Do ostatniego dnia to był trudny rok. Poplątany, pechowy, niepokojący, stresujący.
Zwłaszcza, że starsze pokolenia zawsze powtarzają, iż zawsze dzieją się w roku przestępnym złe rzeczy w naszej rodzinie. Przesądy przesądami, lecz w każdych takich wierzeniach jest zawsze szczypta słuszności.
Tym bardziej powitanie Nowego Roku, jak zawsze ostatnio, w aromacie domowej pizzy, przy delikatnym huku fajerwerków, śpiewach wprost z mroźnego Zakopanego, miauczeniu kota schowanego pod kanapą, gdy przy stole trwały budowy nowych europejskich linii kolejowych oraz zdobywanie sojuszników wśród Pięciu Klanów sułtanatu, przyjęłam z ogromną ulgą.
Jaki był miniony 2016 rok?
Od pierwszego dnia minionego roku odczuwałam niepokój. Nie wiedziałam czego może dotyczyć, co się takiego właściwie wydarzy, ale sygnały były bardzo wyraźne. Na szczęście żadne z potencjalnych zagrożeń nie objawiło się. Chociaż było mnóstwo różnych sygnałów i sytuacji - przede wszystkim zdrowotnych, które budziły we mnie grozę.
Chorowały osoby dla mnie najbliższe, chorowałam ja, chorował nawet mój kot. Jakieś makabryczne diagnozy jednak się nie sprawdzały, ale strach to uczucie, które często mi towarzyszyło w tym roku.
Z pewnością mój niepokój budziły także bardzo okrągłe urodziny, które zawsze wydawały mi się takim milowym krokiem w starość (kurczę, jakże się myliłam!). A przecież Kochani, życie zaczyna się po trzydziestce! :)
Chorowały osoby dla mnie najbliższe, chorowałam ja, chorował nawet mój kot. Jakieś makabryczne diagnozy jednak się nie sprawdzały, ale strach to uczucie, które często mi towarzyszyło w tym roku.
Z pewnością mój niepokój budziły także bardzo okrągłe urodziny, które zawsze wydawały mi się takim milowym krokiem w starość (kurczę, jakże się myliłam!). A przecież Kochani, życie zaczyna się po trzydziestce! :)
2. Rok pechowy
Może ten niepokój byłby u mnie mniejszy, gdyby miniony rok był spokojny i nic specjalnego by się nie działo. Ale jednak się działo. I to jak!
Rok 2016 zaczęłam bardzo poważną chorobą, która później niestety się nawróciła i de facto pod znakiem L4 minęły mi pierwsze miesiące. Później, między innymi z powodu tej choroby, troszkę skomplikowały się moje relacje zawodowe, które praktycznie od kwietnia i maja uległy już kompletnemu załamaniu.
Natomiast 7 czerwca uległam wypadkowi na rowerze i złamałam żebro. Długie tygodnie na leżaczku i produkcja witaminy D była nie tyle wspaniała, co straszliwie nudna i nużąca! Nigdy chyba nie chciałam wyjść gdzieś dalej, poza mój dom i taras, jak właśnie w okresie czerwcowo-lipcowym.
Później obyło się bez większych emocji, chociaż w czasie urlopu zarówno w sierpniu, jak i we wrześniu pech za mną podążał i komplikował mi nawet tak prozaiczne rzeczy, jak wycieczki i zwiedzanie w trakcie wakacji. A to zgubiłam się w miasteczku, którego uliczki tworzyły kombinację jednokierunkowych dróg, a to zakopałam się samochodem w piachu i nie mogłam wyjechać, a to wreszcie wybraliśmy się na wycieczkę teoretycznie 1,5 godzinną, która trwała 3 godziny i wcale nie widzieliśmy końca, więc zawróciliśmy bez zobaczenia jednej atrakcji.
Jesień była niezwykle pracowita, chociaż bez większych przygód. Za to ostatni miesiąc roku przywitał mnie przeziębieniem, a następnie pożegnał skręceniem stopy, którego to nie lada wyczynu dokonałam w domu wstając z krzesła! Tym samym plany narciarskie na początek sezonu upadły, a moja kolejna nieobecność w pracy pochłonęła cały miesiąc.
Może ten niepokój byłby u mnie mniejszy, gdyby miniony rok był spokojny i nic specjalnego by się nie działo. Ale jednak się działo. I to jak!
Rok 2016 zaczęłam bardzo poważną chorobą, która później niestety się nawróciła i de facto pod znakiem L4 minęły mi pierwsze miesiące. Później, między innymi z powodu tej choroby, troszkę skomplikowały się moje relacje zawodowe, które praktycznie od kwietnia i maja uległy już kompletnemu załamaniu.
Natomiast 7 czerwca uległam wypadkowi na rowerze i złamałam żebro. Długie tygodnie na leżaczku i produkcja witaminy D była nie tyle wspaniała, co straszliwie nudna i nużąca! Nigdy chyba nie chciałam wyjść gdzieś dalej, poza mój dom i taras, jak właśnie w okresie czerwcowo-lipcowym.
Później obyło się bez większych emocji, chociaż w czasie urlopu zarówno w sierpniu, jak i we wrześniu pech za mną podążał i komplikował mi nawet tak prozaiczne rzeczy, jak wycieczki i zwiedzanie w trakcie wakacji. A to zgubiłam się w miasteczku, którego uliczki tworzyły kombinację jednokierunkowych dróg, a to zakopałam się samochodem w piachu i nie mogłam wyjechać, a to wreszcie wybraliśmy się na wycieczkę teoretycznie 1,5 godzinną, która trwała 3 godziny i wcale nie widzieliśmy końca, więc zawróciliśmy bez zobaczenia jednej atrakcji.
Jesień była niezwykle pracowita, chociaż bez większych przygód. Za to ostatni miesiąc roku przywitał mnie przeziębieniem, a następnie pożegnał skręceniem stopy, którego to nie lada wyczynu dokonałam w domu wstając z krzesła! Tym samym plany narciarskie na początek sezonu upadły, a moja kolejna nieobecność w pracy pochłonęła cały miesiąc.
3. Rok spontaniczny
Nie było jednak w tym 2016 tylko źle i smutno. Był to też rok pełen szaleństwa, ciągle zmieniających się planów, dynamicznych sytuacji. Niewiele w tym roku planowaliśmy jakoś wcześniej i właściwie ta taktyka okazała się słuszna.
Bo plany pewnie pokrzyżowałby ten podążający za mną pech. A tak to spontaniczne spotkania, wyjazdy, wypady były nie tylko ekscytujące, ale również całkowicie bezpieczne. I tak na jedne wakacje jechałam niecały tydzień po wykupienia wczasów, na drugie również zdecydowaliśmy się szybko i bez zastanowienia.
Spontaniczne podróże zaowocowały odwiedzinami na dwóch mało popularnych wyspach. Odwiedziłam przy tym greckie Thassos, które powoli zaczyna rozwijać się turystycznie, lecz nadal jest takim miejscem do którego przyjeżdżają przede wszystkim Grecy z kontynentu. Dzięki temu na wyspie nadal można znaleźć naprawdę puste, kameralne plaże, gdzie będziemy praktycznie jedynymi plażowiczami. Są też niedogodności w postaci słabo rozwiniętej komunikacji publicznej, zatem wypożyczenie auta to jedyna możliwość zwiedzania wyspy na własną rękę.
Druga wyspa to jeszcze bardziej kameralna, nieturystyczna i dzika oaza, która jeszcze przynajmniej jakiś czas taka pozostanie. Na La Palmie wprowadza się bowiem drastyczne ograniczenia jeśli chodzi o liczbę turystów odwiedzających wyspę, a czyni się tak ze względu na walory przyrodnicze wyspy, jej mikroklimat, cuda natury, które się tam znajdują oraz właściwości wyspy, takie jak chociażby najlepsza przejrzystość powietrza w całej Europie (tej umownej, bo przecież wyspa de facto winna należeć do Afryki).
Osobiście zakochałam się zarówno w tej niekomercyjnej Grecji (o którą już coraz trudniej) oraz dzikiej kanaryjskiej Hiszpanii. I pewnie do obu będę chciała wrócić :)
Założyłam też Instagrama! Ja, kompletna konserwa, wrzucam zdjęcia i nawet zbieram całkiem sporo lajków! Szok!
Spontaniczność wtargnęła również w moje lektury. Czytałam to na co faktycznie w danym momencie miałam ochotę. I dzięki temu sięgnęłam po niesamowite książki, które cały czas były tak blisko, bo zalegały na mojej półce!
4. Rok prawdziwie książkowy
Dzięki tej spontaniczności, a także długim i częstym zwolnieniom lekarskim spowodowanym moim pechem był to rok tak bardzo książkowy, jak to tylko możliwe. Szaleństwo w doborze lektur odpłaciło mi mnogością gatunkową, brakiem znudzenia i odkryciem cudownych książek. Jednocześnie nie czytałam na akord, ale delektowałam lekturami. Nie posuwałam się również do takich zabiegów mających "nabić" listę przeczytanych książek, jak sięganie po chudsze tomy. Nie walczyłam o każdy kolejny tytuł i każdą kolejną stronę. Czyli wrzuciłam na luz :)
Jeżeli miałam ochotę na coś luźniejszego po prostu wyszukiwałam coś potencjalnie tak wyglądającego w biblioteczce lub na czytniku. Jeżeli miałam ochotę na Cabre to czytałam Cabre. Jak chciałam sięgać po kolejny kryminał Miłoszewskiego to po prostu go czytałam.
Od października w codziennym czytaniu, dzięki mojej bibliotece, wspomaga mnie też platforma Legimi, która przyczyniła się do podkręcenia tempa czytania i umożliwiła mi dostęp do większości nowości wydawniczych. Wcześniej moje czytanie nowości wyglądało tak, że napalałam się na jakąś nową książkę, kilka miesięcy biłam się z myślami czy ją kupić, a jak w końcu kupiłam biłam się z myślami czy ją przeczytać, bo przecież tyle mam starszych tytułów na półkach, a jak w końcu ją przeczytałam to już... nie była nowa. Teraz wchodzę w katalog Legimi, gdzie mam wszystkie najnowsze tytuły, dodaję je na moją półkę i czytam w kolejce na poczcie, w oczekiwaniu na męża pod jego pracą, czy w kolejce do kasy w sklepie. O ile czytnik był dla mnie szokiem rozmiarowo-kulturowym, bo mogłam nagle czytać więcej, wszędzie i zawsze, to teraz mogę jeszcze dodać, że mam możliwość czytania prawie wszystkiego, co tylko mi się wymarzy. Szok i niedowierzanie :)
Ale przechodząc do konkretów:
1. W 2016 roku przeczytałam 44 książki. Ostatnio bliżej osiągnięcia 52 książek byłam w 2012 roku, gdy udało mi się osiągnąć 50 tytułów. Zatem mój wynik jest najlepszy od 4 lat!
2. Łącznie przeczytałam 16.855 stron! To o 3.000 stron więcej w porównaniu z zeszłym rokiem. Oznacza to, że dziennie średnio czytałam 46 stron.
3. Odwiedziłam literacko wiele wspaniałych miejsc. Byłam w Hiszpanii, zarówno tej współczesnej, jak i XX-wiecznej, w Czechach z lat '90, w Warszawie w pierwszych dniach II wojny światowej, w latach '50 w Peru, w XI-wiecznej Polsce, a także na Mount Everest oraz nawet na Marsie! :) Wpadłam również ponownie do Hogwartu i do Świata Dysku - nic się tam nie zmieniło.
4. To był nadal rok e-czytania. Przeczytałam aż 36 e-booków i 8 książek papierowych. E-booki królują u mnie głównie z uwagi na praktyczność. Mogę Kindle zabrać ze sobą wszędzie, a odkąd czytam też na Legimi to wystarczy mi po prostu telefon komórkowy.
5. W tym roku stosunek książek rodzimych do zagranicznych był zaskakujący! Przeczytałam 24 książek polskich autorów i 20 książek zagranicznych autorów. Można zatem powiedzieć, że 2016 rok był rokiem literatury polskiej. I to zupełnie niespodziewanie.
6. Gatunkowo miałam mały misz-masz. Czytałam dużo kryminałów - aż 14 tytułów. Literatura non-fiction też była w miarę dobrze reprezentowana - przez 7 książek. Wszystkie pozostałe lektury to szeroko pojęta literatura piękna, którą chyba lubię najbardziej.
7. Byli tacy autorzy, którzy mnie do siebie wyjątkowo przekonali. Udało mi się przeczytać 3 książki Agathy Christie. Natomiast Zygmunt Miłoszewski przyciągnął mnie do siebie, aż 4 razy.
Z Jaume Cabre, którego znałam już wcześniej, wybrałam się na 2 książkowe spotkania.
Spotkanie z mistrzynią zadawania trudnych pytań - Teresą Torańską było również niesamowite, zatem za jednym zamachem przeczytałam 2 jej książki.
8. Co roku planowałam sięgać częściej po nowości. W 2016 roku udało mi się przeczytać 6 tytułów wydanych w tym roku. Nie wszystkie mnie zachwyciły, ale cieszę się, że orientuję się w obecnym rynku wydawniczym.
9. Zawsze staram się sięgać po klasykę oraz po książki w różnych plebiscytach nagradzane, chociaż nie czynię tego na siłę. W minionym roku przeczytałam 2 książki z szeroko pojętej klasyki - było to drugie spotkanie z Jane Austen (mniej udane od pierwszego) oraz drugie spotkanie z klasykiem literatury amerykańskiej Trumanem Capote. Poznałam również kolejnego Noblistę - Mario Vargasa Llosę, który okazał się autorem bardzo otwartym oraz przeczytałam jedną książkę o naszej Noblistce, która dla równowagi mnie zachwyciła.
10. Jeszcze z takich wydarzeń i sukcesów okołoksiążkowych przewiozłam wreszcie z domu rodzinnego moją wspaniałą biblioteczkę, a przy okazji zrobiłam w niej gigantyczny porządek i remanent (który to już z kolei?). Okazało się, że jednak część tytułów należała do mojej mamy, co automatycznie skróciło mi listę książek zalegających na półkach. Ale oczywiście te opróżnione półki szybko zapełniłam. W minionym 2016 roku do mojej biblioteczki przybyły 24 tytuły. Nie wszystkie zakupiłam sama, część otrzymałam, także z okazji urodzin. Nie jest to liczba gigantyczna i to mnie cieszy - wreszcie udało mi się kupić mniej niż przeczytać! :)
A jak kształtuje się mój mini-plebiscyt 2016 roku? Zobaczcie sami.
NAJLEPSZA KSIĄŻKA
Najlepsze czytadło
Przeczytałam w tym roku bardzo mało czytadeł, ale wszystkie były świetne, dlatego aż dwie książki zasługują na to wyróżnienie.
"Klub Matek Swatek" Ewy Stec to książka, która z każdą kolejną stroną wywoływała u mnie uśmiech na twarzy. Perypetie szalonych bohaterek (bo kobiety grają tu główną rolę) były tak bardzo nieprawdopodobne, że aż fascynujące. Świetne czytadło.
"N@pisz do mnie" Daniela Glauttauera kojarzy się, całkiem niesłusznie, z "S@motnością w sieci", a jednak to tytuł o zupełnie innym wydźwięku emocjonalnym. Owszem, porusza, ale jest to jednak książka bardziej lekka i naprawdę świetna.
Najlepsza książka non-fiction
Tegoroczna moja lektura non-fiction obfitowała w dużo zachwytów, ale te dwie lektury chwyciły mnie szczególnie za serce.
"Nic zwyczajnego: O Wisławie Szymborskiej" Michała Rusinka przedstawia nam Wisławę Szymborską, nie jako nobliwą Noblistkę, lecz jako zwyczajną kobietę, z wszystkimi jej dziwactwami, szaleństwami, a przy tym z wzruszającym i jednocześnie rozśmieszającym charakterem. Wspaniały to portret!
"Wszystko za Everest" Jona Krakauera miażdży. I o ile film "Everest" wywołał we mnie pragnienie podróży na najwyższą górę świata, to o tyle książka Krakauera mnie całkowicie do tego zniechęciła. Ba, nawet nie mam już ochoty na trekking do Base Camp pod Everestem. To dobitne świadectwo bólu, cierpienia, strachu i nieustannej walki nie tylko z żywiołem, z górą, z pogodą, ale z samym sobą.
Najlepsza fantastyka
Bida z nędzą, bo w tym roku przeczytałam tylko jedną książkę z fantastyki (w sumie nie liczę "Marsjanina", ale nie wiem czemu). Ale za to jaką!
"Kolor Magii" Terry Pratchett - od tego zaczął się Świat Dysku. I jak to bywa u początków wcale nie jest kolorowo, a przynajmniej nie w kolorach jakie znamy. Co tu dużo mówić - uwielbiam Pratchetta.
Najlepszy kryminał
Zygmunt Miłoszewski Trylogia o Teodorze Szackim - każda z tych trzech książek dotyczy innej problematyki, zupełnie innych spraw karnych, inne jest również miejsce akcji. Książki Miłoszewskiego łączy jednak nietuzinkowy bohater, którym jest prokurator Teodor Szacki. I chociaż autor go mocno sponiewierał w ostatnim tomie to ja wciąż liczę na kolejną część jego przygód.
Dla gatunkowych purystów muszę dodać, że fabuły książek są zaskakujące, mroczne, potęgowane przez klimat miejsc, w których Szacki aktualnie pracuje, a warstwa obyczajowa jest idealnie wywarzona.
Dla gatunkowych purystów muszę dodać, że fabuły książek są zaskakujące, mroczne, potęgowane przez klimat miejsc, w których Szacki aktualnie pracuje, a warstwa obyczajowa jest idealnie wywarzona.
Najlepsza akcja
"Bezcenny" Zygmunta Miłoszewskiego to kolejny tytuł tego autora, który mnie porwał w tym roku. Książka była krytykowana i tej krytyki troszkę nie rozumiem. Miłoszewski stworzył prawdziwą polską książkę akcji i sensacji, jakiej nie powstydziłby się Dan Brown. Mamy tu pościgi, takiego lokalnego Roberta Langdona i zaciętą walkę o dzieła sztuki. A w tym wszystkim obraz, który mnie szczególnie fascynuje.
Najbardziej intrygująca fabuła
Bardzo wiele książek w tym roku zaintrygowało mnie. Wybór więc był niezwykle trudny, nawet tych trzech tytułów.
"Cień eunucha" Jaume Cabre - lubię Cabre, bo zawsze bardzo mnie zaskakuje. Ta książka była jednak bardzo trudna i wymagała ode mnie dużo wysiłku. Zaangażowanie jednak się opłaciło, a fabuła oparta na tajemnicy rodzinnej, cofnięciu się w czasie, historii opowiadanej przez bohatera ze wzruszeniem i przejęciem mocno mnie wciągnęła.
"Ciotka Julia i skryba" Mario Vargas Llosa - to moja pierwsza książka tego Noblisty i mam wrażenie, że od razu przede mną mocno się obnażył. Ale takie otwarcie i bezkompromisowość dało wyśmienity efekt czytelniczy.
"Marsjanin" Andy Weir - ta lektura bardzo mnie zaskoczyła. Zarówno humorem, jak i merytorycznym podejściem do tematu. Nie mam pojęcia, czy to wszystko, o czym pisze autor pod względem technicznym (czy fizyko-biologicznym) w ogóle byłoby możliwe jeśli chodzi o wiedzę, którą teraz posiadamy, ale czerpałam niewątpliwą przyjemność z lektury tej książki. I oczywiście kibicowałam głównemu bohaterowi :)
"Ciotka Julia i skryba" Mario Vargas Llosa - to moja pierwsza książka tego Noblisty i mam wrażenie, że od razu przede mną mocno się obnażył. Ale takie otwarcie i bezkompromisowość dało wyśmienity efekt czytelniczy.
"Marsjanin" Andy Weir - ta lektura bardzo mnie zaskoczyła. Zarówno humorem, jak i merytorycznym podejściem do tematu. Nie mam pojęcia, czy to wszystko, o czym pisze autor pod względem technicznym (czy fizyko-biologicznym) w ogóle byłoby możliwe jeśli chodzi o wiedzę, którą teraz posiadamy, ale czerpałam niewątpliwą przyjemność z lektury tej książki. I oczywiście kibicowałam głównemu bohaterowi :)
Najbardziej warta uwagi
"Wyznaję" Jaume Cabre - w tym roku król jest tylko jeden. Książka Cabre, która zalegała na mej półce od dawien dawna tak mocno mnie poruszyła, zdziwiła, zaskoczyła, zafascynowała, że odkąd skończyłam czytanie (czyli już od 3 miesięcy) wszystkim na około ją polecam. Cud, miód i Katalonia.
Największe rozczarowanie
"Tylko martwi nie kłamią" Katarzyna Bonda - królowa kryminału, jak określają nazywają autorkę, albo miała słabe początki, albo długo szlifuje formę. Książka była pełna tak absurdalnych sytuacji, scen, rozmów bohaterów, że momentami nie wiedziałam, czy to przypadkowo ja nie oszalałam.
"Punkty zapalne: Dwanaście rozmów o Polsce i świecie" Jerzy Borowczyk i Michał Larek - lubię reportaże, uwielbiam takie nieszablonowe głosy dotyczące sytuacji w Polsce i na świecie, ale ta książka, zresztą polecana w blogosferze, bardzo mnie rozczarowała. Wydała mi się niedopracowana, tworzona jakby przy okazji, szybko, bez wcześniejszego przemyślenia tematu. Torańska to to zdecydowanie nie jest...
Jeszcze mały bonus. Książka, której nie dokończyłam w 2016 roku i nadal ją męczę, a straszliwie mnie rozczarowała. Dziwią mnie wszystkie pozytywne głosy.
"Depesze" Michael Herr - mam ochotę tę książką rzucić o ścianę, bo nie jest to żaden reportaż, a raczej gigantyczna egzaltacja okraszona poetyckimi wstawkami. Herr nie pisze nic nowego, nic zaskakującego. Na razie porzuciłam ją w połowie, będę jednak kiedyś musiała do niej wrócić...
"Punkty zapalne: Dwanaście rozmów o Polsce i świecie" Jerzy Borowczyk i Michał Larek - lubię reportaże, uwielbiam takie nieszablonowe głosy dotyczące sytuacji w Polsce i na świecie, ale ta książka, zresztą polecana w blogosferze, bardzo mnie rozczarowała. Wydała mi się niedopracowana, tworzona jakby przy okazji, szybko, bez wcześniejszego przemyślenia tematu. Torańska to to zdecydowanie nie jest...
Jeszcze mały bonus. Książka, której nie dokończyłam w 2016 roku i nadal ją męczę, a straszliwie mnie rozczarowała. Dziwią mnie wszystkie pozytywne głosy.
"Depesze" Michael Herr - mam ochotę tę książką rzucić o ścianę, bo nie jest to żaden reportaż, a raczej gigantyczna egzaltacja okraszona poetyckimi wstawkami. Herr nie pisze nic nowego, nic zaskakującego. Na razie porzuciłam ją w połowie, będę jednak kiedyś musiała do niej wrócić...
"Pierścień Bolesława" Zbigniew Wojtyś - książka leżała na mojej półce kilka dobrych lat. Stwierdziłam, że muszę ją w końcu przeczytać, a w dodatku wcale nie miała jakiś słabych ocen. Niestety historia okazała się mocno naciągana, ale niestety tym, co wbiło gwóźdź do trumny to jakieś dziwne relacje głównego bohatera i miliony wątków pobocznych, które niestety nie tyle były nieciekawe, co po prostu nielogiczne. Szkoda, bo miałam nadzieję na fajną sensację, a wyszło jak zawsze..
"Ostatnia arystokratka" Evzen Bocek - zawsze do literatury czeskiej podchodziłam, jak do zgniłego jajka. Humor czeski nie zawsze mnie bawi, nie zawsze mi pasuje. Ale książka Evzen Bocek mnie rozwaliła na łopatki. Płakałam ze śmiechu i niestety całkiem nierozsądnie zabrałam ją ze sobą do tramwaju. Na szczęście współpasażerowie nie wezwali karetki i nie wsadzono mnie w kaftan, chociaż było blisko, bo niekontrolowane wybuchy śmiechu raczej nie są normalnym zachowaniem :) Teraz czeka mnie drugi tom i troszkę boję się, co zrobię jak już wszystko przeczytam!
Książki roku
Z tych wielu książek postanowiłam wyróżnić trzy pozycje, które są moimi książkami roku (kolejność nieprzypadkowa):
1. "Wyznaję" Jaume Cabre - za wszystkie nawiązania literackie, wzruszającą i wciągającą historię i za powieść totalną.
2. "Nic zwyczajnego: O Wisławie Szymborskiej" Michał Rusinek - za przybliżenie postaci polskiej Noblistki i cudownej poetki, która była też normalnym, chociaż super inteligentnym i zabawnym, człowiekiem.
3. "Marsjanin" Andy Weir- za humor, nietuzinkowość, piękną historię i oczywiście umożliwienie podróży na Marsa! :)
NAJLEPSZY FILM
Spośród wszystkich filmów oglądanych w 2016 roku na wyróżnienie zasługuje nieco więcej tytułów niż rok temu:
1. "Nienawistna ósemka" reż. Quentin Tarrantino
2. "Za jakie grzechy dobry Boże?" reż. Philippe de Chauveron
3. "Ave, Cezar!" reż. Joel Coen, Ethan Coen
4. "Love, Rosie" reż. Christian Ditter
5. "Igrzyska Śmierci" reż. Gary Ross"
6. "Zagraj to jeszcze raz, Sam" reż. Herbert Ross
7. "Rzeka tajemnic" reż. Clint Eastwood
8. "Tajemnica Filomeny" reż. Stephen Frears
9. "Teoria wszystkiego" reż. James Marsh
10. "Diabelska przełęcz" reż. Atom Egoyan
11. "Marsjanin" reż. Ridley Scott
12. "Długi wrześniowy weekend" reż. Jason Reitman
13. "Śmietanka towarzyska" reż. Woody Allen
14. "Nieracjonalny mężczyzna" reż. Woody Allen
15. "Jestem mordercą" reż. Maciej Pieprzyca
Natomiast niezwykle rozczarowały mnie "Disco Polo" reż. Maciej Bochniak, "Czerwony i niebieski" reż. Giuseppe Piccioni oraz "Córki dancingu" reż. Agnieszka Smoczyńska.
2017 rok
Źródło |
Jeżeli dobrnęliście aż tutaj to solennie Wam obiecuję, że rok 2017 będzie rokiem mego mniejszego gadulstwa - obiecuję! :)
Plany na rok 2017 są dla mnie dosyć jasne. W marcu, a konkretniej od 28 do 31 marca mam egzamin zawodowy, który planuję zdać i tym samym wreszcie zakończyć moją długą, żmudną, trudną i męczącą edukację, która trwa już praktycznie 27 lat (w wieku 3 lat bowiem poszłam do przedszkola) :)
Wyobrażam sobie ile będę miała czasu na czytanie i jak go spożytkuję. Pewnie jednak specjalnie nic nie zmieni się w moim życiu, bo przecież sprawy zawodowe też będą dla mnie ważne, a jak wiadomo, niestety człowiek uczy się całe życie.
Dlatego szerokich planów czytelniczych nie mam. Chciałabym osiągnąć 52 książki, w roku ale jeżeli tak się nie stanie nie będę płakać. Na pewno będę kontynuować obraną minionym roku ścieżkę - będę czytać spontanicznie, na co mam tylko ochotę i nie bawić się w jakieś listy, plany, ograniczające mnie wyzwania.
To natomiast, co chciałabym zmienić to częstotliwość pojawiania się tutaj, na blogu. Chciałabym recenzować, a nie tylko pojawiać się od Święta. Oby się udało.
I tego właśnie sobie i Wam życzę :)
Cześć,
OdpowiedzUsuńserdecznie Cię zapraszam do organizowanego przeze mnie Book Tour z książką Cecelii Ahern "Podarunek" : http://www.recenzjapisanaemocjami.pl/2016/12/book-tour-cecelia-ahern-podarunek.html
Widzę, że miniony rok Cię nie oszczędzał. Życzę Ci powodzenia w nowym roku. Będzie pięknie! :)
Świetna inicjatywa z tym Book Tour. Brałam kiedyś w czymś podobnym udział (Książka Wędrowniczka na Biblionetce) i pamiętam, że strasznie dłużyło mi się czekanie na lekturę :)
UsuńAkurat książki Cecelii Ahem nie są w moim zakresie zainteresowań, ale trzymam kciuki za powodzenie akcji :)
Mam nadzieję, że w nowym roku będzie pięknie! Musi być! :)
No więc przede wszystkim trzymam teraz kciuki za egzamin! :-) Oby ten rok był lepszy życiowo, a równie piękny czytelniczo :-).
OdpowiedzUsuńWidzę, że i w Twoich rozczarowaniach znalazła się książka Katarzyny Bondy. U mnie to był "Okularnik", czyli, jeśli dobrze myślę, coś z kolejnej serii, a zatem to chyba nie długi rozbieg, ale taki styl pisania.
Nie dziękuję za kciuki, aby nie zapeszyć. Mam nadzieję, że w tym roku wszystko się będzie układało po mojej myśli :)
UsuńTa książka Bondy, która znalazła się w rozczarowaniach to już drugi jej kryminał, który wymęczyłam! Nie wiem, jak ma się do tego jej fenomen... Przeczytałam jeszcze niedawno "Florystkę" i to była troszkę lepsza książka od dwóch poprzednich, taka ciut bardziej dopracowana, lecz nie uchroniła się przed błędami logicznymi. Myślałam, że może autorka poszła już w dobrym kierunku, ale skoro "Okularnik" nadal jest słaby to chyba raczej niestety nie...
Pozdrawiam i życzę Ci tego Nowego Roku bez pecha :)
OdpowiedzUsuńA wracając do książek, widzę, że podobał Ci się Everest Krakauera, jeśli więc nie czytałaś "Dotknięcia pustki" Joe Simpsona, to bardzo polecam.
Tak, "Wszystko za Everest" mnie zachwyciło tak bardzo, że zaczęłam szukać wypraw trekkingowych do Base Campu pod Everestem :D Poszukam "Dotknięcia pustki", bo brzmi bardzo ciekawie. W planach mam jeszcze książki o Broad Peak oraz "Mój pionowy świat" Kukuczki. Wciągnęła mnie ta literatura górska :)
UsuńNowy rok bez pecha z pewnością się przyda - nie dziękuję, aby nie zapeszyć! :)
Pozdrawiam!
Gratuluję wyników i życzę wszystkiego najlepszego w roku 2017, szczególnie zdrowia!
OdpowiedzUsuńDziękuję i również wszystkiego dobrego :) Pozdrawiam!
UsuńW takim razie życzę Ci przede wszystkim żeby 2017 rok był zdrowy!!! I żebyś zbliżyła się jeszcze bardziej do 52 książek :)
OdpowiedzUsuńDobitnie przekonałam się w minionym roku, że zdrowie jest najważniejsze! Także dziękuję i również wszystkiego dobrego w nowym roku.
UsuńPozdrawiam!
Niech 2017 będzie lepszy, po prostu! Zdrowia i spełnienia marzeń :-)
OdpowiedzUsuńP.S. Podzielam Twój zachwyt nad książkami mojego ulubieńca, Capote, oraz Jaume Cabre (osobiście moim faworytem jest "Jaśnie pan", mimo braku językowych zawiłości, oryginalnej narracji - a może właśnie, między innymi, dlatego?). Ja też odpuszczam wszelkie czytelnicze plany, postanowienia, zobowiązania - oprócz jednego, żeby c z y t a ć, oczywiście ;-) Dobre książki znajdą nas same!
Też uwielbiam "Jaśnie pana"! Ależ tam jest super oryginalna narracja i moim zdaniem jeden z najlepszych narratorów, jakiego czytałam. Najlepsze zaś w Jaume Cabre jest to, że każda jego książka jest zupełnie inna od poprzedniej, a w dodatku ma świetną tłumaczkę. Obecnie pozostały mi do przeczytania jedynie "Głosy Pamano" i waham się, czy sięgać po tę książkę teraz, gdy nie mam żadnej kolejnej na horyzoncie.
UsuńPięknie i trafnie powiedziane - dobre książki znajdą nas same! :)
Niekomercyjna Grecja - nawet nie wiesz, jak zazdroszczę :) Mam w ogóle wrażenie, że w dzisiejszej Europie (zwłaszcza w krajach mocno wyeksploatowanych turystycznie i popularnych) znalezienie miejsc, w których nie atakują nas zgraje turystów i wszechobecna globalizacja graniczy z cudem :)
OdpowiedzUsuńA książki - widzę tyle "moich" tytułów, że aż mi się dwoi w oczach! Przede wszystkim - Miłoszewski! Uwielbiam jego kryminały <3
Ja wciąż uparcie szukam takich miejsc w Europie. I o dziwo, nawet w tych najbardziej obleganych krajach europejskich, można jeszcze odnaleźć takie cudowne miejsca! Rok temu odkryłam już północy Peloponez i zatokę Patraską, a w tym roku są to aż dwa odkrycia - Thassos oraz La Palma :) Polecam takie poszukiwania.
UsuńMiłoszewski rządzi!
Bardzo ciekawe podsumowanie. :) "Wyznaję" stoi na półce i czas najwyższy się zabrać za ten tytuł... Może w tym roku się uda. :) "Marsjanina" też mam na półce i w planach. :) Może w końcu poznam twórczość Miłoszewskiego. Może... Życzę Ci tego, czego sama sobie życzysz i gratuluję wyników!
OdpowiedzUsuńPolecam sięgnąć po "Wyznaję", chociaż to lektura dosyć wymagająca i niespieszna. "Marsjanin" jest natomiast bardzo zabawny i lekki, chociaż też refleksyjny - świetny na zimowe wieczory.
UsuńA Miłoszewski jest takim moim prywatnym odkryciem - gdy z piekarnika wychodzi Bonda, a z lodówki Mróz ja wolę czytać Miłoszewskiego :)
Nie dziękuję za życzenia, aby nie zapeszyć! Pozdrawiam :)