niedziela, 21 czerwca 2015

Frymuśne królestwo kuglarzy. "Joyland" Stephen King

Każde amerykańskie dziecko marzy o tym by pojechać do parku rozrywki. A jeżeli znajdziemy takie, które o tym nie marzy to tylko dlatego, iż już w nim było!

Pragnienie zabawy w ogromnym lunaparku obejmuje rozliczne salony gier, karuzele, tunele strachu, gabinety luster, spotkania z maskotką parku, a przede wszystkim budzące respekt i zapierające dech w piersiach rollercoaster'y.


Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że park rozrywki to sprawnie działająca skomplikowana machina kierowana przez rzeszę ponoszących ogromną odpowiedzialność ludzi. Jeżeli jeden z trybików tej machiny zawiedzie konsekwencje mogą odczuć wszyscy - od właścicieli i pracowników po przebywających w parku gości. Wszystkie mechanizmy muszą zatem być odpowiednio naoilwione, gotowe do pracy i codziennych wyzwań.

Gabinet luster

Parkowi rozrywki Joyland u progu sezonu 1973 roku przybywa kilkoro nowych, sezonowych pracowników.

Wśród tych żółtodziobów poznajemy ślicznotkę Erin - wprost idealnego "dzióbka", całkiem rozsądnego chłopaka - Toma oraz Devina Jonesa.

Devin ma 21 lat i mimo młodego wieku już leczy swoje serce, złamane brutalnie przez eks-dziewczynę Wendy. Chłopak, jako właściwie jedyny młody człowiek w Joyland nie wie tak naprawdę czego chce. Początkowo prosty plan - zarobienia na studia dorywczą pracą - bardzo się komplikuje i lekko modyfikuje pod wpływem codziennej harówki w lunaparku. Bo kto nie pracował w wakacje w Joyland nigdy nie zrozumie, czym jest przywdziać "futro" w upalne popołudnie, jaką trudność sprawia obsługa zwykłej karuzeli, jak bardzo autentyczne są wróżby madame Fortuny oraz co może kryć się w tunelu strachu.


Lunapark z całą paletą niebanalnych osobowości mocno przyciąga Dev'a. Sprawia, że chłopak wnika w ten osobliwy świat i wcale nie ma ochoty go opuszczać. Decyzja o zawieszeniu studiów i pozostaniu w Joylandzie, która zadziwia jego przyjaciół, ma jednak też inne podłoże.

Salon gier

Postać Devina to obraz szalonej młodości. Chłopak na każdym kroku udowadnia sobie, że może w życiu prawie wszystko (a jak nie wszystko, to na pewno bardzo wiele).

Dla Devina wszelkie decyzje są łatwe i proste. Nie chce wracać na uczelnię i spotykać się z Wendy - to po prostu nie wraca i zostaje w Joylandzie. Taki oto kaprys młodego wieku.

Całkowitym przeciwieństwem Dev'a jest Annie. Żyjąca na łasce - niełasce ojca, z chorym synem, ciesząca się każdą pojedynczą chwilą nie jest skłonna do zmian. Woli stabilność, jest ostrożna i rozważna. Nie jest dużo starsza od Dev'a, a mimo to wykazuje zupełnie inną dojrzałość życiową.

Tych dwoje spotyka się zupełnie przypadkowo, ale połączy ich wspólna historia. Nie będzie to jednak wielka miłość i oddanie. Nie będzie też dramatu czy melodramatu. Nie będzie tragedii, ani sensacji.

Nie myślcie, że Stephen King stał się na tyle sentymentalny, iż napisał piękną historię miłosną, osadzoną we wspaniale nakreślonej rzeczywistości nadmorskiej mieściny z początku lat '70. Nie, nie. Zamiast miłości jest współczucie, empatia, wielka przyjaźń i wspaniała zabawa. Są też, jak to u Kinga, istoty nadprzyrodzone.

Straszny Dwór

Istota jest właściwie jedna. W dodatku jest dziewczyną i to dosyć nieszczęśliwą. Nic dziwnego. Kto bowiem dobrowolnie wybrałby na koniec swojego życia tunel strachu w lunaparku?

Linda Gray w takim miejscu została zamordowana w okolicznościach budzących grozę. Sprawca zamordował ją w trakcie przejażdżki wagonikiem w Strasznym Dworze w Joyland, gdy w parku przebywały tłumy ludzi, a następnie udało mu się uciec i tak naprawdę nigdy go nie złapano.

Wydaje się, że duch został niejako na siłę wepchnięty do powieści i wcale nie uśmiecha mu się w niej przebywać. Gdzieś tam przewija się w tle, straszy (a jak!) bohaterów, powoduje gęsią skórkę, ale nic poza tym. Wygląda tak, jakby King napisawszy całą powieść przypomniał sobie, że chciałby jednak mieć ducha i powpychał go do niektórych scen.


Nieszczęsna Linda Gray wcale jednak nie odbiera przyjemności z lektury, bo zagadka jej morderstwa doskonale wplata się w całą akcję i nieco popycha Devina do działania, do rozwiązania całej sprawy.

Trudno "Joyland" zakwalifikować jednak jako kryminał. Nie jest to też do końca książka obyczajowa, bo poza delikatnym zarysem rzeczywistości lat '70 nie dostaniemu tu żadnych plastycznych opisów miejsc, życia codziennego, nie wnikniemy więc do końca w książkową rzeczywistość. Za to niespodziewanie porwie nas rollercoaster i to akurat w niezbyt radosnym momencie konsumpcji waty cukrowej. I nawet jeżeli nie jesteśmy już dziećmi, nie mieszkamy i nigdy nie mieszkaliśmy w USA to i tak z tej nadzwyczajnie szybkiej przejażdżki po pętlach, kobrach, zero-g-rollach oraz korkociągach będziemy mieć nieprzyzwoitą przyjemność!

______________________________________________________________________________

Pierwsze słowa: 

"Miałem samochód, ale wtedy, jesienią 1973 roku, przeważnie chodziłem do Joylandu piechotą z Plażowego Pensjonatu pani Shoplaw w miasteczku Heaven's Bay. Jakoś czułem, że tak trzeba"


Łyżka cukru: 
(humor)
    


Łyżka pieprzu:
(akcja)
                  


Łyżka stołowa:
(całość)




*wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony

5 komentarzy:

  1. Czytałam "Joyland"i bardzo mi się ta książka podobała.Była naprawdę ciekawa i wzruszająca pod koniec ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie! Też niezwykle mi się podobała! Nie rozumiem zarzutów, które niektórzy stawiali tej książce. Dla mnie to kolejna świetna książka Kinga i co ważne zupełnie inna od pozostałych.

      Usuń
  2. W sumie nie do końca wyłapałam z tej recenzji, co naprawdę dobrego jest w tej książce, co Cię zauroczyło, ale skoro tak się podobała, to spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to trudno mi określić, dlaczego ta książka mi się podobała. Na pewno była to ciekawie poprowadzona historia, z świetnie nakreślonymi postaciami, która była niejako połączeniem kryminału, powieści obyczajowej, może też troszkę romansu (ale minimalnie) ze szczyptą fantastyki.

      Podoba mi się w Kingu, że jego kolejne książki (a pisze ich tak dużo!) nie są za bardzo podobne do poprzednich. Że zawsze znajdzie się w nich jakaś nowość, nowinka. Na pewno "Joyland" nie pozwala Czytelnikowi się nudzić.

      Usuń
  3. Kiedyś King nie bał się pisania książek zwyczajnych, bez elementów nadprzyrodzonych albo z bardzo małym ich udziałem, opartych jedynie na ludzkich lękach i słabościach. Trochę niepokoi mnie ten wciśnięty na siłę duch i to parcie na przymus grozy bezpośredniej tam, gdzie nie musi jej być. Chętnie jednak po "Joyland" sięgnę, bo pokazałaś sporo innych zalet, które mnie przekonują. Poza tym uwielbiam rollercoaster'y. :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...