niedziela, 17 listopada 2013

Ile pralinek można zjeść by sobie nie zaszkodzić? "Czekolada" Joanne Harris

Niby nic. Rozgnieciona miazga kakaowca, trochę cukru.  Nieco masła kakaowego. Szczypta wanilii. Nic wielkiego, drobnostka.

Po jednej kosteczce sięgamy jednak po następną. Po jednym łyku zostawiamy na stoliku pustą filiżankę. Czary. Gusła. Czarnoksięstwo. Urok.


Magia czekolady.
Yianne Rocher zna ją bardzo dobrze. Przy wejściu zawsze umieszcza czerwony woreczek chroniący przed złymi zaklęciami. Gdy podchodzisz do lady od razu doskonale wie, co lubisz i co cię uszczęśliwi. Nie sposób też jej nie polubić.

Jednak gdy przybywa do małego francuskiego miasteczka wywołuje, zamiast ciepłych i serdecznych emocji, niepokój, oburzenie, zgorszenie, wszechobecną pogardę okraszoną nutą nieufności.

Powoli, cierpliwie Yianne zdobywa serca  mieszkańców Lansquenet. Niestety nie wszystkich. Otwarcie chocolaterie w czasie Wielkiego Postu, z kuszącą wystawą bogatą w praliny, wprost na przeciw kościoła i to w niewielkiej, wciąż konserwatywnej francuskiej mieścinie jest mocno kontrowersyjnym pomysłem. Dla niektórych nawet prowokacją.

Niebawem pojawia się kolejny problem - do miejscowości przybywają wędrowni wodniacy, którzy sprawiają, iż dotychczasowe niesnaski zamieniają się w otwartą wojnę pomiędzy niepokorną Yianne i Reynaudem - miejscowym proboszczem.

Krajobraz bitwy jest wbrew pozorom bardzo uroczy. Dawne francuskie miasteczko z małymi domkami, ujmującym ryneczkiem, a także z nadgorliwą pobożnością, z wszechobecnym plotkarstwem i mnóstwem małych grzeszków, które każdy ukrywa pod pierzyną we własnym domu. Zamknięta, skostniała społeczność zaczyna nagle budzić się do życia za sprawą radosnej i silnej Yianne, jej niezwykłej córeczki Anouk oraz ich magicznych uśmiechów.

"Czekolada" jednak nie jest nazbyt przesłodzona. Czuć w niej krztynę goryczy. Mnie od początku w tej opowieści raził bardzo krytyczny obraz Kościoła, który uosabia ksiądz Reynaud. Bez wątpienia jest on bohaterem negatywnym - "człowiekiem w czerni" burzącym szczęście, zabierającym to co ważne, pozbawiającym spokoju. Momentami miałam wrażenie, że całe zło skupione jest w tej niepozornej osobie powoli spacerującej po plebanii w sutannie, wygłaszającej płomienne kazania i nastawiającej społeczność Lansquenet przeciwko Yianne. A tak naprawdę Reynaud był przecież człowiekiem skrzywdzonym, który zagubił się w gąszczu własnych przeżyć i wspomnień, próbując za wszelką cenę utrzymać kontrolę nad swoimi parafianami, wybaczając im nawet najgorsze przewinienia, żyjąc w kłamstwie i zaślepieniu.

To wszystko uświadomiłam sobie na długo po zakończeniu lektury. Gdy emocje opadły i zaczęłam czytać już trzeci tom przygód Yianne doszłam do wniosku, że to nie Kościół jest tu zły, lecz jego zamknięcie na świat zewnętrzny i zakłamanie, które wynika z ludzkich przywar służących mu ludzi, sprawia, iż każdy widząc zdegenerowanego księdza, wcale niepobożną siostrę zakonną czy opętanego pychą biskupa myśli o nich jako o złym Kościele. Niezwykle to przykre i trafne spostrzeżenie wypływające z kart książki Joanne Harris.

Proszę poczęstujcie się "Czekoladą".
Na jesienny czas nie ma nic lepszego.

Ocena: 5/6






2 komentarze:

  1. Oj czytałam książkę i miałam pozytywne odczucia. Ogólnie dla osób na diecie nie jest zbyt dobra bo czytając ma się ochotę zjeść coś czekoladowego ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam ostatnio w księgarni e-booki z kolejnymi tomami i zastanawiałam się czy są tak samo dobre. Niby lekka literatura, a jednak daje do myślenia:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...