W dawnych kulturach życie toczyło się nad wodą. Ludzie rodzili się, żyli, pracowali, zakładali rodziny i umierali w cieniu wielkich rzek darujących im życiodajną siłę, a ponadto gaszących pragnienie, dających zatrudnienie
i ochłodę.
Ale rzeka to żywioł. Przez wieki marginalizowany, pomijany, teraz przybiera na znaczeniu, chociaż jest tak samo nieprzewidywalny, jak niegdyś.
Michał Marlowski nie ma w tym względzie żadnego doświadczenia. Jest co prawda z zawodu logistykiem, specjalistą od transportu śródlądowego, ale woli stąpać twardo po ziemi,
a nie po pokładzie.
Ten szczur lądowy, niewolny od problemów osobistych, dostaje jednak bardzo ciekawe i niezwykle opłacalne zlecenie. Ma przetransportować ze Szczecina do Sieradza ładunek wielkogabarytowy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby środkiem transportu nie była barka.
Dosyć niespotykana ekspedycja, wydawałoby się spokojną i ułożoną ludzkimi rękami rzeką przeradza się jednak w przedziwny, nieco przerażający oraz zarazem intrygujący ciąg zdarzeń.
Zwariowana załoga w osobach kapitana i bosmana, tajemniczy przybysz, który śledzi naszych bohaterów, nocne lęki - to wszystko wcale nie ułatwia Michałowi pojęcia, o co w tej całej podróży tak naprawdę chodzi. Bo przecież wyraźnie nie tylko o dostarczenie towaru do celu...
Marek P. Wiśniewski napisał piekielnie dobrą książkę. To pierwsze, co nasunęło mi się na myśl po zamknięciu "Rzeki szaleństwa".
Potem już potoczyło się szybko - strumień myśli zalał mi umysł i nie wiedziałam, czy to przypadkiem nie autor zastawia wciąż na mnie psychologiczne pułapki. Zupełnie tak, jak czynił to podczas powolnego podążania do głębi ludzkiej psychiki przez ponad trzysta stron powieści.
Trzeba przyznać, że opowieść jest bardzo schizofreniczna, momentami przywodząca na myśl conradowskie "Jądro ciemności". Tego podobieństwa autor się jednak nie wypiera - wręcz bawi się z Czytelnikiem w skojarzenia. Lecz majaki bohaterów to nie tylko skopiowane zwykłe psychodeliczne wynurzenia.
Z czasem nabierają bardzo konkretnego kształtu, powoli kumulują się
i eksplodują w podmiotowość, w elementy niepozbawione płciowości, siły, a ponadto broniące się mocno przez utopieniem w ludzkim umyśle.
Debiut Marka Wiśniewskiego uparcie brodzi w testosteronie i pachnie dobrze wywarzonym piwem. Jego powieść jest męska do głębi, ale przy tym pozbawiona tej, znanej powszechnie, nadętej dumy, unoszenia się honorem, czy konieczności władania pilotem do telewizora.
To kobiety są ogniwem, które spaja dwa przeciwstawne bieguny, przejmując jednocześnie kontrolę nad męską naturą.
Dlatego mężczyzna u Wiśniewskiego nie boi się swoich uczuć, nie udaje pozornej odwagi, a wręcz momentami uzewnętrznia swoje lęki i obawy.
Główny bohater - Michał -jest nieświadomie dominowany, uczony pewnych zachowań już podczas podróży barką, ale wciąż jeszcze ma w sobie siłę by oprzeć się hegemonii. Pozostałe postacie schemat zachowania mają w pełni wypracowany, udoskonalony, czasami nawet wyolbrzymiony.
Jeśli nie boicie się ostrej manipulacji, tłumionych namiętności, odważnych zabaw i trudnych wyborów to wybierzcie się w niespieszny rejs po "Rzece szaleństwa".
Ocena: 5,5/6
Ciężko było mi przez tę książkę przejść. Dużo przekleństw, męski świat, męskie myślenie i tylko kawałek, kawałeczek miejsca dla kobiety. Momentami musiałam mocno spinać się w sobie, by jej nie zamknąć i nie odłożyć na półkę. Ale było warto :)
Już właściwie po wiosennym przesileniu, więc powinnam w ekspresowym tempie budzić się do życia. Z pewnością ilość książek, które otrzymałam (oraz otrzymam w niedługim czasie) powinna szybko postawić mnie na nogi. Na ziemię sprowadza mnie natomiast fakt, że po prostu już nie mam ich gdzie trzymać. Lecz od czego jest wiosna, jak nie od zwariowanych i zarazem pożytecznych pomysłów...
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam! :) I pamiętam, że na początku myślałam:"co to za dziwna książka, o co w tym chodzi, co za dłuuugie opisy..." a potem zdałam sobie sprawę, że chociaż mam tyle "ale" to oderwać się nie mogę, a zakończenie przebija wszystko :)
OdpowiedzUsuńSchizofreniczna opowieść? W takim razie z przyjemnością się za nią zabiorę, bo lubię nieszablonowe książki:). Poza tym tytuł i okładka również przypadły mi do gustu:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Bardzo chcę ją przeczytać. Mam nadzieję, że ominą mnie dylematy w stylu "nie czytać- odłożyć na półkę".
OdpowiedzUsuńP.S. pochwalisz się nowymi stosami? Uwielbiamy je oglądać :)
Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją... i to bardzo! :) Uwielbiam takie powieści! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twe recenzje naszpikowane trafnymi metaforami! Sama książka może i mnie nie skusiła, ale za to dobrze czyta się Twój odbiór tego, co przeczytałaś.
OdpowiedzUsuńTucho, przed sięgnięciem po tą lekturę przeczytałam Twoją recenzję i bardzo mnie zaintrygowała. Między innymi dlatego z radością przyjęłam przesyłkę od Wydawnictwa Sol.
OdpowiedzUsuńCzy już wspominałam, że niezmiernie cieszę się, że wróciłaś? :)
Kasandro_85, wydaje mi się, że "Rzeka szaleństwa" jest jedną z najbardziej niekonwencjonalnych książek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Jeżeli lubisz takie lektury - gorąco polecam! :)
Kingo, ja również życzę Ci byś nie miała takich dylematów z książkami, szczególnie z "Rzeką szaleństwa". Chociaż muszę przyznać, że powieść ta jest momentami niezwykle przytłaczająca.
P.S. Stosy już niedługo się pojawią. Obiecuję :)
Pandorcia, jeżeli uwielbiasz tego typu książki to gorąco polecam :) "Rzeka szaleństwa" jest wyjątkowo mroczna i nieprzewidywalna.
Futbolowa, bardzo dziękuję za tak miły wpis :) Niezwykle przyjemnie czyta się takie komentarze. Szkoda jednak, że nie skusiłam Cię by sięgnąć po tę książkę - jest naprawdę niesamowita :)