środa, 8 lipca 2015

Nie lubię poniedziałku w upalną środę, czyli rozterki dojrzewającego ogórka.

W miarę, jak temperatura na zewnątrz osiąga coraz wyższe wartości, wprost proporcjonalne do ilości sztuk ubioru, które mamy na sobie, w otaczającym nas świecie następuje stagnacja. I to nie tylko z powodu upału.

Zielone, jak... Źródło

Letni czas bowiem znany jest z tego, iż duże miasta wyludniają się, miejscowości letniskowe natomiast pękają w szwach. W teatrach panują przerwy międzysezonowe, w kinach repertuar kurczy się, telewizja dobija nas powtórkami filmów sprzed lat, którymi pragnie zająć widzów w oczekiwaniu na jesienną ramówkę, a tytuły gazet krzyczą do nas jakimiś absurdami, typu: Panu Mieciowi z Wąchocka wyrósł królik gigant lub Pani Halinka z Radomia wyhodowała ogórka giganta.

O, właśnie. Ogórek. To miłe warzywo w kolorze nadziei staje się swoistego rodzaju symbolem owego przestoju. Uprawiane w licznych szklarniach i na polach, dodawane do sałatek, surówek i sosu tsatsiki nawet nie wie, jak duży wpływ ma na ludzi.  A przecież moi drodzy, z niechęcią musimy przyznać, że rozpoczął się już sezon ogórkowy!
Widać go też, niestety, na blogach. Tak, na tych samych blogaskach, które przed chwilą czytaliście błądząc scrollem po blogrollu. Jak tę przypadłość rozpoznać?
Ależ bardzo łatwo! Zauważcie, że wszędzie nadużywane jest słowo "wakacje".
Wszystko jest wakacyjne. I lektury, i czas, i filmy, i podróże, i nawet podsumowania czy stosiki. Wylewają się na nas wakacyjne porady, zasypują nas wakacyjne recenzje wakacyjnych książek, przygniatają nas wakacyjne rankingi i wakacyjne wyliczenia.

I ja też, do czego przyznaję się nie bez trudu, wnikłam w te ogórki. Zajadam je na śniadanie, w sałatce na obiad i na kolację. Zajadam je oczywiście wakacyjnie, czytając wakacyjną książkę (ale czy na pewno odpowiednią na wakacyjny czas?) i marząc o wakacyjnych wyprawach, które zaplanuję w te wakacje.

A żeby nie wychodzić poza wakacyjny schemacik to przyjrzyjmy się bliżej tym ogórkom. Cóż za fascynujące to roślinki!

Ogórek czyli dynia

Kiedyś fascynująca ciekawostka obiegła świat (praktycznie wprost z portali plotkarskich!), że pomidor nie jest tak naprawdę tym, za czym się podaje, czyli warzywem, a owocem! Otóż moi drodzy, tajemnice ogórka sa jeszcze bardziej fascynujące. Nie tylko jest on owocem, ale przede wszystkim, tak naprawdę jest... dynią!

O ile te ploteczki okazują się najprawdziwszą prawdą o tyle na pseudoprawdy wylewające się na nas z otchłani telewizji i internetu (w tym blogosfery) szczególnie powinniśmy uważać w panującym obecnie sezonie. Przykłady? Ależ prosz.

Gdzieś wyczytałam (a musicie wiedzieć, że czytam takie dziwne portale czasami w pracy, gdzie są różniaste książkowe opinie i perełki), że "Jaśnie pan" Jaume Cabre jest idealną książką na lato. Otóż muszę Was brutalnie rozczarować, ale nie jest!

Tak nie zbiera się ogórków! Ani żadnej innej dyni! Źródło

Pewnie więcej o tym napiszę w recenzji, która dojrzewa już w mojej głowie, ale zapewniam Was, iż nie ma nic gorszego niż męczenie tej książki w upale, na plaży czy na kocyku, w ogniu okrzyków licznej gawiedzi współplażowiczów lub sąsiadów. Do tej lektury potrzebny jest fotel lub kanapa, przyjemny chłód, może nawet kocyk, gorąca herbata. Dzieje się tak dlatego, iż naprawdę warto nad tą lekturą się głębiej zastanowić, zebrać myśli, podumać. Owszem, książka ma swoje momenty, bawi i niepokoi jednocześnie, ale mimo wszystko jest to lektura wymagająca, a przy tym naprawdę piękna. Przykro byłoby poświęcić ją na wakacyjny (słowo klucz!) wyjazd, podczas którego czyta się dużo z braku laku i oczekuje się od lektury (oczywiście nie zawsze!) przede wszystkim wytchnienia i rozrywki.

Spoglądajmy zatem uważnie na to, co czytamy i dlaczego w sezonie ogórkowym. Nie zawsze bestseller, czy nowość krzycząca do nas z każdej księgarnianej półki jest właśnie tą właściwą lekturą, która umili nam czas. Nie zawsze literatura wysokich lotów nadaje się na leżak, czy pod palmę. Nie zawsze to, co wszyscy polecają okaże się genialną książką na lato. Może warto odpuścić, aby czerpać prawdziwą przyjemność z lektury?

Wszak nawet ogórek okazał się dynią!

Jednorazowa przyjemność

Biedne te ogórki. Ludzie je sadzą, dbają o nie, podlewają, potem jedzą i koniec. Za rok należy zasadzić nowe rośliny i wszystko powtórzyć. Ogórki dotyka bowiem przemijanie. Są jednoroczne. A przez to też trochę unikalne.

Unikalne, jak lektura, po którą mamy sięgać na leżaczku. Oczekujemy czasami zbyt dużo i tak książka w sezonie ogórkowym winna być wspaniała, wyniosła, ale jednocześnie lekka, pisana pięknym językiem, ale łatwym i nieskomplikowanym, porywająca, pełna niesamowitej akcji, lecz także nie za szybka, abyśmy się w niej nie pogubili, ma łączyć w sobie wszystkie najwspanialsze cechy, być po prostu idealna.

Oczywiście idealna książka nie istnieje i musimy się z tym pogodzić. Nawet jeśli treścią jesteśmy zachwyceni (no po prostu cudo, cacuszko), to zawsze możemy doczepić się do czcionki, czy wydania, czy po prostu trudnego do wymówienia nazwiska autora.

Ogórkowa zieleń w tym sezonie jest modna. Źródło

Jakimś sposobem radzenia sobie z takimi rozczarowaniami jest powracanie do książek już kiedyś przeczytanych. Takie powroty są niekiedy bardzo fascynujące, ale mogą niestety okazać się też kompletną klapą. Bo co jeśli z książki już wyrośliśmy? Co jeśli historia przez nas zapamiętana jako wspaniała tak naprawdę jest nudna i beznadziejna?

Może warto więc w tym sezonie ogórkowym, kiedy już jesteśmy mocno znużeni i znudzeni otaczającą nas stojacą w miejscu rzeczywistością, sięgać po coś nowego? Nigdy nie odkrytego i nie wypróbowanego?

Doszłam do tego wniosku niedawno, gdy porzuciłam swoje listy kolejkowe, swoje wyrzuty sumienia w postaci kolejnych numerowanych punktów znajdujących odniesienie w mojej biblioteczce. Już nie czytam wedle jakichkolwiek schematów, sięgam po to na co mam ochotę i jak na tym wspaniale wychodzę!

Skrytykowałam czytanie "Jaśnie pana" w lecie, w ogniu upałów, a sama się nim w takiej atmosferze zakochałam. Bo nie sposób się nie zakochać w takiej wspaniałej literaturze. W sezonie ogórkowym stawiam na spontaniczność. Ktoś pisze na forum o Oldze Rudnickiej - ja szast-pras i wyciągam "Zacisze 13", które od dawna na mnie czekało. Ktoś cytuje Zadie Smith - z podziemi wyłaniają się "O pięknie" (do którego będę miała drugie podejście) i "Białe zęby". W promocji wakacyjnej (uwaga, słowo klucz) jest "Ziarno prawdy" Miłoszewskiego - nie tylko kupuję, ale odkopuję też "Uwikłanie", "Gniew" i "Bezcennego". Czytam artykuł o Donnie Tartt - pięć minut później na czytniku ląduje "Szczygieł".

Tak, w wakacje polecam Wam spontaniczność. Jedynie ona uchroni nas od stagnacji, nudy, od ogórków, które włażą nam na głowę!

A jeśli spontaniczna lektura będzie tylko na jeden raz i nigdy już do niej nie wrócimy - to i tak warto zaznać tego dreszczyku emocji, tej chwili przyjemności, której nie da nam zwykła, prosta (ogórkowa) mizeria.

Ogórkowa jagoda, czyli melon to czy ogórek?

Słyszę już te głosy potępienia. Bo w Krakowie nie mówimy jagoda, tylko borówka! Bo jagoda to leśny owoc, nie mający nic wspólnego z krzaczkami na działce pokrytymi pyszniutkimi kuleczkami!

Ale tym razem nie chodzi o owoc gatunkowo, a bardziej o określenie samego owocu, który wydaje konkretna roślina. I tutaj kolejna wstydliwa ciekawostka - ogórki mają jagody. 

No nie tak dosłownie, nie są to małe czarne kuleczki wysypujące się z potężnego zielonego ogóra, które są efektem różnych przedziwnych związków lub eksperymentów botanicznych. Chodzi tutaj o to, iż roślina znana nam, jako ogórek wydaje owoce, które są oczywiście ogórkami, ale przy tym są też jagodami, a więc owocami (idąc za Wikipedią): "o mięsistej, niepękającej owocni, zbudowanej z zewnętrznego egzokarpu oraz zmięśniałego mezokarpu, wypełniającego całe wnętrze owocu". 

Jagody są więc bardziej powszechnie występujące niż nam się to w rzeczywistości wydaje. Zdaję sobie też sprawę z tego, iż odkrycie to może także spowodować koniec sporu pomiędzy różnymi regionami naszego pięknego kraju. Bo jak się okazuje i my, Krakowianie, mamy rację jeśli chodzi o borówkę (nazwa gatunkowa) i wszyscy, którzy mówią na nasze borówki per jagody (nazwa rodzaju owocu) też rację mają. Tym samym pragnę zauważyć, że chyba zażegnałam ważny spór!

Uwaga, nie jest to ogórek! Jagoda też nie! Źródło

Ale przejdźmy do meritum. Jagoda jest takim ukoronowaniem bytności rośliny, taką wisienką na torcie, takim zwieńczeniem dzieła. I tutaj Was zaskoczę!

Bo oto postanowiłam stworzyć listę (tak, tak, nie można zrobić list na sezon ogórkowy, trzeba działać spontaniczne etc. bla bla) książek, które pozwolą Wam wygnać tę stagnację sezonu ogórkowego. I to z różnych przedziwnych powodów. Najczęściej niezrozumiałych. Takie tam ogórki.

Ale żeby nie było zbyt łatwo, zbyt oczywiście i zbyt pospolicie to pragnę Wam wspomnieć tylko o ogórku melonie, który jest takim nieco dziwadłem. Bo z jednej strony roślina ta jest ogórkiem, nikt nie ma, co do tego wątpliwości, a jednak roślina wydaje na świat melony. I to są dokładnie te same melony, które zajadamy ze smakiem będąc za granicami naszego pięknego kraju lub zaopatrujemy się w nie sprowadzane do rozmaitych dyskontów spożywczych.

Ogórek melon nie jest więc tym czym się na pierwszy rzut oka wydaje. I podobnie moi drodzy jest przecież w naszym codziennym życiu! Odnosi się to relacji międzyludzkich, do naszych perypetii zawodowych i naukowych, a nawet do zakupów (nie pomnę ile razy kupiłam rzekomo polskie truskawki, które okazały się chińskie!). A ileż to książek wydawało nam się wspaniałymi w danej chwili, a jednak było niedopasowane do czasu w jakim aktualnie bylismy?

Żeby skończyć z takimi niedopasowaniami lekturami przydałoby się wiedzieć, co możemy czytać zamiast tych najpopularniejszych książek, tych zawsze typowanych na wszelakich listach.

I ja Wam tej wątpliwości nie rozwiążę. Po prostu, nie jestem ekspertem, nie zawsze dobrze doradzam, bywam subiektywna. Ale za to podam Wam moje propozycje na lektury "zamiast" :) Sami zdecydujecie, czy warto, czy nie. Chyba to jest dobry układ? ;)

Moje zieloniutkie ogórki:

Pierwszy ogórek 
czyli
"Sezonowa miłość" Gabrieli Zapolskiej 
zamiast
"Dumy i uprzedzenia" Jane Austin

"Duma i uprzedzenie" to klasyka. To książka widniejąca na chyba wszystkich listach tytułów, które należy przeczytać (nie tylko w lecie). I niewątpliwie lektura ta jest niezwykła.
Nie zawsze jednak rozterki Elisabeth Bennet są właściwym tematem rozmyslań czytelnika w upalne letnie popołudnia. Nie ułatwia spotkania z Lizzy także piękny, lecz trudny język powieści.
Dlaczego więc nie zastąpić klasycznej powieści angielskiej jej nieco młodszą polską koleżanką? "Sezonowa miłość" to wspaniała klasyczna powieść osadzona w realiach dawnego Zakopanego. Mamy tam dużo miłosnych intryg, przepiękny język i barwnych bohaterów. Sama czytałam ją z wypiekami na twarzy w pewne lato :)

Drugi ogórek
czyli
"Dziewczyna, która pływała z delfinami" Sabina Berman 
zamiast
"Analfabetka, która umiała liczyć" Jonas Jonasson

Niedawno wydana druga książka Jonassona jest naprawdę bardzo dobra. Jedyne, co można jej zarzucić to czerpanie garściami przez autora z udanego debiutu, ale więcej o tym napiszę pewnie w recenzji. Przygody czarnulki Nombeko (tytułowej analfabetki) mogą nieco zmęczyć, zwłaszcza, że autor nie oszczędza czytelnika targając go po dwóch kontynentach. Bardzo pozytywnym zamiennikiem książki Jonasa Jonassona może być książka nieco starsza - "Dziewczyna, która pływała z delfinami". Powieść ta to niezwykle sugestywny obraz dziewczyny zamkniętej w swoim świecie. Są tu delfiny (chociaż w mniejszości), są tuńczyki, jest nurkowanie, ciepły ocean, piękna, bezludna plaża. Ta książka jest po prostu, jak taki różnobarwny materac, który zabieramy ze sobą na wakacyjne plażowanie. Doskonale umilała mi czas podczas, notabene afrykańskich, wakacji.

Trzeci ogórek
czyli
"Nielegalni" Vincenta V. Severskiego 
zamiast
"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona

Sagę Millenium znają już chyba wszyscy, a jeśli ktoś nie zna to z pewnością o niej przynajmniej słyszał. Jest chyba najczęściej polecanym kryminałem. Musicie jednak wiedzieć, że ten bestseller (jak ja nie lubię tego słowa!) książkowy wcale nie jest doskonały. Powiedziałabym, że stanowi dopiero preludium do dobrej literatury w wykonaniu Larssona. Bez zastanowienia książkę tę możemy zastąpić lekturą napisaną przez rodzimego pisarza, który w dodatku jest byłym oficerem wywiadu. Jego książki (obecnie tworzące trylogię) są nie tylko doskonałymi kryminałami, lecz przede wszystkim książkami akcji, w których cały czas coś się dzieje i nawet tak starą wyjadaczkę jak mnie autor potrafił zaskoczyć. W dodatku ileż w tej książce się podróżuje! Ileż ciekawych bohaterów poznaje! Severski nie spoczął na jednej mocnej postaci, jak Larsson, ale stworzył całą gamę świetnych bohaterów. Naprawdę polecam "Nielegalnych" (tak jak "Niewiernych", bo "Nieśmiertelni" jeszcze wciąż przede mną), a zwłaszcza będąc nad polskim morzem, gdzie mnie ta lektura pochłonęła.

Czwarty ogórek
czyli
"Pachnidło" Patrick Suskind
zamiast
"Jaśnie pan" Jaume Cabre

Najnowsza (a właściwie najstarsza, lecz najnowiej u nas wydana) książka Cabre przenosi czytelnika do dawnej Barcelony, wprowadza w nieco ponury kryminalny świat. Książkę charakteryzuje piękny język, niebanalni bohaterowie, humor i plastyczne miejsca akcji. Czytanie jej jednak na leżaku powoduje, iż się męczymy, nie jesteśmy w stanie skupić się na tej bogatej i pięknej treści. Dużo można stracić czytając "Jaśnie pana" pospiesznie i nieuważnie. Jako zamiennik proponuję zatem książkę, którą poznałam na długo przed tym, zanim zaczęła być tak bardzo popularna. Poruszyła mnie do głębi, kompletnie roztroiła i nie pozwoliła się oderwać. Też zawiera wątek kryminalny, niestety wcale nie jest zabawna, ale podobnie klimatyczna, nieokrzesana, zamknięta w niebanalnych miejscach. "Pachnidło" Suskinda aromatyzowało mnie w Bułgarii, już dobre 10 lat temu.

Piąty ogórek
czyli
"Bieguni" Olgi Tokarczuk
zamiast
jakichkolwiek reportaży

W lecie często sięgamy po rozmaite reportaże (w tym książki podróżnicze). Taka wakacyjna atmosfera sprzyja przenoszeniu się (choćby literacko) w odległe miejsca. Zamiast jednak reportaży, które jak wiadomo są na różnym poziomie i w różnym stopniu potrafią nas zaciekawić, zmotywować, zachęcić. Zdarzają się też naprawdę znakomite reportaże, które trafiają na zły moment, bo są zbyt problematyczne, zbyt ciężkie, za bardzo poważne. A po co w sezonie ogórkowym tonąć w tonach tytułów, skoro można sięgnąć po jedną książkę oddającą najlepiej cały proces podróży?
Olga Tokarczuk pisze tak pięknie i fascynująco, że na pewno nikt nie będzie czuł się poszkodowany :)

Czy Wy macie/znacie jakieś ogórki zamiast? Ciekawa jestem bardzo :)

P.S. Podczas pisania i publikacji tej notki nie ucierpiał żaden ogórek, może dlatego, że żadne zdjęcie ogórka nie przedstawia.

10 komentarzy:

  1. O patrz, też dzisiaj pisałam o zamiastach, chociaż w nieco innym kontekście ;). Bardzo mi się podoba ta zamiana Austen na Zapolską (nie znam tej książki, a z chęcią poznam, mimo że z zakopiańskimi klimatami po Choromańskim jestem ostatnio trochę na bakier).

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszkę się pogubiłam w tych naszych zamiastach i komentarzach, bo działo się to szybko, ale wyraźnie coś wisi w powietrzu :)

    Muszę przyznać, że "Sezonowa miłość" to po prostu takie romansidło, ale jest przy tym pięknie starodawna i doskonale wkomponowuje się w romansy Austen (mówiąc patriotycznie: "a w czymże ta Angielka miałaby być lepsza?" ;))
    Zakopane z przełomu wieków bawi swoimi przywarami i skandalami. Ale ja w ogóle lubię literaturę osadzoną w końcu XIX i początku XX wieku, więc mogę być w tym zakresie nieobiektywna.

    Wikipedia podpowiada, że warto również zgłębić "Baczmaha" Mieczysława Gwalberta Pawlikowskiego, którym to autor "zapoczątkował serię zakopiańskich romansów literackich"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och rety, "zakopiański romans literacki", cóż to musi być za upojny gatunek ;). Trzeba będzie kiedyś sprawdzić!

      Usuń
    2. Koniecznie! :) Zwłaszcza, że "Sezonowa miłość" należy do tegoż gatunku!

      Usuń
    3. Jest słuchowisko! Z Joanną Żółkowską jako głowną bohaterką, wzdychającą ciągle "gaździno! gaździno!" ;). Mam ze słuchowiskami taki sam problem, jak z audiobookami, ale mój Domownik znalazł, słucha i zdaje relację. Ja sama zapewne zaopatrzę się raczej w wersję drukowaną, ale postanowiłam Ci donieść, bo może chciałabyś posłuchać :).

      Usuń
    4. Ajajaj, nie lubię słuchowisk. Kojarzą mi się ze świetlicą szkolną, gdzie wszystkie dzieci o określonej godzinie miały usiąść na dywaniku i słuchać Nikt nas nie pytał wtedy, czy nie mamy nic lepszego do roboty, a ja miałam - czytanie mojej prywatnej (albo zdobytej z biblioteki) książki - skandal! ;)

      Ale z ciekawości może spróbuję. Może już nie będzie mi się to kojarzyło z gryzącym świetlicowym dywanikiem.

      Usuń
    5. Dlatego tak tylko podrzucam, żeby nie być sobkiem, że wiem, a nie powiem ;). Mnie zwykle denerwuje po prostu, jak ktoś mi czyta (bo jest za wolno, ale nie zawsze -- próbuję się przekonywać).

      Usuń
    6. Dziękuję za podrzucenie :) Wdzięcznam bardzo!

      Usuń
  3. Ja polecam lekką komedię z gatunku fantasy" Szamanka od umarlaków " Martyny Raduchowskiej. Miłego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam komedie z gatunku fantasty! Przy "Wampir z M3" uśmiałam się, jak norka, podobnie przy książkach Marty Kisiel. Na pewno spróbuję spotkania z Raduchowską, dziękuję za polecankę :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...