niedziela, 17 stycznia 2016

Remanent, czyli "Panie, tu jest kiosk Ruchu, ja tu mięso mam!".

Nowy Rok, nowe perspektywy, nowe plany, nowe otwarcie. Ale nie oszukujmy się, niewiele z tych planów, marzeń, postanowień tak naprawdę spełnimy. Obojętne, czy założymy sobie jakąś liczbę książek, które musimy przeczytać, czy określone tytuły, czy wysokość stosu, czy też lektury o jakiś wyszukanych zagadnieniach.

A mimo to się nie poddajemy. Tworzymy jakieś dziwaczne listy, listki, wielgaśne listy. Tworzymy, często nierealne, założenia. I to wszystko zamiast zwykłej radości czytania.

W tym roku postanowiłam jednak wreszcie coś zrobić, zmienić, stworzyć. Jakoś urealnić te wszystkie plany związane z czytaniem klasyki, przypomnieniem sobie dziecięcych lektur, sięganiem po książki które mam w mych zasobach, ograniczeniem w kupowaniu nowych tytułów. Pokusiłam się więc o delikatne noworoczne porządki.

Miły mym oczom porządek. Źródło

Teraz wszyscy wyobrazili sobie pewnie, jak w chustce na głowie trzepię dywany, odkurzam półki i książki, układam, wącham, kicham, jeszcze raz wącham, jeszcze raz kicham i z pietyzmem odkładam na półeczkę, potem z pięćdziesiąt razy wszystko przestawiam i gdy padam już ze zmęczenia zostawiam biblioteczkę i zasypiam półsiedząca na fotelu.

Otóż nie. Kurz wraz z kocimi kłaczkami nadal pokrywa me książki, tytuły leżą, o zgrozo , w tych samych konfiguracjach od roku, a nowe książki upycham w dziwnych miejscach (np. na nocnym stoliku lub wśród książek kucharskich, przewodników i albumów w kuchni!).

Ja natomiast mam poczucie wspaniałego porządku, opanowania i ogarnięcia wszystkiego. Też możecie się tak poczuć. Wystarczy jedynie pięć kroków!
Po pierwsze: przewietrz schowek

Wiem, co mówię. Schowek to taki twór, który gdy jest zamknięty ewoluuje w czarną dziurę pochłaniającą wszystko. Dosłownie wszystko. Potem go otwieramy i... szybko zamykamy, bo znajdujemy nasze pierwsze buty narciarskie lub butelkę po coca-coli z epoki Gierka.

I ja oczywiście mam w domu taki schowek. Mam tam bańki na choinkę, jakieś odpady z remontu, narty, ale też różne kocie precjozja. Panuje tam prawdziwie niemiecki porządek.

Nie oznacza to jednak, że nie miałam czego sprzątać. Bo musicie wiedzieć, że każdy z Was jeśli nawet takiego schowka nie ma, to łatwo mieć może. I nie kosztuje to nic. Żadne tam umowy wynajmu, czy użytkowania. Żadne opłaty za korzystanie. Żadne dzierżawy i problemy administracyjne. Co ważne, można tam też trzymać książki!

Wystarczy tylko założyć konto na BiblioNETce i voila. Macie gdzie wrzucać wszystko, co tylko sobie wymarzycie. Chcecie czytać klasykę? Dodajecie wszystkie te wielkie tomiszcza. Macie ochotę na jakąś serię książkową? Od razu macie lektury poukładane cyklami. Znacie książkę pod innym tytułem niż została wydana? Wpisujecie znany Wam tytuł i od razu wyskakują Wam też te nowe.
Jeżeli do tego dodać recenzje i luźne teksty o książkach, dyskusje na forum, średnie oceny książkowe i wspaniałe rekomendacje to jest to właśnie to, co uwielbiam na tym portalu.

Uwielbienie moje jest wielkie. I świadczyła o tym też pojemność mojego schowka. W krytycznym momencie (czyli kilka dni temu), mój schowek zawierał ponad 1700 tytułów. Były to książki posiadane, poszukiwane, pożyczone i takie które wpadły mi kiedyś w oko. Po przeczytaniu książki wyrzucam ją od razu ze schowka, zatem tytuły tam zalegające stanowiły niejako moją listę "do przeczytania". Patrząc na ostatnie tempo mojego czytania, zakładając, że utrzymam 33 książki na rok to lektur do czytania miałabym na około 51 lat!!!

Zrobiłam więc porządek. Szast pras. Powyrzucałam tytuły według różnych kryteriów. Mało znane thrillery i kryminały poszły jako pierwsze, bo nie chcę się nudzić. Potem poszły książki o słabych średnich ocenach, bo nie mam czasu na słabe lektury. A na koniec wywaliłam kilkadziesiąt książek, w których nie pasował mi za bardzo gatunek (romans, science - fiction, literatura popularnonaukowa, poradniki).

I tak osiągnęłam 729 tytułów w schowku. To ilość lektur do czytania na 24 lata życia, przy założeniu 33 książek rocznie. Od razu mi ulżyło!

Po drugie: oddaj z półki do biblioteki

Czasami oddaję książki do biblioteki. Takie, które przeczytałam i wcale nie chcę ich zatrzymać (jakieś 0,0000000000001%) oraz takie, które mam zdublowane (pozostałe 99,999999999999%).
Polecam tę formę pozbywania się zbędnych tytułów.

Teraz jednak nie mogłam skorzystać z biblioteki osiedlowej, ani z biblioteki szkolnej. Bo moje książki według niektórych nie istnieją. Są tylko jakimś tam zapisem cyferek w kodzie.
Powiało wariactwem?

Ale to całkiem normalne porządki na Kindle'u. Okazało się bowiem, że nic na nim się więcej nie zmieści (chyba, że pusty plik tekstowy, takie włażą bez problemu, ale po co mi takowy?). Zapełniłam czytnik po brzegi.

Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić porządek i oddać niektóre tytuły do... biblioteki w programie Calibre. W większości były to książki naukowe, bardzo duże, treściwe, piekielnie nudne i w dużej mierze nieaktualne. Na wydanie poszły też kodeksy i ustawy, książki, które już przeczytałam, albo te które wiem, że raczej nie przeczytam (a dostałam je w różnych promocjach lub w ramach wymian zakupionych ebooków ze znajomymi).

Dzięki temu zmieściły się moje nowe ebooki zakupione przez internet i czekające w kolejce, na wolne miejsce! :)
Ach, och, szkoda tylko, że Jabłuszko odwrócone! Źródło

Po trzecie: spróbuj nowego menu

Mało ostatnio odwiedziłam nowych kulinarnych miejscówek, bo niestety troszkę chorowałam i żywiłam się głównie kleikami oraz biszkoptami. Nie przeszkodziło mi to jednak spróbować nowego (i to zupełnie nowego!) menu.

Pewnie, jak niektórzy już zauważyli, nowe blogowe menu jest przejrzyste, eleganckie i naprawdę jest takie, jak zawsze chciałam mieć :)

Jak Wam się podoba?

Po czwarte: wyznacz sobie cele

Dążenie do doskonałości jest, jak kot biegnący za zabawką, starsza kobieta w autobusie, czy kombajn na polu - prą do przodu bez względu na wszystko i naprawdę ciężko je zatrzymać. Tak też jest z realizacją postanowień. Jak już zaczniemy wdrażać jakieś w życie, czynić przygotowania, porządkować te schowki, odkurzać menu blogowe, czy oddawać książki to trudno jest się zatrzymać. Trudno jest tej raz wprawionej w ruch machinie wrzucić hamulec.

Jak pewnie już dostrzegliście na nic nie zdadzą się wszystkie porządki, remanenty i inne bzdety, bez elementu psychicznego zaangażowania. Zaczęłam więc, niczym ten kombajn, hamować. Nie wrzucać już bez sensu do schowka wszystkich książek jak popadnie - mogą tam trafić jedynie te, które polecane mi były z różne i tylko po dłuższym przemyśleniu. Nie kupować książek w ramach impulsu, a posługując się wsadzonymi do schowka tytułami. W dodatku miesięcznie na co najmniej 4 przeczytane lektury mogę zakupić jedną. Jeżeli przeczytam mniej nie kupuję nic.

I oczywiście wszystko, co mi nie podpasuje lub co skończę czytać od razu wyrzucam. Koniec z gromadzeniem tysięcy rzeczy - choćby wirtualnie :)

Nawet nie wiecie, jak takie niewielkie cele potrafią człowieka postawić do pionu. Naprawdę nie mam ochoty nic kupować! (no dobrze, napisałam to po przeglądnięciu wszystkich księgarni internetowych, nie znajdując żadnych promocji, ale zawsze!)

Po piąte: zatrudnij panią do sprzątania

To truizm, ale porządków wirtualnych nikt za Was nie zrobi. A przynajmniej ja bym nie chciała, żeby ktoś (nawet mąż!) grzebał mi w moim ukochanym komputerku i brutalnie wyrzucał różne pliki, czy inne rzeczy.

Za to w domu wcale nie musicie sami sprzątać! Zatrudnijcie do tego panią, najlepiej jakąś panią Basię.

Biurko prawie idealne. Źródło

Ja mam i na razie widzę same plusy. Skończyły się już awantury o to, kto dziś odkurza i dlaczego znowu ja, skoro on (nie kot!) leży przed telewizorem. Nie ma problemu z tym, iż ktoś zmywarkę załadował brudnymi naczyniami, pomimo, że uprzednio nie wyciągnął umytych. Mój własny kot nie startuje do mnie z pazurami (a na pewno nie z tej przyczyny!), sądząc, że chcę go zabić wielką furczącą maszyną wciągającą w swą otchłań wszystkie jej ukochane zabawki. I najważniejsze - jak coś wyląduje w śmieciach lub zostanie przestawione w moim idealnym, pięknym, najwspanialszym porządku na półkach to wiadomo kogo można o to posądzać :)

Co więcej, czasie, gdy pani Basia będzie froterować podłogi, polerować srebra lub odkurzać kocie kłaczki z półek możecie włączyć tryb wirtualnych porządków, czytać zaprzyjaźnione blogi, pisać posty na własnego bloga, jechać na narty, iść na zakupy (nie książkowe! ależ skąąąąd!), czy po prostu czytać!

I to najlepiej czytać wpasowującą się klimatem "Ostatnią arystokratkę", jak ja to czyniłam niedawno.

Mam nadzieję, że zachęciłam Was chociaż troszkę do delikatnej inwentaryzacji Waszych zasobów. Wedle prostej zasady, że tak jak kiosk Ruchu nie jest salonem damsko-męskim, tak remanent nie jest absolutnie żadnym przyznaniem się do winy! Zresztą, zobaczcie sami:


Teraz wszyscy do schowków - czas start! Bo porządek musi być! :)

6 komentarzy:

  1. Fakt organizacja i porządek to podstawa. Wtedy jest więcej czasu, jaśniejszy umysł, same plusy. Też mam listę książek do przeczytania, ale rozsądną, bo wiem, że doby nie rozciągnę, wszystkich książek nie przeczytam. Poza tym mam w planach nadrobienie zaległości z klasyki, nie tylko nowości z listy nowości wydawniczych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj właśnie, rozciągnięcie doby to byłaby jednak przydatna umiejętność :)

      Nie zawsze niestety potrafię zachować porządek. Nie zawsze też jestem zorganizowana. Muszę się pilnować, cały czas dyscyplinować i po prostu iść do przodu, ku realizacji planów. Pomocna w tym jest aplikacja na telefon Keep, w której mogę tworzyć listy "do odfajkowania".

      Obecnie mam tyle różnych książkowych planów, że gdy tylko skończę czytać jedną lekturę w szaleństwie poszukuję następnej. Obecnie na samym czytniku czytam jednocześnie (!) 4 lektury oraz jedną papierową, na stoliku przy łóżku :)

      Powodzenia w realizacji wszystkich planów życzę!

      Usuń
  2. Już jakiś czas temu zrobiłam sobie wirtualne porządki. Teraz został jedynie Kindle, bo naprawdę tysiąca e-booków to ja nie przeczytam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Kindle ma w ogóle jakąś pojemność. Bez sensu ;)

      A tak zupełnie serio to też miałam pewnie blisko tysiąc tytułów. Po wyczyszczeniu mam tylko książki, które naprawdę chcę przeczytać.
      Jednak ostatnio znowu zaczęłam niebezpiecznie czytnik zapychać, muszę się pilnować.

      Usuń
  3. Biblionetka to pierwszy serwis książkowy, z którym miałam styczność i w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Ale ze schowka korzystam od niedawna i wrzucam tam książki, które chcę TAK bardzo, bardzo. Pełną listę mam w dokumencie tekstowym, a ta lista ma zdecydowanie za dużo pozycji ;) No i taka Pani Basia na pewno by się przydała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Panią Basię. To taki stary wynalazek, a wciąż nie ustępuje choćby takiemu odkurzaczowi samosprzątającemu ;)

      W Biblionetce jestem też od dawien dawna i darzę ją miłością prawdziwą. Co gorsze ze schowka korzystałam od początku - miałam tam powrzucane więc książki, którymi fascynowałam się dobrych kilka lat temu, a dzisiaj wcale nie chciałabym po nie sięgnąć. Porządek był więc wskazany. Dokument tekstowy mam jedynie dla książek, które przeczytałam (Mąż zrobił mi w Excelu takie czary-mary z tabelkami, że podsumowanie roku to dla mnie tak naprawdę jedno kliknięcie).

      Niestety książek, które chcę TAK bardzo, bardzo jest za dużo, za... bardzo, bardzo ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...