Pomimo krytyki, zgnuśnienia i antydemokratycznych wartości monarchia (także absolutna) była w wielu krajach europejskich jedyną formą rządów trwającą nieprzerwanie kilka wieków. Szczególne doniesienia z dwóch, odwiecznie ze sobą rywalizujących, monarszych państwowości napędzały i oburzały ówczesną światową opinię publiczną.
W pierwszym kraju monarchię szybko zastąpiono prężnym republikanizmem, zaś w tym drugim król pozostał na stanowisku i trwa do dzisiaj, z powodzeniem tworząc jedno z ogniw tradycyjnego systemu parlamentarnego.
Przyglądnijmy się im nieco bliżej.
Brytyjski model rodziny
W osiemnastowiecznej Anglii małżeństwa młodych par były wciąż, starym zwyczajem, aranżowane przez rodziców, którzy w nadziei na podwyższenie własnego statusu społecznego, połechtanie swego ego, rzadziej dla dobra dziecka, swatali swoje pociechy z gorącym przeświadczeniem, że wyświadczają im przysługę oraz oczekując dozgonnej wdzięczności.
Nie inaczej było z małżeństwem księżnej Georgiany Spencer. Młoda dziewczyna, do tej pory uwielbiająca dobrą zabaw, beztroska, dopiero wchodząca "na salony" została wydana za dużo starszego, niewątpliwie dostojnego, czcigodnego i bogatego księcia Devonshire.
Gdyby wyboru męża Georgiana mogła dokonać samodzielnie być może byłby o wiele lepszy, ale decyzję rodziców księżna przyjęła z godnością, a początkowo nawet z radością. Szybko jednak mąż sprowadził ją na ziemię, ustawił do pionu i wskazał jej miejsce w szeregu. Z trudnościami z zajściem w ciążę, własnym zdaniem, krnąbrnością została ustawiona w drugorzędnej pozycji w stosunku do zachcianek męża, jego kochanek, a także odbierania siłą małżeńskich przywilejów. Georgiana powinna sprzeciwić się temu brutalnemu mężczyźnie, obronić się, uciec, jednak ze względu na jego dobre imię, uniknięcie hańby i zachowanie przy sobie swojego dziecka została złapana w niewyobrażalnie trudną pułapkę.
Czy aby na pewno znalazła się w sytuacji bez wyjścia?
Wszak chociaż częściowe wyrwanie się z tego marazmu było możliwe, lecz okupione ogromnym ryzykiem, które Georgina w końcu podjęła, jednocześnie dając się ponieść prawdziwemu uczuciu.
"Księżna" to nie tylko mdły dramat kostiumowy, to prawdziwa historia życia wspaniałej damy, pięknej, ale nieszczęśliwej kobiety, dotkniętej smutkiem, cierpieniem i zniewoleniem. Gdyby wydarzyła się dzisiaj nie schodziłaby z pierwszych stron gazet, a serwisy plotkarskie rozpisywałyby się o tragicznym, ale jakże cudownym mezaliansie.
I chociaż należy do przeszłości to mocno przywodzi na myśl dramatyczną opowieść napisaną przez życie - historię Lady Diany Spencer, potomkini Georgiany.
Wydaje się, jakby Saul Dibb sięgnął właśnie po tę konkretną postać, by ukazać nam drastyczność, nieuchronność i powtarzalność przeznaczenia. By podkreślić tragizm dwóch spokrewnionych ze sobą, naznaczonych przez los królowych ludzkich serc.
Pierwszą opowieść wszyscy znamy, słyszymy ją w hymnie Elthona Johna, pamiętamy z łez dwóch małych chłopców, którzy teraz już są dorosłymi mężczyznami, widzimy w dymie unoszącym się nad tamtym paryskim tunelem. Tę drugą historię przed chwilą poznaliśmy. I nie możemy już o niej zapomnieć.
Ocena: 5,5/6
Francuskie żabie udko
Aranżowanie małżeństw w dawnych czasach, jak już wiemy, nie było niczym niezwykłym. Kobieta opuszczała rodzinny dom, pieczę nad nią przejmował mąż, a wszystko zgodnie z wolą rodziców.
Ślub Marii Antoniny miał wyglądać podobnie. Jednakże z małym wyjątkiem. Maria wychodziła bowiem za cudzoziemca.
Radosną, krnąbrną i bardzo zwariowaną czternastolatkę wpakowano do karocy i przewieziono na granicę jej rodzinnego księstwa Habsburgów. Tam pozbawiono ją wszelkich prywatnych rzeczy, w tym ukochanego pupilka - pieska - i całkowicie saute przekazano rodzinie przyszłego męża.
Uzbrojona w nową świtę, w nowej, wcale niewygodnej sukni przybyła do Wersalu, by wyjść za mąż za szesnastoletniego Ludwika i zasiąść, u jego boku, na tronie Francji. Szybko okazuje się, że jej austriackie wychowanie było zbyt pobłażliwe, a młoda królowa nie będzie ulubienicą ludu, lecz raczej bohaterką skandali. Ani jej, ani mężowi, nie pomaga młody wiek, pomimo którego są zobowiązani wziąć na siebie odpowiedzialność za cały kraj.
Obraz Sofii Coppoli przypomina wielki, tłusty, polukrowany pączek. Niezwykle smakowity z wyglądu, lecz, gdy go posmakujemy okazuje się jedynie zwykłą pustą drożdżówką, bez nadzienia.
Od razu robi się nam niedobrze, czujemy się napchani i oszukani, ale oglądając film ponadto w uszach słyszymy tę koszmarną muzykę, kompletnie niepasującą do tamtych czasów.
Nieprawdziwy, nieciekawy, momentami wręcz niesmaczny - taki jest ten film opowiadający historię jednej z najbardziej interesujących kobiet świata.
Niestety.
Ocena: 3/6
Dwa filmy o dwóch niezwykłych kobietach - a to wszystko oczywiście dzień po naszym święcie. Powoli staram się wykaraskać z podręczników i kodeksów, lecz jeszcze tydzień dzieli mnie od ważnego egzaminu. Tego naprawdę ważnego. Dlatego pozwólcie, że jeszcze troszkę pomilczę. Może niekoniecznie tak długo, ale na pewno postaram się jak najszybciej uzupełnić wszelkie zaległości. Myślę, że ta recenzja jest tego dowodem i zarazem początkiem wielkiego nadrabiania.
Widziałam oba filmy i zgadzam się z Twoją opinią. "Księżna" faktycznie bardzo dobra, a "Maria Antonina" kiepska.
OdpowiedzUsuńA mnie się oba podobały i to bardzo. Ale "Maria Antonina" Coppoli chyba ciut ciut bardziej, ze względu na niesztampowe podejście do tematu. Bardzo dobrze znałam historię Marii Antoniny, czytałam jej biografię itp., a jednak film mnie i tak zdołał poruszyć, jakbym pierwszy raz dostrzegła człowieka w postaci historycznej.
OdpowiedzUsuń"Księżna" to dla mnie zdecydowanie najlepsza rola Keiry Knightly - wzruszyłam się na tym filmie do łez, a to mi się nie zdarza często.
Oceny tych filmów są zresztą bardzo różne, moja przyjaciółka, wielbicielka filmów historycznych, do dziś się otrząsa (ze wstrętem)na wspomnienie "Księżnej", czego nie mogę pojąć ;)
Jesteśmy nieco odmiennego zdania, bo mi oba filmy się BARDZO podobają i należą do moich ulubionych ;) "Maria Antonina" to takie oczko puszczone do widza, kontrasty między współczesnością a czasami królowej, nie można brać go tak strasznie na poważnie. Podobnie jak Lilybeth to właśnie "Maria Antonina" urzekła mnie bardziej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Witam! Nie pierwszy raz odwiedzam Twojego bloga, ale pierwszy raz postanawiam zabrać głos:)
OdpowiedzUsuńDla mnie i jeden i drugi film spłyca obydwie postacie, które niewątpliwie były prawdziwymi bohaterkami swoich czasów. Zbyt wiele wkładu w kunsztowne stroje a zbyt mało we wnętrze postaci. Niby "Księżna" trochę lepsza, ale jeśli reżyser miał mnie przekonać, że Georgina była czymś więcej niż "porcelanową lalką" to trochę za mało się postarał.
Pozdrawiam! Bardzo lubię tutaj zaglądać:)
Oba filmy mi się bardzo podobały, ale to właśnie do "Księżnej" wciąż wracam po raz kolejny co jakiś czas :) Ogólnie lubię tematykę kobiet w historii :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam "Księżnej" - ale już bardzo chcę. "Maria Antonina" - widziałam tylko kawalątek w TV.
OdpowiedzUsuńCzyli dużo nie straciłam?
"Księżna" bardzo mi się podobała i wzbudziła we mnie wiele różnych emocji.
OdpowiedzUsuń"Marię Antoninę" kiedyś zaczęłam oglądać i po 30 minutach zasnęłam i do dziś nie dokończyłam seansu, co chyba mówi samo za siebie ;).
księżna piękny film. marii antoniny nie widziałam, ale chyba nie mam czego żałować ;)
OdpowiedzUsuńUltramaryno, bardzo się cieszę, że podzielasz moje zdanie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńLilybeth, oglądałam wcześniejszy film Coppoli pt. "Między słowami" i takiego nietuzinkowego, stonowanego oraz bardzo onirycznego nastroju oczekiwałam od "Marii Antoniny". Niestety dostałam nieco spleśniałe ciastko. W dodatku niezbyt dobre w smaku.
Pozdrawiam :)
Przyjemnostki, potrafię zrozumieć i zaakceptować radosną parodię, ale nie lubię filmów bez fabuły. Wydaje mi się, że reżyserce pośród ton koronek, tiuli, ciastek, wysokich fryzur i głośnej muzyki gdzieś ten niezwykle ważny element umknął i oglądnęłam momentami trywialną historię właściwie o niczym. Niestety bardzo się zawiodłam. Pozdrawiam :)
M. M.Gray, pragnę serdecznie powitać Cię na moim blogu. Zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Obie postacie zostały ukazane dosyć powierzchownie, co bardzo osłabiło filmy. "Księżna" jest zdecydowanie lepsza, ale nie najlepsza, dlatego też w mojej ocenie nie zasługuje na celujący. Szkoda... Pozdrawiam :)
Dario, "Księżna" jest filmem bardzo emocjonalnym, który myślę, że trzeba oglądnąć kilkakrotnie, by wycisnąć z niego sedno. Przede mną więc kolejny seans. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgnes, "Księżną" polecam. "Marię Antoninę" chyba warto samemu spróbować. Mnie odstraszył już na początku rażący w oczy plakat, potem muzyka, a na końcu zniesmaczyłam się do reszty. Pozdrawiam :)
Maya, ja żałuję, że nie zasnęłam przy "Marii Antoninie". Pozdrawiam :)
Tola, nie chcę nikogo zniechęcać, ale ja drugi raz bym "Marii" nie oglądnęła. A "Księżną" z przyjemnością. Pozdrawiam :)
ja też zachwycałam się "Księżną", uwielbiam wszystkie kostiumowe filmy, które dzieją się w Anglii i pewnie dlatego, nawet nie zwróciłam uwagi na "Marię Antoninę" - wychodzi na to, że zrobiłam dobrze, chociaż doceniam inne filmy S. Coppoli i czekam na "Somewhere"
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)