W 90% przypadków śluby te nie były dla mnie zaskoczeniem. Zresztą śluby są wszędzie - w mojej rodzinie, w internecie, w kościele obok którego akurat przechodzę w sobotnie popołudnie, a nawet gdy stoję w kolejce po zapiekankę "U Endziora" na krakowskim Kazimierzu - akurat w tak uroczych okolicznościach przyrody jakaś para postanowiła zorganizować sobie plener fotograficzny.
Broń Boże, nie twierdzę, że przeszkadza mi taki stan rzeczy, ale zastanawia mnie zasadność statystyk, które twierdzą, że ślubów jest coraz mniej, a coraz więcej związków na "kocią łapę".
Prawda jest taka, że większość osób, które decydują się na weselny marsz w kierunku ołtarza stoi przed pierwszymi takimi wyborami w życiu - pierwszą organizacją imprezy na taką skalę. Nic dziwnego, że nietrudno w takich okolicznościach o wpadki. Wpadki irytujące, kompromitujące, zawstydzające, niekiedy doprowadzające do płaczu, ale prawie zawsze kosmicznie śmieszne.
Przyglądnijmy się dwóm opowieściom będącym idealnym przykładem, jak ślubne wpadki mogą się tragicznie skumulować.

Jane może pochwalić się obecnością w jej garderobie aż 27 sukienek. W normalnych okolicznościach byłaby szczęściarą, której wszystkie kobiety zazdrościłyby takiej ilości strojów, ale niestety dla Jane nie jest to powód do dumy. Dlaczego?
Ta zapracowana asystentka bajecznie przystojnego Georga w pracy potrafi być całkowicie oddana swemu szefowi i doskonale zorganizowana. Wytrwale znosi wszelkie trudy, jakie napotyka krocząc po ścieżce kariery, przede wszystkim dlatego, że jest całkowicie, szaleńczo zakochana w swym pracodawcy. Po godzinach Jane odreagowuje w dosyć oryginalny sposób - jest prawie zawodową pierwszą druhną, która ma za sobą aż 27 ślubów, 27 szczęśliwych wydarzeń dla 27 par, w organizowaniu których była niewątpliwym asem, błyszcząc przy tym w każdej ze swych 27 sukienek.