niedziela, 3 lutego 2013

Uwaga! Produkcja taśmowa! Czysta niefikcyjna fiksacja

Jestem bardzo wygadana. Nic dziwnego - nauczyłam się mówić przed tym jak nauczyłam się chodzić. W życiu mi to jednak nie przeszkadza, czasami może nieco utrudnia kontakty z ludźmi, którzy znudzeni mym gadaniem i bezskutecznymi próbami wtrącenia słówka lub dwóch, szybko tracą zapał. Początkowo blog był dla mnie przede wszystkim miejscem, gdzie mogłam się wygadać - z czasem dopiero stał się czymś niezwykłym, czymś więcej :)

A teraz, po raz pierwszy w historii mego bloga zdecydowałam się ograniczyć, zmniejszyć, zebrać w jedno kilka książek i opisać je wspólnie w mini-recenzjach. Nie będą to książki przypadkowe, raczej pieczołowicie dobrane, raczej takie, które warte są uwagi, lecz nie znalazłam czasu (i już pewnie nie znajdę) by je pojedynczo Wam zaprezentować. Jednym słowem w tym nieregularnym cyklu prezentować będę przede wszystkim me dinozaury czytelnicze. Zapraszam!

Czysta niefikcyjna fiksacja

Tam gdzie się pojawią i zostaną rozpoznani sieją zamęt. Często pozostają jednak zwyczajnie nierozpoznawalni, potrafią wmieszać się w tłum, zagubić, prowadzić grę pozorów. Nie przestają tylko obserwować. I pisać. Reporterzy, podróżnicy, felietoniści, eseiści. Jakkolwiek byśmy ich nie nazwali wszyscy wywodzą się z jednego nurtu, z jednej, bardzo prostej, idei - opisywać otaczającą nas rzeczywistość. A że czasami będzie to zwykła wieś na Mazurach, innym razem tropikalna dżungla plądrowana przez gang brutalnych dzieci, a jeszcze innym bajkowa sceneria środkowej Europy nadaje tym historiom jeszcze więcej kolorytu. Poznajcie ich proszę i zapamiętajcie - oto pisarze non-fiction.


Jadąc do Babadag


Jadę na południe. Podziwiam mijane wioski onieśmielające zapachem nawozu i małe miasteczka z okoliczną hołotą. W niektórych staram się zatrzymać by poczuć ten lokalny klimat. Kieruję się jednak wprost na prawie czarnomorski Babadag.

Gdyby nie mój towarzysz podróży z pewnością wyprawa byłaby ciekawsza. On cały czas dziwnie się wszystkiemu przyglądał, mało odzywał, a jeśli w ogóle to wygłaszał niepopularne sądy.

("Przyszli tutaj umrzeć z daleka od domu. Pięćset, siedemset, tysiąc kilometrów. Nawóz Europy")

 Dziwnie się też zachowywał...

("No więc zapalam, stoję i patrzę, i odprawiam kult zmarłych, ponieważ ważne rzeczy zdarzają się jedynie w przeszłości. Tak jest w tych stronach. Przyszłość nie istnieje, dopóki nie minie...")

Dla mnie podróże niepozbawione są liryczności, magicznej otoczki, którą powinny delikatnie, niezauważalnie emanować. Nie mogę jednak znieść ciężkiego liryzmu, zbyt wielu przytłaczających słów, zbyt dużej ilości osobliwych obserwacji, tak samo jak niesmacznych lub kłopotliwych widoków. A takimi smakami karmił mnie Andrzej Stasiuk w swej, nagrodzonej Nike, książce. Wspólny język znaleźliśmy dopiero przy ostatnim eseju, lecz wtedy było już za późno.

"Tak było w maju w 2000 roku i tak pozostanie zawsze. Mogę to wspominać bez końca, tak jak człowiek wspomina dzieciństwo. I w końcu okazuje się, że człowiek szuka tylko tego, co widział wcześniej (...) To jest ta sama materia, ta sama tymczasowość, która heroicznie udaje trwałość, w autobusach snuje się ten sam zapach mydła i mleka (...) ta sama medytacja w cieniu płotów na próchniejących ławkach, ta sama beztroska i rozrzutność godzin, zegarki jako ozdoba, jako biżuteria - w końcu czas to tylko dostępna dla zmysłów forma wieczności, z której można wykrawać porcje wedle uznania" 

Rozpacz po utracie furmanki

Okres przejściowy, przełom systemowy. Różnie ten jeden krok z PRLu w rzeczywistość III RP jest nazywany. Różnie jest też interpretowany.

A działy się w latach ościennych do tego zwrotu rzeczy dziwaczne, pojawiały się również zjawiska nadprzyrodzone, choćby w postaci kapsuł czasu, czy nienaruszonego pomnika towarzysza Stalina. Wydaje się, że wszystkie je zebrał i opisał w sposób doskonały oraz niezwykle trafny Jerzy Pilch.

Z tego miejsca mogę jednak przyznać, że z pewnością "Rozpacz..." to niepełna, niekompletna diagnoza społeczeństwa polskiego okresu przełomu. Wszak trudno by jeden pan Jerzy, pisarz, felietonista, Krakowianin i kibic Cracovii (jakże smutno z tego ostatniego powodu mnie - Wiślaczce) dał radę całemu Narodowi polskiemu, wszystkim jego dziwactwom, przywarom, osobliwościom. Lecz nawet zdawkowy, ułamkowy, nieobejmujący całej rzeczywistości tamtego przejścia zbiór krótkich opowieści był dla mnie idealnym. Rozpacz wzięła mnie dopiero z ostatnią jego stroną.

Nocni wędrowcy

Znam podróżnika, który trafił przypadkiem do krainy przedziwnie pogmatwanej. W kraju tym postrachem ulic wcale nie są gangi złożone z brutalnych, bezmózgich mężczyzn, ludzie nie boją się tam agresywnych bydlaków z karabinami, bo takich właściwie nie ma, lecz drżą na widok grupki dzieci. Gromadki brzdąców, ledwie odrosłych od ziemi, grasują tam nocami i terroryzują okoliczne wioski. Nikt sobie z nimi nie może dać rady.

Wojciech Jagielski w Ugandzie spędził sporo czasu i dokładnie przyjrzał się zarówno szarym mieszkańcom tego afrykańskiego państwa, jak i niespotykanym nigdzie indziej młodocianym partyzantom. Dziennikarz odwiedzał ośrodek dla dzieci wyrwanych z piekła partyzantki, dla wszystkich młodych świadków wojny domowej, którzy nie tylko potrafili mordować całe rodziny, ale także potem ograbiali ich domy i porywali swoich rówieśników by zmusić ich do przystąpienia do niezwykłych dziecięcych szwadronów śmierci, a teraz nie potrafią żyć normalnie, nie umieją się przystosować, uspołecznić, wejść z powrotem w rolę zwyczajnego dziecka, nie potrafią się już zwyczajnie bawić.

Reportaż Jagielskiego z tego piekiełka znajdującego się w samym sercu Afryki był mocnym i stanowczym sprzeciwem wobec tak skonstruowanego świata. Ciekawe, kto tak naprawdę go usłyszał.


Moje życie nielegalne

Są tacy ludzie, którzy nigdzie nie pasują. Całe swe życie próbują postępować właściwie, dopasować się, dostosować, lecz im się to nie udaje i wciąż nie są akceptowani  przez otoczenie.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz - Zaleski jest całkowitym ich przeciwieństwem. Nigdy nie próbował się dostosowywać do otoczenia, do rzeczywistości, w której żył. Raczej zawsze postępował według swego uznania, robił wszystko zgodnie z sobą i istotą swego powołania.

Ludziom go otaczającym taka postawa niestety nie zawsze pasowała - począwszy od rzeczywistości PRLu, gdy wygłaszał niepopularne kazania i prowadził działalność opozycyjną skierowaną przeciwko władzy ludowej, a skończywszy na książce, w której obnażył słabości i lęki krakowskiego środowiska duchownego naznaczonego skazą donosicielstwa tajnych współpracowników SB.

W każdym przypadku wywoływał czyjąś złość i czyjś opór. Nie poddawał się jednak nigdy, trwał niezłomny wtedy, gdy grożono mu śmiercią, znęcano się nad nim, czy zwyczajnie zawieszano go w obowiązkach służbowych. Swą determinacją doprowadził do powstania ośrodka pomagającego niepełnosprawnym intelektualnie. Mało kto wie, że był także pomysłodawcą fundacji Anny Dymnej "Mimo wszystko", że jest duchownym ormiańskim oraz poetą.

O tym wszystkim jest ta książka. I o niezłomności. I o tym uporze. Wcale nie takim oślim.

Oceny
"Jadąc do Babadag" Andrzej Stasiuk - 4,5/6
"Rozpacz po utracie furmanki" Jerzy Pilch - 5,5/6
"Nocni wędrowcy" Wojciech Jagielski - 5,5/6
"Moje życie nielegalne" ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski - 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...