Od zawsze czuję, że w polskich filmach tkwi potencjał, a tych którzy krytykują polskie kino nie rozumiem i chyba zrozumieć nie chcę, bo sama oglądam wszystko co polskie (a przynajmniej się staram). Chyba wystarczy, że wspomnę "33 sceny z życia", które niemalże rok temu recenzowałam tutaj i pod których nieustannym wrażeniem pozostaję po dzień dzisiejszy, byście uwierzyli mym słowom chociaż w procencie.
Pozostałe 99% zaś pozwoli Wam, drodzy Czytelnicy, przyznać mi niniejsze wspomnienie filmu, który oglądałam jeszcze w starym roku, z którego po dzień dzisiejszy wygrzebać się nie mogę (tak wiem, powtarzam się). Film obdarowany nagrodami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, wyróżniony na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym i na Camerimage mnie zaskoczył od samego początku.
"Rewers" w reżyserii Borysa Lankosza zaczyna się bowiem mało... kolorowo.
Polska Rzeczpospolita Ludowa, lata '50. Sabina pracuje w wydawnictwie, w dziale poezji. Ma trzydziestkę na karku, szare, bardzo przewidywalne życie, w którym brakuje mężczyzny, za to ma nadmiar opiekuńczości i troskliwości ze strony matki i babci, które martwią się o jej wciąż panieński stan.
Rzeczywistość PRLu ukazana w szarych barwach kontrastuje z kolorowymi czasami współczesnymi. Szaro-bura młodość Sabiny zaś z jej spokojną, nieśpieszną starością. Dwie płaszczyzny na które rozbija się akcja sprawiają, iż ta z pozoru prosta historia przeradza się w pasjonującą opowieść o trudnych wyborach, bolesnych decyzjach, strachu przed konsekwencjami swych postanowień. W obrazie Lankosza widzimy dwie strony medalu. Widzimy zarówno awers, jak i rewers kobiecych problemów, poznajemy tę rzadko ukazywaną drugą stronę kobiecej natury. Jak bardzo warta poznania jest, jak bardzo skomplikowana i jak ogromnie zaskakujące są zdarzenia, które rozpoczyna - o tym należy przekonać się samemu, a naprawdę warto!
Muszę jeszcze stanowczo zaznaczyć, że w tym filmie, jak w rzadko którym, nie było aktora, którym nie byłabym zachwycona. I tak wzdychałam na widok Marcina Dorocińskiego, uśmiechałam się widząc Krystynę Jandę i Annę Polony, z zachwytem wpatrywałam się wreszcie w Agatę Buzek, której chyba najbardziej nie podejrzewałam o taki kunszt.
Każdemu życzę takiego zakończenia filmowego roku, jakie ja miałam w grudniu 2009. I polecam tym samym "Rewers", jako lek na całe zło naszej codzienności. Wszak inni naprawdę mają gorzej!
Ocena: 6/6
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Książka mi się nawet podobała, film chyba bardziej, gdyż od dawna bardzo lubię Agatę Buzek. A zanim obejrzałam film, przeczytałam kilka recenzji, w których padało m.in. stwierdzenie "czarna komedia". Claudette, czy Ty się śmiałaś na tym filmie? Bo mi towarzyszyło wiele emocji, ale śmiech nie był jedną z nich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Zielone światło dla polskiego filmu już świeci. Pozostaje tylko życzyć powodzenia wszystkim, którzy tworzą współczesne kino.
OdpowiedzUsuńMocno trzymam kciuki!
mnie nieustannie polskie kino zachwyca i też nie rozumiem ciągłej krytyki. Obrazy z "Rewersu" mam ułożone pięknie w głowie, ale jednak nie pobił mojego faworyta czyli "33 sceny z życia". Czekam z niecierpliwością na kolejny film Małgorzaty Szumowskiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Witam! Uwielbiam polskie kino. Zdarza mi się nie rozumieć komedii angielskich, generalnie nie wszystko mnie śmieszy, ale polskie (nie te romantyczne) komedie są świetne!
OdpowiedzUsuńRewers podobnie jak Ty oglądałam z przyjemnością i a jakże! śmiałam się:-)
33 scen nie znam, czas to nadrobić
Pozdrawiam
kot w butach
"Rewers" jest bardzo dobrym filmem według mnie, "33 sceny z życia" świetnym. Na tyle świetnym, że nie mogłam go obejrzeć do końca, bo ryczałam tak głośno, aż się zanosiłam.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o kino polskie. Hmm... Ambitne kino polskie czyli właśnie takie filmy o jakich tutaj i nie tylko tutaj mowa, jest (mam wrażenie) w stanie rozkwitu. Coraz więcej produkcji na poziomie pojawia się w kinach jak choćby wymienione wcześniej filmy czy "Dom zły" albo "Wszystko co kocham".
Niestety polskie kino to też takie produkcje jak "Zamiana" albo "Ciacho" i czasem mam wrażenie, że ludzie krytykują polskie filmy generalizując i wrzucając do jednego worka i te ambitne i te tandetne.
Ja sama dopiero teraz zaczynam się polskimi filmami zachwycać. Pamiętam, że zawsze polskie filmy kojarzyły mi się z jakimiś bandziorami, spluwami, wulgaryzmami. Ciągle powtarzał się motyw jakiejś mafii. Ambitne pozycje były tłamszone. Teraz się to zmienia. Dochodzi do głosu wielu wspaniałych reżyserów i polskie kino ambitne przeżywa renesans :)
Rozpisałam się :) Pozdrawiam!
"Rewers" rzeczywiście rewelacyjny, jednak na mnie też większe wrażenie zrobiły "33 sceny..." - myślę, że w polskim kinie ku lepszemu idzie i oby tak dalej.
OdpowiedzUsuń"Rewers" jeszcze przede mną. Ostatnio oglądałam "Ile waży koń trojański" i muszę przyznać, że naprawdę mi się podobało. Mało polskich filmów oglądam, bo przeważnie kiepskie. Ale ten był dobry :)
OdpowiedzUsuń