Z roku na rok coraz trudniej mi jest wprawić się w świąteczny nastrój. Paradoksalnie wszystkie girlandy, choinki, świecidełka i zapachy w sklepach, melodyjki, świąteczne ciężarówki Coca-coli w telewizji, pojawiające się miesiąc przed Bożym Narodzeniem, bardziej mnie denerwują niż nastrajają.
Będąc w opozycji do modelu Świąt prezentowanego w środkach masowego przekazu - komercyjnego, kiczowatego, pseudo-tradycyjnego - postanawiam trwać z kamienną twarzą, twardym sercem, głucha i ślepa na tę tandetę, jak tylko długo się da.
Konsekwencją tego jest niestety prawdziwa niemoc, jaka mnie nachodzi, parę dni przed świętowaniem. Sprawy nie ułatwia także coroczna odwilż, chlapa i tony szarych resztek pośniegowych. Na szczęście zwykle z pomocą przychodzi mi szeroko pojęta sztuka.
Razu pewnego podczas odkurzania biblioteczki natknęłam się na "Opowieść wigilijną" Dickensa i połknęłam ją w jeden przedświąteczny wieczór. Innym razem w sklepie wpadła mi w ręce płyta, będąca dodatkiem do gazety, z pięknymi pastorałkami (a wśród nich "Maleńka miłość" oraz "Kolęda dla nieobecnych"), które stworzyły niezapomniany klimat. W tym roku natomiast całkiem przypadkowo, przełączając programy telewizyjne, natknęłam się na początek pewnego filmu. I doznałam olśnienia. Był to mój ukochany film.
Pięć tygodni przed Bożym Narodzeniem niektórzy kupują świąteczne ozdoby. Inni przygotowują uszka z grzybami i zamrażają by zachowały świeżość do Wigilii. Są też tacy, którzy wybierają już świąteczną choinkę i ją ubierają.
Ale czasami zdarza się też tak, że pięć tygodni przed Gwiazdką samotnych ludzi dotyka niepokój. Nagle stary gwiazdor rocka postanawia wrócić na scenę i nagrywa remake swojego największego przeboju. Uroczy pisarz nakrywa swoją ukochaną na zdradzie (nie z byle kim, tylko z rodzonym bratem!) i ucieka ze złamanym sercem do Francji. Zaś John i Judy od początku przypadli sobie do gustu, chociaż poznali się w dosyć niecodziennych okolicznościach - na planie filmu pornograficznego. A David rozpoczyna nowe życie - przeprowadza się i obejmuje bardzo intratne stanowisko, lecz już pierwszego dnia, podczas poznawania nowych współpracowników spotyka uroczą i zarazem krnąbrną Natalie. Jednak czy premierowi Wielkiej Brytanii wypada chodzić na randki?
Pracujący w korporacjach wcale nie mają lepiej. Sarah walczy z nieśmiałością i ze swą ogromną miłością do biurowego kolegi - Karla. W tym samym czasie ich szef - Harry - przykładny mąż i ojciec, głupieje pod wpływem seksownej sekretarki Mii.
Pięć tygodni przed Świętami małżeństwa stają przed ogromną próbą. Karen - żona Harry'ego nawet nie podejrzewa, że cokolwiek może zakłócić ich rodzinną sielankę. Daniel natomiast - wdowiec i ojczym Sama - musi zmierzyć się ze swoją samotnością oraz nieszczęśliwą miłością nastoletniego pasierba, który za wszelką cenę próbuje zwrócić uwagę koleżanki ze szkoły.
Najszczęśliwszą osobą na świecie powinna za to być Juliet - świeżo upieczona mężatka, ale niestety martwi się tym, iż najlepszy przyjaciel jej męża - Mark - nie ukrywa swej niechęci do niej. Niestety całkowicie błędnie interpretuje dystans Marka i staje oko w oko z niezwykłym odkryciem.
W "Love Actually", poza mozaiką różnorodnych historii obracających się wokół miłości, mamy jeszcze przedświąteczny Londyn. Miasto pełne radości, świątecznej atmosfery, niezwykłych przygotowań. Miasto, w którym od Downing Street 10, po te mniej chlubne adresy londyńskie, wędruje prawdziwy duch świąt, napawając uczuciem i szczęściem wszystkich, których napotka na swej drodze.
Richard Curtis stworzył obraz kultowy. Chociaż wcześniejszego jego scenariusze - m.in. "Cztery wesela i pogrzeb" oraz "Nothing Hill" - też zachwycały to ten jest gromem z jasnego nieba. Zaskakuje od pierwszych chwil, od pierwszych słów i oczywiście od pierwszej piosenki - "Christmas is all around". Wzruszający, przejmujący, ale także bardzo zabawny, na wspomnienie którego wszyscy mimowolnie się uśmiechają. I ja się uśmiechałam oglądając "Love Actually" tuż przed Świętami. Bo przecież miłość jest wszędzie dookoła. Szczególnie w Święta Bożego Narodzenia.
Ocena: 6/6
Tym samym Święta rozpoczęłam i także zakończyłam wspaniałym, ciepłym filmem, który uwielbiam. Pomiędzy było także interesująco. Nie otrzymawszy żadnych książkowych prezentów (embargo nałożone przez moją rodzinę) samodzielnie sprezentowałam sobie kilka z okazji promocji w empiku.
Ale że wierzę w powiedzenie, iż jaka Wigilia taki cały Nowy Rok powinnam spodziewać się bardzo interesujących wydarzeń. Jeśli w moim przypadku ta przepowiednia się sprawdzi to nie tylko będę się notorycznie spóźniać (tak, spóźniłam się na kolację wigilijną), ale też będę dokładnie i mozolnie sprzątać dom, stroić się i szykować, a wszystko po to by być cudownie zaskakiwana i w efekcie szczęśliwa. Myślę, że się opłaca :)
A Wam jak minęły Święta?
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To także jeden z moich ulubionych filmów ;) Jest niesamowicie ciepły, lekko wzruszający i... prawdziwy. Historie niektórych kończą się nie tak, jak to bywa w happy endach.
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda mi Sarah.
A ja znowu nie obejrzałam :( w końcu chyba sobie wypożyczę ten film.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu, tylko teraz gdzie ja go zapodziałam :>?
OdpowiedzUsuńNyx, właśnie dlatego lubię ten film - jest prawdziwy, a niekoniecznie bajkowy.
OdpowiedzUsuńSarah mi również było szkoda, podobnie jak Marka.
Pozdrawiam :)
Aneto, na wstępie pragnę Cię powitać na mym blogu.
A film polecam obejrzeć - czy to wypożyczyć, czy nawet zakupić. Naprawdę warto! Pozdrawiam :)
Katarzyno, Ciebie również witam serdecznie na mym blogu.
OdpowiedzUsuńI na Twoim miejscu nie spoczęłabym dopóki bym nie znalazła "Love actually" ;) Pozdrawiam :)
Nie oglądałam, ale chyba to nadrobię :)
OdpowiedzUsuńWidzę obsada niczego sobie, tylko niestety Hugh Grant :/ Nie lubię tego aktora, chociaż filmy z jego udziałem często są ciekawe, a jego postaci również. No cóż, nie będę się nim zrażać :)
Skoro tak wysoka ocena to warty obejrzenia. Dopisuję sobie do listy. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film! I też powtórzyłam go sobie przed Świętami. Ma w sobie dużo pozytywnej energii ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film, wyszłam z kina wręcz rozanielona, ukontentowana i po prostu szczęśliwa. Wtedy poznałam Billa Nighy'ego i zapałałam szczerym uwielbieniem. Filmowego Marka można podziwiać w nowym serialu AMC "The walking dead" - co lata robią z ludźmi. ;)
OdpowiedzUsuńCurtis ma dryg do kina romantycznego, ale to "Cztery wesela i pogrzeb" od lat przyciągają z tą samą siłą. Po prostu scena z wierszem Audena jest bezbłędna i wciąż tak samo odczuwana.
Oj, miałam podobnie jeśli chodzi o nastrój świąteczny. Uwielbiam "Love Actually", lecz w tym roku panaceum na brak świątecznego nastroju był film "The Holiday":-), przy którym bawiłam się wybornie :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMadeleine, gorąco polecam Ci ten film. Tam nawet Hugh Grant (którego też niespecjalnie lubię!) w niczym nie przeszkadza :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńVampire_Slayer, zdecydowanie dopisz do listy. Co więcej - wciągnij na jej początek. Pozdrawiam :)
Ultramaryna, zdecydowanie film nastraja pro-świątecznie i oddaje nieco tej energii widzowi. Mnie zmobilizował do ubrania dwóch choinek i pokuszenia się o własnoręczne opakowanie prezentów, a nie wyręczanie się torebkami ;) Pozdrawiam :)
Agno, nie dziwię się, że uwielbiasz ten film, bo i ja nie mogłam się pozbierać po jego pierwszym seansie w kinie.
I o ile amerykańskich komedii romantycznych nie lubię, tak te angielskie są po prostu cudne. Sama nie wiem, jak to się dzieje.
Pozdrawiam :)
The_book, akurat "Holiday" oglądałam miesiąc wcześniej. Wtedy tęskniłam za Świętami, potem mi oczywiście przeszło :) Ale chyba wolę "Love actually"... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńja niestety też mam embargo przez rodzinę nałożone...:( i książek nie było pod choinka:( ale i tak pokaźne stosy czekają, wiec nie narzekam (się staram raczej). I również mam nadzieję, że przepowiednia "jaka wigilia taki rok.." tym razem się spełni:)
OdpowiedzUsuńKaś, łączę się zatem z Tobą w bólu. Oby nam w tym Nowym Roku książek nie zabrakło i by rodziny nasze embargo jak najszybciej zniosły (ja akurat za 2 miesiące mam urodziny, a za 3 m-ce imieniny, więc bardzo mi zależy!) ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam ten film niezmiennie od pierwszego obejrzenia.
OdpowiedzUsuńJak co roku ;) To moje najukochańsze, najulubieńsze święta, więc wszystko wcześniej musi być przygotowane i zapięte na ostatni guzik. Było baaaaardzo miło i szkoda, że już się skończyły.
OdpowiedzUsuńCo do filmu - na pewno obejrzę. Mam taki zamiar od 2003 roku, ale może dzięki Tobie wreszcie zamiar zamienię w czyn ;)
Buziaki :*
Ja również bardzo lubię ten film. Święta minęły mi spokojnie, troszeczkę odpoczęłam - to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńOglądałam ten film kilka razy i zawsze tak samo się nim zachwycam. A Alana Rickmana po prostu KOCHAM!
OdpowiedzUsuńJak na to że nie lubię komedii romantycznych tak ten film podobał mi się bardzo bardzo. Więc od każdej reguły jest wyjątek.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku :-))
uwielbiam ten film, jest dla mnie ciągłą inspiracją do życia (uczuciowego) :-D
OdpowiedzUsuń