Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świat Książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świat Książki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Żeby wszystko dobrze się skończyło. "Polska odwraca oczy" Justyna Kopińska

Pewnego dnia do mieszkania piętro niżej wprowadziła się kobieta z małą dziewczynką. Dziecko było blade, chudziutkie, grzeczne, sądząc po tym jak każdemu mówiło po cichutku "dzień dobry".

Pierwszy raz ją usłyszałam, gdy spieszyłam się do pracy. Było tuż po godzinie 7 rano. Przygotowywałam się do wyjścia w łazience i usłyszałam głośny krzyk, wzmocniony agresywnym przekleństwem. Po tym krzyku zapadła cisza, którą przerwał delikatny płacz dziecka. Krzyki jednak nie ucichły, a płacz tylko wzmógł agresję krzyczącego głosu.

Źródło

Sesje krzyków powtarzały się odtąd codziennie rano. Oczywiście mogły to być zwykłe nieporozumienia, kłótnie z nieposłusznym dzieckiem, ale gdy pewnego razu usłyszałam niczym przekleństwo groźbę "Zabiję cię" nie wahałam się ani chwili. Do czasu przyjazdu funkcjonariuszy awantura zdążyła przybrać na sile i wygasnąć. Kobieta twierdziła, że egzekwowała posłuszeństwo, a dziecko nie wyglądało na maltretowane. Policja odjechała, ale krzyki na szczęście ucichły.

czwartek, 27 lutego 2014

Wszystko zostaje w rodzinie

Krótka uwaga dla tych, którzy nie czytali cyklu o Dollangangerach - mogę lekko spoilerować!

Wydawało mi się, że wszyscy już o tej historii słyszeli, gdy sięgałam po pierwszą książkę. Nie dane mi było czytać poprzedniego wydania, więc swą przygodę z książkami Virginii Andrews rozpoczęłam dopiero gdy w moje ręce wpadło nowe wydanie cyklu o rodzinie Dollanganger.

Na początku był zachwyt, okraszony może nutką zniesmaczenia. Fascynowała mnie tragiczna historia czwórki rodzeństwa, poruszyło ich nieszczęście, zdenerwowała postawa rodziny, ale wydawało mi się, że autorka wkroczyła na dosyć śliską ścieżkę. Bo o ile nie dziwią różne ekscesy, będące odchyleniami od normy w sferze seksualnej to jednak miłość fizyczna i psychiczna pomiędzy rodzeństwem, gdzieś tam wciąż siedzi w naszych umysłach, jako ta niemożliwa, niewyobrażalna i całkowicie nienaturalna.

sobota, 6 kwietnia 2013

Zatraceni w nieskończoności. "Potem" Rosamund Lupton

Nad tym czy jest "życie po życiu" zastanawiało się już wielu. Wśród nich filozofowie, teoretycy, tęgie głowy, wielkie serca, olbrzymie pokłady wiary. Nie wszyscy zostali przekonani, nie wszyscy starali się przekonywać. Moja wiara i wewnętrzne przeświadczenie nie pozwalają mi w wieczne życie duszy człowieka wątpić, lecz mam wiele innych, nierozwiązanych, choć fascynujących, niepewności. Bo czy dusza może wyjść na chwilę z żyjącego jeszcze ciała i potem wrócić? Czy śmierć kliniczna naprawdę istnieje i czy nie jest tylko, jak to twierdzą niektórzy, chemiczną halucynacją będącego w agonii człowieka?


Tyle jest przecież świadectw ludzi oglądających swe operacje z perspektywy sufitu, tyle opowieści o świetlistych tunelach, czy spacerów pacjentów wokół łóżka, w którym leży ich osobiste, pogrążone w śpiączce, nieprzytomne ciało...

sobota, 30 marca 2013

Siostrzeństwo w czystej postaci. "Siostra" Rosamund Lupton

Gdy zaginie człowiek całego jego otoczenie ustawia się w gotowości do działania. Wszyscy mówią o nim jako o wspaniałym kompanie, wesołym, pogodnym przyjacielu, ukochanym członku rodziny, za którym wszyscy bardzo tęsknią, bo przecież oddalił się tylko na moment, na chwilę odszedł, może coś go zatrzymało i nie pozwoliło dotrzeć do domu na czas, ale zaraz wróci. Nikt natomiast nigdy nie dopuszcza do siebie myśli, że zaginiony może już nie powrócić. Nie myśli tak ani zasmucona i zszokowana rodzina, ani zapracowani funkcjonariusze służb poszukiwawczych, ani zdezorientowani przyjaciele, ani nawet przyglądający się temu wszystkiemu z boku, bierni obserwatorzy - telewidzowie, radiosłuchacze, przypadkowi przechodnie.


Nie pomyślała tak również Beatrice w momencie, gdy dowiedziała się, że jej ukochana siostra Tess zniknęła bez śladu. W ciągu tej jednej chwili Beatrice została całkowicie sama. Wcześniej miała Todda, wielu przyjaciół, w miarę uporządkowane życie w Nowym Jorku. Miała także siostrę i mamę w odległym mglistym Londynie. W momencie podniesienia słuchawki telefonu ta młoda kobieta miała już wszystko, co mogłaby sobie wymarzyć. Jednakże jedna rozmowa, jedna wiadomość sprawiła, że cały świat Beatrice rozkruszył się na drobne kryształki.

środa, 13 lutego 2013

Ucieczka przed starością. "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonas Jonasson

Urodziny to taki szczególny dzień, gdy podświadomie chcemy być w centrum uwagi. Pragniemy niespodzianek, miłych życzeń, deklaracji przywiązania, dowodów miłości i sympatii. Jednym słowem - chcemy by ktoś o nas myślał i pamiętał. I nie ma w tym absolutnie nic złego.

Nie każde jednak urodziny są czasem radosnym. Niekiedy możemy mieć dość. Nie chcemy wtedy choćby zdmuchnąć świeczek na kiepskim torcie, w towarzystwie ludzi, których nawet nie lubimy. Czasami po prostu chcemy wyskoczyć przez okno. I zniknąć.

wtorek, 1 maja 2012

Kruchy gołąbek. "Płatki na wietrze" Virginia C. Andrews

Nie winno się dwa razy wchodzić do tej samej rzeki. Człowiek musi uczyć się na błędach, a dzieci nie powinny powtarzać pomyłek swoich rodziców. Te zasady brzmią dumnie i motywująco zarazem. Co jednak jeśli nie mamy wyjścia? Gdy wszechświat tak skomplikował nasze życie, że zawsze będziemy tkwić w cieniu kolejnych potknięć naszych rodziców, a czasami wydaje nam się nawet, że to my jesteśmy tym błędem popełnionym przez nierozsądną matkę, czy nierozważnego ojca? Co gdy zostaliśmy tak skonstruowani by szukać sprawiedliwości za wszelką cenę, żywić się zemstą, być bezwzględnymi w stosunku do naszych winowajców?

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rosiczka okrągłolistna. "Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Andrews

Rodzic kształtuje w swoich dzieciach pewne wzorce, pozwala im powoli i wnikliwie poznawać świat. Jest  przewodnikiem, autorytetem, idolem dla małego człowieka od chwili narodzin. Z czasem rodzice przestają być jednak dla dziecka chodzącymi ideałami, dorastanie bezlitośnie obdziera ich z doskonałości. Jednak miłość rodzicielska zawsze pozostaje czymś pięknym, naturalnym, chociaż okraszonym niepokojem, wielką odpowiedzialnością oraz często niewdzięcznością. Miłość rodzica do dziecka jest też, wydawałoby się, bardzo wymagająca - przecież trzeba na nią zasłużyć dobrymi ocenami, pomocą w domu, nienagannym zachowaniem, ale tak naprawdę, podobnie jak miłość dziadków, uczucia rodzicielskie są silne i bezwarunkowe. Czasami niestety też bezwzględne.

sobota, 5 grudnia 2009

Małomiasteczkowy powiew. "Jedyne, czego pragnął" Anita Shreve

Ostatnio mam szczęście do książek o rozterkach damsko-męskiego pożycia. Mam też widocznie powodzenie jeśli chodzi o powieści osadzone w rejonach Nowej Anglii, w pięknych okolicznościach Bostonu, czy New Hampshire.
Zlustrowałam niedawno, chociaż pobieżnie, bardziej współczesny obraz tego regionu USA (o ile współczesnością można nazwać lata '60
i '70 XX wieku), a teraz dzięki całkowitemu zbiegowi okoliczności w moje ręce wpadła historia ukazująca tamte miejsca z jeszcze starszego punktu widzenia.

Anita Shreve w swojej powieści "Jedyne, czego pragnął" przenosi bowiem Czytelnika w rzeczywistość przełomu wieków. Począwszy od 1899 roku, aż po raczkujący dopiero XX wiek.
Przenosi do małej mieściny Thrupp, przesiąkniętej wprost zapachem, zwyczajami, mentalnością Nowej Anglii. Plastycznie przedstawia nam obraz tragedii, która wydarzyła się u schyłku XIX wieku, gdy pożar tamtejszego hotelu pochłonął kilkanaście istnień ludzkich. Prowadzi nas szerokimi korytarzami tamtejszej uczelni, która chociaż prowincjonalna wydaje się być poważana w świecie nauki. Wreszcie wypuszcza nas na ulice, po których suną pierwsze automobile, zaprowadza do parków, wciąż smaganych wiatrem oraz zaprasza do salonów tamtejszych domostw, (niektórych jeszcze z epoki kolonialnej, innych nowoczesnych, wielkich), w których toczy się codzienne życie niecodziennych mieszkańców Thrupp.

Nicholas Van Tassel, jako profesor wykładający literaturę angielską
i retorykę jest bardzo wrażliwym, emocjonalnym mężczyzną, którego jednak cechują także wytrwałość, cierpliwość
oraz wielkie ambicje. Pożar miejscowego hotelu jest dla niego niespodziewanym zrządzeniem losu, gdyż w takich okolicznościach poznaje osobę, która zauroczyła go bez reszty.
Etna Bliss już od samego początku niesie ze sobą tajemnice. Profesor Van Tassel początkowo nie wie nawet skąd wzięła się w miasteczku akademickim, później zaś gdy przekraczają kolejne poziomy znajomości nie dowiaduje się praktycznie niczego więcej. Etna jest oszczędna w słowach, nieskora do zwierzeń, a Nicholas nie pytając
o dręczące go momenty jej życia bezpowrotnie traci kolejne okazje.
Jak ważne są takie okazje i jak istotne są to pytania Czytelnik pojmuje bardzo szybko, bo gołym okiem widać, że relacje tej pary od samego początku są dziwne. Oczywiście czasy, w których żyją odciskają piętno na ich zażyłości (a raczej na jej braku), ale dystans jaki muszą zachowywać w swych rozmowach, kontaktach jest tylko udawany, gdyż oboje pod pozorem powściągliwości, ostrożności wchodzili już wcześniej w różne związki fizyczno-uczuciowe.
W tym kontekście tajemniczość Etny i całkowicie oddanie, ufność Nicholasa uzyskują niezwykły wymiar.

Mnie historia tocząca się na kartach książki Anity Shreve bardzo wciągnęła. Byłam pod ogromnym wrażeniem języka, w jakim narrator snuje swą opowieść.

Ale nie byłabym sobą, gdybym jednak czegoś nie skrytykowała. I nie będzie to kompozycja, nie będzie to też sama treść. Bardzo nie przypadły mi natomiast do gustu kreacja głównego bohatera,
a konkretnie dwa szczegóły: jego całkowita, bezsprzeczna naiwność oraz pewne zniewieścienie.


O ile naiwność do pewnego stopnia mogła wynikać ze stanu zakochania i radosnego uniesienia, to jednak taka jej forma nie dopuszczająca ani jednego głosu rozsądku (nawet ziarenka) wydaje mi się niewłaściwa dla wykształconego mężczyzny, który powinien przewidzieć, że prędzej czy później jego decyzje będą miały niezbyt radosny finał. Nicholas, co prawda, zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów, ale w zupełnie innym kontekście. Finalnie cechuje go więc niepoprawny optymizm
i dziecięca wręcz ufność w to, że wszystko jakoś się ułoży.
Zniewieścienie Van Tassela dotyczy natomiast charakteru bohatera
i jego zachowań. Momentami wydawało mi się, że jest on kobietą skrywającą swoją tajemnicę w męskim ubiorze, bo jego nadmierna wrażliwość, doskonałe wyczuwanie kobiecych myśli, planów, intencji
i wreszcie pamięć do szczegółów takich, jak chociażby krój sukni (pomijam już doskonałą znajomość kolorów, o którą nie posądzałabym żadnego Pana, nawet z takich romantycznych czasów, jak przełom wieków XIX i XX) świadczą o cechach niepodobnych tak odważnym mężczyznom (wszak Van Tassel podjął się walki o rękę, usta i przede wszystkim serce Etny).
I takiej silnej męskiej ręki, tupnięcia nogą w razie potrzeby, brakowało mi do tego, by uznać tę powieść za doskonałą. A szkoda, wielka szkoda.

Ocena: 5/6

czwartek, 28 maja 2009

Kryminał retro wysokiej próby. "Kochanek Śmierci" Boris Akunin

Pierwsza tak poważna przerwa w blogowaniu i na swe usprawiedliwienie mam jedynie to, że z powodów czysto "naukowych" (dosłownie i w przenośni) uciekła mi gdzieś wena do tworzenia. Nie uciekły natomiast lektury, bo tych mam zawsze pod dostatkiem i realizuję sukcesywnie kolejne etapy programu książkowego :)

Bardzo dawno nie miałam w ręku żadnego kryminału, czy choćby kryminałopodobnego thrillera, a ostatni był chyba Coben, który na pewno książki produkuje masowo, jedna po drugiej i dokładnie tak samo te lektury się czyta: szybko, bez głębszego zastanowienia podąża się za akcją. Po kilku cobenach czuję zwykle, że tak naprawdę nie wiem, o czym była każda z tych lektur, bo bohaterowie zaczynają się pokrywać mgłą, a historie po prostu się mieszają - do tego stopnia, że w mojej głowie powstaje całkowicie nowa książka, złożona ze szczątków cobenów.

Z czasów, gdy jeszcze czytałam Sherlocka Holmesa wykreowanego przez znakomitego Doyle'a pamiętam ogromne zaangażowanie w czytaną lekturę, czasami niezbyt dobre próby rozwiązywania zagadek, które Holmes przecież zjadał na śniadanie.
Takiej dedukcji, przeżywania każdego szczegółu brakowało mi w cobenopodobnych lekturach, gdzie liczyło się wyłącznie zaskoczenie poprzez szybką akcję, ilość i miejsca ujawnienia trupów, nieufność w stosunku do każdej kolejno wprowadzanej w akcję postaci.
Nie twierdzę, że nie odczuwałam przyjemności z czytania takich książek, ale była to raczej przyjemność prosta, potrzebna w chwilach zmęczenia, po trudnej sesji, po tygodniach uczenia się, po intensywnym wysiłku umysłowym, angażująca emocjonalnie.
Od dawna poszukiwałam książki, która pobudzi mnie intelektualnie, umysłowo. I znalazłam. Chociaż biorąc ją z półki w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej wcale o tym nie wiedziałam. Wcale, a wcale. Bo "Kochanek Śmierci" Borisa Akunina (właśc. Grigorij Czchartiszwili) jest bardzo niepozorny.

Boris Akunin jest Gruzinem, ale sam nazywa siebie "pisarzem rosyjskim". Zastanawiałam się nawet, czy nie dla lepszej reklamy, ale nie, raczej nie, bo książki Akunina reklamują się same.
Od dawna mam pewną teorię składającą się z czynników: pisarz rosyjski i geniusz. I Akunin jest tego potwierdzeniem, z całą pewnością, pomimo swych gruzińskich korzeni.
W "Kochanku Śmierci" przenosi nas do XIX-wiecznej Moskwy. Wprowadza w środowisko tamtejszych grup przestępczych, prowadzi ulicami Chitrowki i innych dzielnic, na których działają swoiste gangi, czy mafie, odwiedzamy ciemne zaułki, głośne place targowe, brudne i przerażające miejsca. Nietrudno w takim środowisku o zbrodnię, jednakże zauważymy, jak bardzo nasze myślenie bywa mylne, w zetknięciu z takim środowiskiem, z całą gamą różnej maści przestępców.
Poznajemy Sieńkę Skorika, młodego bandytę, który stara się za wszelką cenę utrzymać w tym strasznym środowisku. Poznajemy innych złoczyńców, których Skorik spotyka na swojej drodze, a o których moralności (a raczej jej braku) można by długo rozmawiać. Poznajemy tamtejsze organy bezpieczeństwa niekoniecznie zajmujące się tym, czym powinny. Poznajemy wreszcie dwie bardzo istotne postaci. Erasta Pietrowicza Nameless, czyli Erasta Fandorina, detektywa o niezwykłej intuicji, przebiegłości oraz o fenomenalnym zmyśle dedukcji oraz tytułową Śmierć, będącą niezwykłą femme fatale.
Wymieszanie losów tych wszystkich postaci tworzy mieszankę wybuchową i z przyjemnością możemy wczytywać się w ich historię.

Nie przeszkadzało mi nawet to, że "Kochanek Śmierci" jest dziesiątą częścią serii o Fandorinie, a wcześniejszych dziewięciu książek nawet nie miałam w ręku, bo lektura ta pomimo przynależności do pewnego cyklu jest pozycją odrębną, doskonałą do zasmakowania twórczości Akunina. Początkowo poszukiwałam nawet książek opisywanych przez wielu blogowiczów, z serii o siostrze Pelagii (z cyklu "Kryminał prowincjonalny"), z którą Akunin jest bardziej kojarzony, ale trafiłam na to dzieło i... absolutnie nie żałuję!
Co więcej, gorąco polecam i sama planuję już kolejne spotkanie z Grigorijem Czchartiszwilim.

Ocena: 5/6
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...