środa, 29 października 2014

Państwo dobrobytu

Czy słyszeliście kiedykolwiek o książce idealnej? Takiej, nad którą rzesze krytyków piałyby z zachwytu, a tysiące czytelników przerywało jej lekturę by wzdychać z zachwytu? Takiej, której każda strona przynosiłaby nowe emocje? Takiej, której język byłby piękny, a przy tym dosyć uniwersalny?
Słyszeliście?

Ja też nie. Ale znam jedną, która jest bardzo blisko...



Na początek koniec.

Często w historii zdarzało się, że artysta wyprzedzał swoją epokę, a przez to był całkowicie niedoceniany przez współczesnych mu ludzi. Trudno jednak pokusić się o takie stwierdzenie w przypadku Stiega Larssona. Faktycznie pierwsza książka, którą napisał wydana została pośmiertnie, a konkretnie rok po tym, jak rozległy zawał mięśnia sercowego zakończył nie tylko świetnie zapowiadającą się pisarską karierę, ale też niestety przede wszystkim jego żywot. Ale Larsson nie był całkowicie obcą postacią w Szwecji. W momencie śmierci był już znanym dziennikarzem, przez niektórych uważany za skandalistę, przez innych ostro potępiany. Obecnie pewnie mało kto pamięta już jego lewicowanie, ataki nacjonalistów i adres oraz numer telefonu Stiega zamieszczone obok jego zdjęcia w neonazistowskiej gazecie.

Dzisiaj Stieg Larsson kojarzy się z wielkim sukcesem wydawniczym, ogromnymi nakładami i z tak popularną serią doskonałych książek, jakiej nikt się po nim nie spodziewał.
Mnie w jego osobie intryguje ten jeden impuls, który podsunął mu na myśl stworzenie najbardziej niezwykłej postaci kobiecej współczesnej literatury. A zupełnie przy okazji, niby od niechcenia pan Stieg wykreował rzeczywistość, która w naszym kręgu kulturowym jest swoistego rodzaju novum.

L jak Lisbeth. M jak Mikael.

Historia opowiedziana nam przez Larssona w powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" wydaje się mieć bardzo jasny przekaz: wszyscy faceci to świnie. Jednakże, gdy wczytujemy się w pierwsze rozdziały, w intrygującą tajemnicę rodziny Vangerów, którą rozwikłać ma nie kto inny, lecz Mikael Blomkvist, dziennikarz z zacięciem detektywistycznym (nieprzypadkowo jego nazwisko przywodzi na myśl "Detektywa Blomkvista" Astrid Lindgren), powoli zaczynamy dostrzegać, że nie w tym kierunku winno pójść nasze myślenie. Oto mamy bowiem Henrika Vagnera, nestora wielkiego i bajecznie bogatego rodu, który od 40 lat poszukuje prawdy o zaginięciu swojej ukochanej siostrzenicy Harriet. Gnębiony tą straszną, nierozwiązaną zagadką przeszłości zwraca się do znanego w Szwecji dziennikarza śledczego z misją spisania historii rodu Vangerów. W rzeczywistości Henrik chce, aby Blomkvist dowiedział się, kto stoi za śmiercią jego siostrzenicy, bo po tak długim czasie nie wierzy już, że Harriet mogłaby żyć. Mężczyzna tak wrażliwy by nadal czuć tęsknotę za siostrzenicą nie może wpisywać się oczywiście w rolę osoby nienawidzącej kobiet...

Mikael zlecenie Henrika przyjmuje. Zresztą nie ma nic lepszego do roboty po tym, gdy musi usunąć się w cień w redakcji czasopisma Millenium, którego jest wydawcą, z powodu pomówienia znanego businessmana o czyny korupcyjne. Mikael zostaje skazany na karę pozbawienia wolności i czeka na jej wykonanie, jednocześnie zajmując się prywatnym śledztwem dla Henrika.

W tym miejscu na scenę wchodzi Lisbeth. Jako znakomity researcher ma wspomóc Mikaela w jego śledztwie. Szybko okazuje się, że Lis i Mikaela połączy nić porozumienia, która jest jednak na tyle delikatna, iż nie pozwala na to by zamknięta w sobie researcherka otworzyła się przed okrytym złą sławą dziennikarzem.

Nie myślcie jednak, że Lisbeth jest typową, nieśmiałą szarą myszką. Nie, nie, wręcz przeciwnie. Z wyglądu przypomina punka i to w dodatku dosyć mrocznego, z licznymi tatuażami, piercingiem oraz młotkiem w torebce. Trudno byłoby znaleźć drugą taką samą postać kobiecą, która faktycznie kobieca wcale nie jest. A mimo wszystko pod tą skorupą niezależności, ekstrawagancji i niedostępności kryje się spokojna, wrażliwa, genialna dziewczyna, którą niestety łatwo zranić.


Fenomen Millenium.

Ciekawe, czy na tym świecie uchował się ktoś taki, kto nie słyszał ani o Larssonie, ani o Millenium, ani nawet o Lisbeth. Pewnego pięknego dnia wziąłby do ręki gruby tom pełen niewyjaśnionych tajemnic, wartkiej akcji, przemocy oraz nazw mebli rodem z Ikei i przepadłby w tym przedziwnym świecie, w którym wcale nieładną bohaterkę o niespotykanych zdolnościach i niesztampowym stylu życia darzy się wprost niewiarygodną sympatią.

Właśnie w takim położeniu postawił mnie pierwszy tom trylogii Larssona. Nad dziwnymi relacjami bohaterów, okrutnymi aktami przemocy, niezrozumiałą historią Lisbeth, przeszłam do porządku dziennego, a zagadkę rozgryzłam zanim tak naprawdę rozpoczęło się książkowe śledztwo Mikaela. I z wielkim trudem przychodzi mi podanie powodu, dla którego ta powieść tak bardzo mi podobała.

Patrząc całkiem obiektywnie "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" to całkiem przeciętny kryminał. Cały pomysł oparty jest luźno na kompozycji zagadki zamkniętego pokoju. Zaginięcie Harriet ma miejsce na zamkniętej, odciętej od świata (w wyniku katastrofy lądowej), wyspie, z której nikt nie miał prawa się wydostać. Oczywiście nie ma ciała, nie ma podejrzanego, przez wiele lat nic się nie dzieje, ale gdy tylko prywatne śledztwo rozpoczyna Mikael rzekomy złoczyńca się uaktywnia, skutecznie uprzykrzając mu życie.

Akcja książki również nie rzuca na kolana. Wydarzenia następują po sobie bardzo wolno, niespiesznie też idzie do przodu śledztwo, które tempa nabiera dopiero na samym końcu powieści. Wszystko kończy się na kilku ostatnich stronach, w dodatku każdy z wątków rozwija się w pozytywnym kierunku, wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Nieco lepiej przedstawia się warstwa obyczajowa powieści. Czytelnik poznaje dogłębnie nie tylko codzienne życie Szwedów i nazwy najpopularniejszych mebli z Ikei, ale i różne konfiguracje związków partnerskich, ekscesy domowe, złożoność szwedzkiego systemu socjalnego, mechanikę funkcjonowania szwedzkich sądów i różnych instytucji państwowych. Pojawiają się także pewne zgrzyty, gdyż sama Lisbeth uosabia nieskuteczność i szkodliwość państwa roztaczającego parasol opieki nad obywatelem.

Największym atutem powieści są jednak jej bohaterowie. Niebanalni indywidualiści o oryginalnych osobowościach, wyraziści do szpiku kości, mocni, ale nie mocarni. Ludzie z krwi i kości. Każdy powinien ich poznać osobiście.

2 komentarze:

  1. Kompletnie nie rozumiem fenomenu tego kryminału. Sięgnęłam po "Mężczyzn", bo koleżanka licencjat o Larssonie pisała (studiowała skandynawistykę). Przeczytałam jak typowe powieścidło, szybko poszło, szybko się okazało, że książka przeciętna i nic do zycia nie wniosła i można ją było o te 150 stron odchudzić. Ale sobie myślę Kaśka by o byle kim licencjatu nie pisała. No to przemęczyłam drugi tom. I mówię: "Kacha, przeczytałam dwa tomy i mi się nie podoba, zwykły kryminał", na co Kaśka: "no, mi też sie nie podobało, ale wiesz, wzięty szwedzki autor, więc go wybrałam". "Kacha, zatłukę Cię! Nie mogłaś powiedzieć tego od razu?!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. Wzięty szwedzki autor zawsze w cenie ;)

      Nie czytałam długo Larssona właśnie z tego powodu, iż jest nadal "wziętym szwedzkim autorem". Przełamałam się i byłam mocno zaskoczona, że tak wygląda ten "bestseller".

      U mnie jednak sięgnięcie po drugi tom dało pożądany efekt zachwytu i może nie nad samą książką, ale nad bohaterką, którą po dziś dzień ubóstwiam. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...