Gdy zaginie człowiek całego jego otoczenie ustawia się w gotowości do działania. Wszyscy mówią o nim jako o wspaniałym kompanie, wesołym, pogodnym przyjacielu, ukochanym członku rodziny, za którym wszyscy bardzo tęsknią, bo przecież oddalił się tylko na moment, na chwilę odszedł, może coś go zatrzymało i nie pozwoliło dotrzeć do domu na czas, ale zaraz wróci. Nikt natomiast nigdy nie dopuszcza do siebie myśli, że zaginiony może już nie powrócić. Nie myśli tak ani zasmucona i zszokowana rodzina, ani zapracowani funkcjonariusze służb poszukiwawczych, ani zdezorientowani przyjaciele, ani nawet przyglądający się temu wszystkiemu z boku, bierni obserwatorzy - telewidzowie, radiosłuchacze, przypadkowi przechodnie.
Nie pomyślała tak również Beatrice w momencie, gdy dowiedziała się, że jej ukochana siostra Tess zniknęła bez śladu. W ciągu tej jednej chwili Beatrice została całkowicie sama. Wcześniej miała Todda, wielu przyjaciół, w miarę uporządkowane życie w Nowym Jorku. Miała także siostrę i mamę w odległym mglistym Londynie. W momencie podniesienia słuchawki telefonu ta młoda kobieta miała już wszystko, co mogłaby sobie wymarzyć. Jednakże jedna rozmowa, jedna wiadomość sprawiła, że cały świat Beatrice rozkruszył się na drobne kryształki.
Oto stanęła nagle przed tłumem dziennikarzy próbując się nie rozpłakać i składnie wyrzucić z siebie określenia najlepiej opisujące jej kochaną siostrę. Oto zasiadła w gabinecie psychologa próbując wyłuskać ze swojej pamięci sytuacje, zdarzenia, obserwacje, które mogły zwiastować u Tess jakąś chęć wyrwania się, ucieczki od rzeczywistości. Ale przecież Tess nie chciała uciec, nie była nieszczęśliwa, a już na pewno nie rozpamiętywała bez końca śmierci ich brata, chorego na mukowiscydozę. Oto Beatrice wpadła w dziwny ciąg czynności - rozmawiała bez końca z policją (i bez końca tłumaczyła, że nie jest wielbłądem), odbierała męczące telefony od ukochanego, który z każdym dniem, podobnie jak jej matka, tracił nadzieję, aż wreszcie próbowała na własną rękę szukać swej siostry. Szybko okazało się, że chyba wcale nie znała Tess, dzielący ich Ocean sprawił, że nie wiedziała zbyt wiele o jej życiu i codziennych troskach.
Beatrice nie ustępowała jednak w wysiłkach i starała się doprowadzić swe śledztwo do końca, nawet jeśli prawda miałaby się okazać dla niej wstrząsająca i bardzo bolesna. Nawet jeśli miałoby się to stać jej obsesją.
"Siostra" nie jest zwykłą powieścią psychologiczną, to przejmujący i porażający list napisany przez początkowo przerażoną i zdezorientowaną Beatrice do zaginionej siostry. List, który Tess powinna przeczytać, gdy już zasiądą z Beatrice na kanapie w niewielkim londyńskim mieszkanku i będą wspominać te ciężkie chwile, płakać, przepraszać i wybaczać sobie wszystko. Rosamund Lupton sprawiła, iż list ten wzrusza, przyciąga i trzyma w napięciu, aż do ostatniej strony, aż do chwili gdy dowiadujemy się co przydarzyło się Tess i ile rozwiązanie tej zagadki kosztowało Beatrice.
Ocena: 5,5/6
Może dziwnie zabrzmi ta wypowiedź w ustach osoby, która nie tylko nie ma siostry, lecz w ogóle nie ma rodzeństwa, ale książka Lupton jest dla mnie pięknym, bardzo osobistym i idealnym obrazem miłości i więzi siostrzanej. Jednym słowem, gdybym miała siostrę chciałabym by była taka jak Beatrice, ale i ja sama pragnęłabym być właśnie taką siostrą jak ona. "Siostra" ponadto to bardzo dobry i mocny debiut, po którym naszła mnie uporczywa refleksja nad tym, jakie mogą być kolejne książki pani Lupton. Zwykle bowiem autorowi świetnego debiutu ciężko nadążyć za popularnością swego pierwszego dzieła, bo bezwiednie oczekiwania czytelników wobec kolejnych powieści rosną i nie wystarcza im już dobra, czy bardzo dobra lektura. Oni oczekują czegoś genialnego, porażającego. W przypadku tej akurat autorki moje obawy się nie sprawdziły, ale o tym może opowiem innym razem ;)
***
A na zakończenie pragnę życzyć wszystkim Czytelnikom Wesołych Świąt Wielkiej Nocy, abyście w tym rozgardiaszu sprzątania, gotowania, jedzenia, czytania, odpoczywania znaleźli czas na chwilę refleksji nad tym lichym, pustym Grobem. Wesołego Alleluja!
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Książka czeka na półce i nie mogę się już jej doczekać ! ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę wobec tego miłej lektury :) Mam nadzieję, że Ci przypadnie do gustu. Pozdrawiam!
UsuńTa książka jest genialna, uwielbiam ją! Zrobiła na mnie wielkie wrażenie, szczególnie zakończenie poraża ;) Mnie też książka wzruszała wielokrotnie, a relacja między Tess i Beatrice jest takim ideałem :) I Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńA czytałaś może "Potem" tej samej autorki? Powieść tak samo poruszająca jak "Siostra", a momentami wydawała mi się nawet lepsza :) Dziękuję za życzenia i pozdrawiam!
UsuńDzisiaj Święta,
OdpowiedzUsuńWięc świątecznie
Ciebie słodko pozdrawiamy
I życzonka Ci składamy.
Rozpisywać się nie chcemy,
Już to zrobiliśmy w blogu,
Ale mocno Cię tulimy,
Najlepszego Ci życzymy! :)
Słodkich Świąt!
Życzą
Włóczykije – Monika i Rafał
Dziękuję i pozdrawiam!
UsuńWiele dobrego slyszalam na temat tej ksiazki ... mam ja juz na polce :) Kilka dni temu skonczylam czytac Madeleine napisana przez jej mame Kate McCann. Mysle ze i w Polsce znana jest ta historia...Bardzo mnie poruszyla (jestem rowniez mama malej dziewczynki) i spowodowalo to, ze siegnelam po inne historie zwiazane z ludzmi ktorzy odeszli pozostawiajac za soba ogromna pustke...
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje, ze przypomnialas mi o tej pozycji :)
Faktycznie miłość matczyna wypływa z każdej strony "Potem". I jest to niestety uczucie nie pozbawione bólu i cierpienia. Co prawda córka bohaterki książki nie jest już małą dziewczynką, tylko nastolatką, ale uczucie matki nigdy nie jest pozbawione troski, opiekuńczości, bezinteresowności.
UsuńO Madeleine i jej rodzicach oczywiście słyszałam. Myślę, że wyrządzono im naprawdę dużą krzywdę. Uwaga mediów i funkcjonariuszy skupiła się na rodzicach, zamiast na poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu dziewczynki. Na nowo tę historię przeżywałam niedawno, gdy sugerowano, iż odnaleziono Madeleine gdzieś w Australii. To musiał być kolejny cios dla matki.
A książki Lupton polecam. Chociaż troszkę metafizyczne są bardzo poruszające.