Duże dziewczynki weryfikują swoje marzenia z rzeczywistością. Więc zazwyczaj wystarcza im ubranie ze sklepowych przecen, kilkoro dobrych przyjaciół oraz normalny facet. Czasem tylko jakikolwiek facet.
Źródło |
Jakie są wobec tego argumenty za małżeństwem?
1. Wreszcie razem.
Większość par czeka na ten moment, żeby nareszcie być razem i tylko razem. Niektórzy aż do przesady celebrują to wspólne bytowanie copięciominutowymi buziaczkami i pieszczotliwymi zwrotami "misiaczku", "koteczku", "wieprzowinko" etc.
Ja podchodzę do życia bardzo praktycznie, dlatego najważniejsza w moim małżeństwie (poza mną!) jest oczywiście wspólna biblioteczka, która stanowi główny składnik małżeńskiej wspólnoty majątkowej.
Nie będę Was przekonywać do zalet wspólnej biblioteczki. Do tego, że gromadzone przez lata tomy są aktualnie dostępne dla obojga, że jeżeli coś kupisz to nie masz aż takich wyrzutów sumienia, a jeśli coś trzymasz na półce już piąty rok to może akurat zostać złapane przez tę drugą osobę i już wcale nie głupio Ci, że kupujesz książki na wyrost o kilka lat do przodu. A na pewno znajomi nie patrzą na Ciebie dziwnie, gdy pytając co sądzisz o danej książce, którą masz na półce wzruszasz ramionami przyznając, że wcale jej nie czytałaś. Zawsze można przecież powiedzieć: "A ta akurat należy do Męża!".
Nie, nie będę w ogóle argumentować. Wystarczy tylko, że powiem Wam, iż znajomi przychodzący do nas w pierwsze odwiedziny przynieśli obok wina, także książkę do, uwaga, naszej wspólnej biblioteczki!
2. Wyjątkowe celebrowanie
Ślub jest takim wydarzeniem, które cementuje nie tylko związek dwojga ludzi, ale też (czasami niestety) łączy dwie, często zupełnie od siebie różne rodziny.
I nagle okazuje się, że u męża/żony przygotowuje się i spożywa tradycyjne 14 potraw, a u drugiej strony nikt nie jest w stanie tego przejeść, więc nie je się ociupinkę każdej z kilkunastu potraw, tylko normalną kolację, za to niczego sobie nie odmawiając. Że w jednej rodzinie najważniejsze w Wielkanoc jest śniadanie, a w drugiej święty jest obiad (to akurat może być świetne, bo jest się wtedy w stanie pogodzić podwójne świętowanie). Że w jednej rodzinie to prezenty daje się przede wszystkim na urodziny, a w innej wyłącznie na imieniny.
Trudno czasami pogodzić ze sobą te wszystkie zwyczaje, tradycje, przyzwyczajenia. Ale patrząc na plusy takiej sytuacji to przecież faktycznie zyskuje się kolejną "drugą" rodzinę. Taką rodzinę, która nas wesprze w trudnej sytuacji, która nam pomoże, która dobrze doradzi i która podzieli się z nami wszystkim (nawet swoją biblioteczką). Oczywiście jeśli nowa rodzina wie, że lubimy książki, iż je wręcz uwielbiamy to z przyjemnością też nas nimi obdaruje.
Sama doświadczyłam takiego obdarowania, w moje pierwsze urodziny po ślubie od teściów otrzymałam wymarzoną książkę, o której wspomniałam im w kontekście audycji w radiowej Trójce, której słucham zawsze w piątek rano :) Tym większa była moja radość, iż książkę trudno było dostać!
3. Moje i twoje czyli nasze.
Już wspomniałam o tym, że w małżeństwie należy się dzielić. Że większość rzeczy należy już nie tylko do nas, ale też do drugiej osoby. Ale jakże to może być genialne!
Wyobraźcie sobie bowiem, że nasza druga połówka czyta szaleńczo książki. Ileż nowych tytułów może wnieść do naszego domu! Nie tylko te, które już posiada, czy te, które kupuje, ale też te, które dostaje.
A jeżeli nie czyta? To tym lepiej - nie będzie podbierała nam naszych ukochanych książek! :)
4. Wspólna codzienność
W każdym chyba związku ważne jest to, aby oczywiście być razem. Ale bez przesady. Nie można 24h na dobę, 7 dni w tygodniu trzymać się za rękę. Albo wyznawać sobie ciągle miłość.
Czasami trzeba chodzić do pracy, do sklepu, z koleżankami na likierek lub do kosmetyczki.
Niekiedy przebywa się jednak w swoim towarzystwie. Jakby razem, ale jednak osobno. Bo po co każdego wieczoru rozmawiać o tym, co robiło się przez cały dzień, gdy po prostu jedno może włączyć sobie ulubiony program motoryzacyjny, a drugie w tym czasie otworzyć ulubioną książkę. Po co przytulać się cały wieczór, skoro wiadomo, że druga połówka nam już nigdzie nie ucieknie, skoro można zgłębiać cudze problemy miłosne, a w szczególności te fascynujące - książkowe.
Żeby nie szukać daleko plan naszego wtorkowego wieczoru w mym domu jest następujący:
godz. 20:00 - powrót, ogarnięcie się, pogłaskanie kota, przygotowanie jedzenia i napojów
godz. 20:20 - zajęcia indywidualne, tj. ja - Prattchet, T - "Uwaga pirat"
godz. 21:30 - wspólne oglądanie serialu
godz. 22:30 - mycie zębów, kładzenie się do łóżka
godz. 22:40 - zajęcia indywidualne, tj. ja - Prattchet, T - "Dwunasta planeta"
godz. 22:50 - wyproszenie kota, który skacze po łóżku za drzwi
ok. godz. 23:20 - gaszenie lampek, sen
5. Współodpowiedzialność za dom
Kiedyś, gdy jeszcze mieszkało się z rodzicami lub współlokatorami miało się rotacyjnie (lub w sposób ciągły) na swojej głowie liczne obowiązki domowe. Wynoszenie śmieci, sprzątanie, gotowanie, mycie naczyń, pranie i wiele, wiele innych. Jako kobieta zawsze byłam nieco eksploatowana, bo przecież w myśl świętej zasady patriarchatu to baba ma zajmować się domem i siedzieć w kuchni. (Tak zupełnie serio to baby były same dwie - ja i moja mama, której oczywiście starałam się pomagać, jak tylko mogłam).
Jakże to się zmieniło po wejściu w związek małżeński! Pewnie myślicie, że tak się tylko wygłupiam i ściemniam, a po powrocie do domu zakładam homonto, ale gdzież tam! Po pierwsze podzieliliśmy z T. obowiązki, jak tylko się dało. Każde z nas robi to co w miarę mu wychodzi i w miarę lubi (ja oczywiście piorę i pielęgnuję kota, a T. piecze ciasta!). A żeby nie było konfliktów zatrudniliśmy panią od sprzątania :) No mówię Wam, bajka!
6. Własne M
Młode małżeństwa zamieszkują zazwyczaj razem. Zazwyczaj w swoich własnych lub wynajmowanych mieszkaniach. Jednak istotne z punktu widzenia naszych rozważań jest to, że poza dwojgiem ludzi w tej przestrzeni mieszkania, jakkolwiek ona by nie była duża, zawsze znajdzie się nieco miejsca na... książki.
Jeżeli tylko jedna osoba czyta, ma tego miejsca nieograniczoną niemalże ilość. Jeżeli obie czytają, trzeba wypracowywać kompromisy.
Własne mieszkanko to też własne miejsce do czytania, własny fotel z mocną lampką, która pozwala oszczędzić wzrok. To też z czasem inni domownicy, którzy mają swoje książki (dziecko) lub z różnym skutkiem szanują nasze (kot).
Można też zaszaleć i przekonać swojego współmałżonka do tego by przeznaczyć cały pokój na bibliotekę. Jeżeli się zgodzi to tylko musimy się cieszyć :) A jeśli nie? Trzeba jakoś kombinować, żeby nie zorientował się, iż tak już jest.
7. Zawsze razem
Jak już wspomniałam przebywanie razem cały czas nie jest właściwe. Co więcej, może mieć katastrofalne skutki. Ale w pewnych wypadkach takie małżeńska wspólność jest właściwa.
Bo wyobraźcie sobie, że nie tylko dzielimy z kimś biblioteczkę, ale też wspólnie czytamy. Możemy czytać z jednej książki po cichu, albo jedna osoba może czytać drugiej. Jeżeli macie oczywiście tak dużo czasu by to kultywować to naprawdę może być ciekawe.
Dla tych mających mniej czasu polecam jednak czytanie indywidualne, "gdzie się da" i późniejsze dyskutowanie o książkach, bo nie ma nic wspanialszego niż chwila, gdy orientujemy się, że druga osoba myśli tak samo, czuje tak samo i jej wrażenia odbieramy intuicyjnie, nawet gdy nie potrafi ich wyrazić. Nie ma też nic bardziej emocjonującego niż chwila, gdy te zdania są różne :D
Wspólne życie to też wspólny bagaż na wakacje! Ileż książek możemy więcej zabrać, zwłaszcza w gdy nasz wybranek jest osobą praktyczną, minimalistyczną albo książek nie czyta.
A wspólne finanse? Ileż to mamy więcej wolnych środków, które możemy przeznaczyć na książki. Już nie musimy odejmować sobie z ust kolejnego ciasteczka, bo przecież współmałżonek zawsze nas poratuje w trudnych chwilach :)
8. Różnice, które łączą
Z moim T. różnimy się znacznie. On umysł ścisły, ja humanistka. On informatyk, ja prawnik. On introwertyk, ja ekstrawertyczka. Czytamy i lubimy różnego typu literaturę. I o ile ja jestem otwarta na nowe gatunki to T. już nie bardzo.
Małżeństwo sprawia, że te różnice się uwypuklają, ale jednocześnie mamy tego pozytywy. Możemy poznawać nowe gatunki literackie, druga połówka może namówić nas na czytanie książek, na które nie zwrócilibyśmy normalnie uwagi (mój T. polecił mi np. "Pachnidło"). Wreszcie możemy literaturę odkrywać, a nie tylko ją zwyczajnie czytać!
9. Główny atrybut czytelnika
Pewnie jak wiecie lubię różne czytelnicze gadżety. Większość z nich zawdzięczam T.
A teraz mam jeszcze coś, co bije na łeb te wszystkie gadżety, ale też jest niezwykle istotnym atrybutem książkowym. I zawdzięczam to małżeństwu!
Jest absorbujący. Energiczny. Ruchliwy. Ma cztery łapy, a na imię Maddie.
Kot, o którym marzyłam od dawien dawna. Kot, a właściwie kotka, której nie mogłam mieć wcześniej, a która stanowiła nasz priorytet w momencie zawarcia małżenstwa :)
Wita mnie codziennie w drzwiach, gubi mnóstwo kudłów, budzi mnie miauczeniem i wciąż tylko żąda przytulania, głaskania i zabawy. I oczywiście czyta ze mną!
A przy okazji ma swoją własną pasję, jaką jest muzyka klasyczna :)
10. Prezent ślubny
Tego już chyba nie muszę komentować :)
Zaznaczę tylko, iż tyleż samo otrzymaliśmy butelek winogronowych trunków, więc goście dopisali.
Zatem idźcie i wstępujcie w związki małżeńskie. Kot sam się nie przygarnie, książki się same nie kupią, a biblioteczka sama się nie zbuduje! :)
P.S. Wpis sponsoruje moje od niedawna 6-miesięczne małżeństwo oraz 7-miesięczna Maddie :)
Większość par czeka na ten moment, żeby nareszcie być razem i tylko razem. Niektórzy aż do przesady celebrują to wspólne bytowanie copięciominutowymi buziaczkami i pieszczotliwymi zwrotami "misiaczku", "koteczku", "wieprzowinko" etc.
Ja podchodzę do życia bardzo praktycznie, dlatego najważniejsza w moim małżeństwie (poza mną!) jest oczywiście wspólna biblioteczka, która stanowi główny składnik małżeńskiej wspólnoty majątkowej.
Nie będę Was przekonywać do zalet wspólnej biblioteczki. Do tego, że gromadzone przez lata tomy są aktualnie dostępne dla obojga, że jeżeli coś kupisz to nie masz aż takich wyrzutów sumienia, a jeśli coś trzymasz na półce już piąty rok to może akurat zostać złapane przez tę drugą osobę i już wcale nie głupio Ci, że kupujesz książki na wyrost o kilka lat do przodu. A na pewno znajomi nie patrzą na Ciebie dziwnie, gdy pytając co sądzisz o danej książce, którą masz na półce wzruszasz ramionami przyznając, że wcale jej nie czytałaś. Zawsze można przecież powiedzieć: "A ta akurat należy do Męża!".
Nie, nie będę w ogóle argumentować. Wystarczy tylko, że powiem Wam, iż znajomi przychodzący do nas w pierwsze odwiedziny przynieśli obok wina, także książkę do, uwaga, naszej wspólnej biblioteczki!
Źródło |
2. Wyjątkowe celebrowanie
Ślub jest takim wydarzeniem, które cementuje nie tylko związek dwojga ludzi, ale też (czasami niestety) łączy dwie, często zupełnie od siebie różne rodziny.
I nagle okazuje się, że u męża/żony przygotowuje się i spożywa tradycyjne 14 potraw, a u drugiej strony nikt nie jest w stanie tego przejeść, więc nie je się ociupinkę każdej z kilkunastu potraw, tylko normalną kolację, za to niczego sobie nie odmawiając. Że w jednej rodzinie najważniejsze w Wielkanoc jest śniadanie, a w drugiej święty jest obiad (to akurat może być świetne, bo jest się wtedy w stanie pogodzić podwójne świętowanie). Że w jednej rodzinie to prezenty daje się przede wszystkim na urodziny, a w innej wyłącznie na imieniny.
Trudno czasami pogodzić ze sobą te wszystkie zwyczaje, tradycje, przyzwyczajenia. Ale patrząc na plusy takiej sytuacji to przecież faktycznie zyskuje się kolejną "drugą" rodzinę. Taką rodzinę, która nas wesprze w trudnej sytuacji, która nam pomoże, która dobrze doradzi i która podzieli się z nami wszystkim (nawet swoją biblioteczką). Oczywiście jeśli nowa rodzina wie, że lubimy książki, iż je wręcz uwielbiamy to z przyjemnością też nas nimi obdaruje.
Sama doświadczyłam takiego obdarowania, w moje pierwsze urodziny po ślubie od teściów otrzymałam wymarzoną książkę, o której wspomniałam im w kontekście audycji w radiowej Trójce, której słucham zawsze w piątek rano :) Tym większa była moja radość, iż książkę trudno było dostać!
3. Moje i twoje czyli nasze.
Już wspomniałam o tym, że w małżeństwie należy się dzielić. Że większość rzeczy należy już nie tylko do nas, ale też do drugiej osoby. Ale jakże to może być genialne!
Wyobraźcie sobie bowiem, że nasza druga połówka czyta szaleńczo książki. Ileż nowych tytułów może wnieść do naszego domu! Nie tylko te, które już posiada, czy te, które kupuje, ale też te, które dostaje.
A jeżeli nie czyta? To tym lepiej - nie będzie podbierała nam naszych ukochanych książek! :)
Źródło |
4. Wspólna codzienność
W każdym chyba związku ważne jest to, aby oczywiście być razem. Ale bez przesady. Nie można 24h na dobę, 7 dni w tygodniu trzymać się za rękę. Albo wyznawać sobie ciągle miłość.
Czasami trzeba chodzić do pracy, do sklepu, z koleżankami na likierek lub do kosmetyczki.
Niekiedy przebywa się jednak w swoim towarzystwie. Jakby razem, ale jednak osobno. Bo po co każdego wieczoru rozmawiać o tym, co robiło się przez cały dzień, gdy po prostu jedno może włączyć sobie ulubiony program motoryzacyjny, a drugie w tym czasie otworzyć ulubioną książkę. Po co przytulać się cały wieczór, skoro wiadomo, że druga połówka nam już nigdzie nie ucieknie, skoro można zgłębiać cudze problemy miłosne, a w szczególności te fascynujące - książkowe.
Żeby nie szukać daleko plan naszego wtorkowego wieczoru w mym domu jest następujący:
godz. 20:00 - powrót, ogarnięcie się, pogłaskanie kota, przygotowanie jedzenia i napojów
godz. 20:20 - zajęcia indywidualne, tj. ja - Prattchet, T - "Uwaga pirat"
godz. 21:30 - wspólne oglądanie serialu
godz. 22:30 - mycie zębów, kładzenie się do łóżka
godz. 22:40 - zajęcia indywidualne, tj. ja - Prattchet, T - "Dwunasta planeta"
godz. 22:50 - wyproszenie kota, który skacze po łóżku za drzwi
ok. godz. 23:20 - gaszenie lampek, sen
5. Współodpowiedzialność za dom
Kiedyś, gdy jeszcze mieszkało się z rodzicami lub współlokatorami miało się rotacyjnie (lub w sposób ciągły) na swojej głowie liczne obowiązki domowe. Wynoszenie śmieci, sprzątanie, gotowanie, mycie naczyń, pranie i wiele, wiele innych. Jako kobieta zawsze byłam nieco eksploatowana, bo przecież w myśl świętej zasady patriarchatu to baba ma zajmować się domem i siedzieć w kuchni. (Tak zupełnie serio to baby były same dwie - ja i moja mama, której oczywiście starałam się pomagać, jak tylko mogłam).
Jakże to się zmieniło po wejściu w związek małżeński! Pewnie myślicie, że tak się tylko wygłupiam i ściemniam, a po powrocie do domu zakładam homonto, ale gdzież tam! Po pierwsze podzieliliśmy z T. obowiązki, jak tylko się dało. Każde z nas robi to co w miarę mu wychodzi i w miarę lubi (ja oczywiście piorę i pielęgnuję kota, a T. piecze ciasta!). A żeby nie było konfliktów zatrudniliśmy panią od sprzątania :) No mówię Wam, bajka!
Źródło |
6. Własne M
Młode małżeństwa zamieszkują zazwyczaj razem. Zazwyczaj w swoich własnych lub wynajmowanych mieszkaniach. Jednak istotne z punktu widzenia naszych rozważań jest to, że poza dwojgiem ludzi w tej przestrzeni mieszkania, jakkolwiek ona by nie była duża, zawsze znajdzie się nieco miejsca na... książki.
Jeżeli tylko jedna osoba czyta, ma tego miejsca nieograniczoną niemalże ilość. Jeżeli obie czytają, trzeba wypracowywać kompromisy.
Własne mieszkanko to też własne miejsce do czytania, własny fotel z mocną lampką, która pozwala oszczędzić wzrok. To też z czasem inni domownicy, którzy mają swoje książki (dziecko) lub z różnym skutkiem szanują nasze (kot).
Można też zaszaleć i przekonać swojego współmałżonka do tego by przeznaczyć cały pokój na bibliotekę. Jeżeli się zgodzi to tylko musimy się cieszyć :) A jeśli nie? Trzeba jakoś kombinować, żeby nie zorientował się, iż tak już jest.
7. Zawsze razem
Jak już wspomniałam przebywanie razem cały czas nie jest właściwe. Co więcej, może mieć katastrofalne skutki. Ale w pewnych wypadkach takie małżeńska wspólność jest właściwa.
Bo wyobraźcie sobie, że nie tylko dzielimy z kimś biblioteczkę, ale też wspólnie czytamy. Możemy czytać z jednej książki po cichu, albo jedna osoba może czytać drugiej. Jeżeli macie oczywiście tak dużo czasu by to kultywować to naprawdę może być ciekawe.
Dla tych mających mniej czasu polecam jednak czytanie indywidualne, "gdzie się da" i późniejsze dyskutowanie o książkach, bo nie ma nic wspanialszego niż chwila, gdy orientujemy się, że druga osoba myśli tak samo, czuje tak samo i jej wrażenia odbieramy intuicyjnie, nawet gdy nie potrafi ich wyrazić. Nie ma też nic bardziej emocjonującego niż chwila, gdy te zdania są różne :D
Wspólne życie to też wspólny bagaż na wakacje! Ileż książek możemy więcej zabrać, zwłaszcza w gdy nasz wybranek jest osobą praktyczną, minimalistyczną albo książek nie czyta.
A wspólne finanse? Ileż to mamy więcej wolnych środków, które możemy przeznaczyć na książki. Już nie musimy odejmować sobie z ust kolejnego ciasteczka, bo przecież współmałżonek zawsze nas poratuje w trudnych chwilach :)
Źródło |
8. Różnice, które łączą
Z moim T. różnimy się znacznie. On umysł ścisły, ja humanistka. On informatyk, ja prawnik. On introwertyk, ja ekstrawertyczka. Czytamy i lubimy różnego typu literaturę. I o ile ja jestem otwarta na nowe gatunki to T. już nie bardzo.
Małżeństwo sprawia, że te różnice się uwypuklają, ale jednocześnie mamy tego pozytywy. Możemy poznawać nowe gatunki literackie, druga połówka może namówić nas na czytanie książek, na które nie zwrócilibyśmy normalnie uwagi (mój T. polecił mi np. "Pachnidło"). Wreszcie możemy literaturę odkrywać, a nie tylko ją zwyczajnie czytać!
9. Główny atrybut czytelnika
Pewnie jak wiecie lubię różne czytelnicze gadżety. Większość z nich zawdzięczam T.
A teraz mam jeszcze coś, co bije na łeb te wszystkie gadżety, ale też jest niezwykle istotnym atrybutem książkowym. I zawdzięczam to małżeństwu!
Jest absorbujący. Energiczny. Ruchliwy. Ma cztery łapy, a na imię Maddie.
Kot, o którym marzyłam od dawien dawna. Kot, a właściwie kotka, której nie mogłam mieć wcześniej, a która stanowiła nasz priorytet w momencie zawarcia małżenstwa :)
Wita mnie codziennie w drzwiach, gubi mnóstwo kudłów, budzi mnie miauczeniem i wciąż tylko żąda przytulania, głaskania i zabawy. I oczywiście czyta ze mną!
A przy okazji ma swoją własną pasję, jaką jest muzyka klasyczna :)
10. Prezent ślubny
Tego już chyba nie muszę komentować :)
Zaznaczę tylko, iż tyleż samo otrzymaliśmy butelek winogronowych trunków, więc goście dopisali.
Zatem idźcie i wstępujcie w związki małżeńskie. Kot sam się nie przygarnie, książki się same nie kupią, a biblioteczka sama się nie zbuduje! :)
P.S. Wpis sponsoruje moje od niedawna 6-miesięczne małżeństwo oraz 7-miesięczna Maddie :)
Szczęścia!
OdpowiedzUsuńNie dziękuję by nie zapeszyć! ;)
Usuń