niedziela, 10 maja 2009

Po dwóch różnych stronach drutu. "Chłopiec w pasiastej piżamie" ("The Boy in the Striped Pyjamas") reż. Mark Herman

Zachęcona przez wielu blogowiczów postanowiłam szybko zapoznać się z ekranizacją książki, która mną tak bardzo wstrząsnęła. Szybko, czyli w niedługim czasie od przeczytania powieści Johna Boyne'a, z którą krótkie acz burzliwe i bardzo emocjonalne zetknięcie miałam tuż po Świętach wielkanocnych (wiem -wciąż nie mogę się wyrobić z recenzjami).
Przed oglądnięciem tego 90-minutowego filmu w sercu miałam mieszane uczucia, a w głowie mieszane informacje: że lepszy od książki, że rozczarowujący, że oderwany. Ale absolutnie nie zrażona tymi uwagami urządziłam sobie wieczorny domowy seans.
I muszę powiedzieć, że obraz przedstawiony przez Hermana był bardzo realistyczny, bardzo sugestywny i... bardzo inny.

Inny oczywiście niż książka, bo ja - jako wielbicielka szczegółów zauważyłam wiele zmian wprowadzanych przez reżysera (bądź scenarzystów?) w stosunku do fabuły powieści. Wiele scen uproszczono, wiele wątków skrócono. I chociaż zwykle to w ekranizacjach mi przeszkadza, w tym wypadku muszę przyznać, że zaskoczyło mnie pozytywnie.
Film opowiada historię, która prawdopodobnie mogła się wydarzyć, nie uderza nas w oczy naiwność, bajkowość. Nie razi nas nawet, przynajmniej początkowo, okrucieństwo, czy pewna surowość, stanowczość niektórych bohaterów. Od samego początku obserwujemy losy całkiem normalnej rodziny, która zmuszona jest zmienić miejsce zamieszkania ze względu na pracę głowy rodziny. Z pozoru całkiem normalna sytuacja, która zdarzyła się niejednemu z nas, ale z czasem, gdy poznajemy rodzinę, gdy poznajemy miejsce do którego się udali i cel, jaki przyświeca całemu przedsięwzięciu, zaczynamy rozumieć, o co toczy się gra.

Mnie osobiście w filmie zabrakło paru elementów, które obraz Hermana stworzyłyby jeszcze bardziej sugestywnym, a jednocześnie bardzo cieszę się, że wprowadził zmiany w fabule (chociaż, przyznam szczerze, niektóre mnie denerwują - najbardziej mało rozwinięty wątek głównego bohatera), bo historia wykreowana w powieści była, jak na moje oko, nie dostosowana do realiów tamtych czasów, a przede wszystkim do realiów rodziny, charakterów jej członków i roli, jaką sprawują.
Ale muszę przyznać, że film to zupełnie inna historia, lecz tak samo wciągająca, tak samo rozśmieszająca i tak samo poruszająca, jak książka.
I co ciekawe książkowe postaci, które najbardziej przypadły mi do gustu, czyli główny bohater i jego mały przyjaciel, w filmie zeszły na plan dalszy i najbardziej do mnie przemówiły kreacje dwóch postaci - rodziców głównego bohatera, ale także w dużej mierze trzeciej bohaterki - jego siostry.
Nie traktuję zatem filmu, jako wiernej kopii książki, nie zarzucam reżyserowi, że posłużył się jedynie pewnymi wątkami z powieści, bo ogromnie mi się podobało, a wręcz mogłabym stwierdzić, że dawno nie oglądałam takiego dobrego filmu (czyli podobnie, jak w przypadku książki:)).

Polecam każdemu, bez względu na to, czy przeczytaliście powieść Boyne'a, czy też nie.
Film bowiem niesie za sobą bardzo ważne przesłanie - przegrody dzielące ludzi na lepszych i gorszych tworzymy sami, na podstawie błędnych przekonań, błędnych ideologii, czy po prostu ogromu nienawiści, która w nas drzemie i chęci znalezienia winnych naszych niepowodzeń, które zwykle wynikają jedynie z naszych działań. Sami tworzymy takie druciane ogrodzenia, a przecież ludzie, rodziny, mamy, tatusiowie, czy chłopcy po obu stronach drutu są dokładnie tacy sami.

(przykro mi, ale nie będę oryginalna)
Ocena: 6/6

3 komentarze:

  1. Zupełnie przypadkiem trafiłem na Twojego bloga i bardzo mi się tu spodobało... Będę wpadać częściej.

    Dzięki za recenzję książki i filmu. Widziałem już trailery i z chęcią zapoznam się osobiście.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się podobały postacie rodziców w filmie i jeszcze gdzieś tam w tle babcia, która potępiała postępowanie syna/zięcia (?).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to sie stało, że pierwszy raz czytam zarówno o książce jak i o filmie ? Widzę, że trzeba nadrobić to i owo :}. Lubie porównywać książki z ich ekranizacjami, a szczególnie te gdzie fabuła nie jest bardzo zmieniona, inne wywołują u mnie lekkie zorgoryczenie. Zacznę więc zdecydowanie od książki - potem film.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...