych głowach, na co dzień nie zastanawiamy się ile ich jest, jak bardzo są wyraźne, ale gdy tylko chcemy, mamy nastrój, ochotę, możemy je przywołać, tak jak możemy wyciągnąć stare albumy i pooglądać zdjęcia na których zapisana jest nasza przeszłość.
W "Widnokręgu" fotografia ma jeszcze jeden wymiar - wymiar pokoleniowy. Bohater rozpoczyna swój monolog od przypomnienia sobie zdjęcia z dzieciństwa, kończy zaś swą opowieść od ukazania zdjęcia z dzieciństwa swojego potomka. Już po samych tych zdjęciach widać, jaką daleką drogę musi przejść każdy człowiek, a w końcu jego życie zamyka się już tylko we wspomnieniach, zamyka się w tylko nam znanych granicach wyznaczonych przez widnokrąg...

Ocena: 5,5 / 6

P.S. Pod dwóch lekturach Myśliwskiego mogę wysnuć, może nieco odważny i przesadny wniosek, iż ewoluuje on z każdą kolejną książką. Teraz pozostaje mi śledzić dalej tę ewolucję i sięgnąć po jego ponoć najlepsze dzieło, po "Traktat o łuskaniu fasoli". A potem zdecyduję, czy chcę poznać nieco "młodsze" oblicze Myśliwskiego.

3 komentarze:

  1. Oj, oj, oj lubię słowa pana Myśliwskiego.:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. "Traktat" czytałam, jednak nie będę tu nic pisać, bo nie lubię komuś opowiadać swoich odczuć drugiej osobie, przed przeczytaniem. :-)
    a tak w ogóle to świetna recenzja.
    Myśliwski da się lubić. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś próbowałam przeczytać tę książkę, jednak z braku czasu zmuszona byłam odłożyć ją na później... Być może niebawem do niej wrócę. Bardzo podobał mi się "Traktat...".

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...