Przedziwne filmy, których fenomenu nie pojmuję. Szokujące instalacje artystyczne. Ale także przedziwna literatura. A wśród niej takie zachwyty, jak "Proces" Kafki, czy niesamowita proza autobiograficzna Oto Pavela oraz nieznany mi zupełnie Hrabal, Kundera, Bondy.
Zachęcona coraz większą popularnością i rozwijającą się w Polsce świadomością literatury czeskiej sięgam po nią coraz częściej. Czytając te mniej popularne tytuły mam nadzieję dojrzeć w końcu do mistrza Hrabala.
Poznajcie moje małe Czechy na e-papierze.
Parskasz na ulicy, parskasz w tramwaju, parskasz w fotelu. Wydaje się, że żaden inny dźwięk nie opuszcza ciała w momencie czytania, niźli głębokie, prześmiewcze, radosne parskanie. Cóż mnie tak rozbawiło?
Młoda arystokratka Maria Kostka z Kostki, pochodząca na co dzień ze Stanów Zjednoczonych (i arystokratką dotąd nie będąca, a przynajmniej nic o tym nie wiedziała), wraz z całą rodziną, w duchu uczuć patriotycznych (i wcale nie z powodów finansowych, absolutnie!), powraca do czeskiej ojcowizny, aby wieść bajkowe życie magnatki. Wraz z zamkiem Kostkowie odzyskują także wspaniałą służbę: kasztelana Józefa (delikatnie mówiąc malkontenta), ogrodnika (troszkę oszalałego z hipochondrii) oraz kucharkę (metaforycznie "dającą w palnik").
Gdy jednak okazuje się, że zamek to także mnóstwo długów i brak perspektyw na życie podobne do tego, które wiodą chociażby Windsorowie, Kostkowie decydują się na krok ostateczny - w zamku stworzą żywy skansen, a turyści będą płacić za możliwość podglądnięcia życia prawdziwych arystokratów. A to wszystko w kolorowych latach '90-tych.
Czy jednak pani Kostkowa, nieznająca słowa po czesku, będzie niczym czeska lady Di? Czy pan Kostek wytrzyma szaleństwa żony i służby? I wreszcie czy Maria faktycznie umrze młodo, jak wszystkie inne Marie Kostkowe? O tym już musicie się przekonać sami. Ale uprzedzam, że będzie nie tylko tak po czesku zabawnie, ale niestety też krótko - ta książeczka jest raptem pierwszą częścią przygód Marii. I to w dodatku urwaną jakby w połowie.
(Weźcie również pod uwagę to, że książkę poleca Wam "wcale-nie-czechofilka".)
Mała, włochata, wzbudzająca rozczulenie. Ruszająca śmiesznie swoim małym noskiem. Wygrzebująca najlepsze kąski sałaty. O takim małym przyjacielu marzy każdy mały chłopczyk. I marzą też synowie Vaszki, a zatem Vaszka jako prezent bożonarodzeniowy kupuje synowi świnkę morską.
Wydaje się, że najgorsze konsekwencje złamania zasady, iż dzieciom nie należy kupować zwierzątek domowych w ramach jakichkolwiek prezentów, wypełniają się tu, co do joty.
Nie myślcie jednak, że chłopcy nie opiekują się świnkami (liczba mnoga pojawia się z racji tego, że po jednej śwince pojawiają się kolejne), że zaniedbują te malutkie stworzonka, bo problem bardziej tkwi w prowodyrze całej "świnkowej" akcji, czyli w Vaszce, który wśród mroków nocy odkrywa swoją drugą naturę.
Książka Vaculíka jest mocno niepokojąca i czyta się ją z napięciem utrzymującym się na stale wysokim poziomie. Z miłej opowiastki o świnkach morskich historia rozwija się w przerażającą metaforą życia w systemie totalitarnym oraz opowieścią o ludzkich słabościach, namiętnościach i wstydach, o okrutnej naturze, która drzemie w każdym z nas.
Wbrew ogólnemu przekonaniu ja w "Świnkach morskich" nie widziałam ani Kafki, ani "Procesu". Dla mnie powieść Vaculíka to przede wszystkim syntetyczny obraz ciemnych stron natury człowieka, a gdzieś tam w tle, przy okazji, mamy ten komunizm, który chociaż widoczny, ale troszkę nieoczywisty, tkwi niczym krzywy szczebelek klatki, której bohater trzyma swoje świnki morskie.
Czeska wariacja na temat małżeństwa nie może być klasyczną opowieścią o zwykłej parze zmagającej się z czeską codziennością. I nie jest. O nie. Przede wszystkim dlatego, że w małżeństwie Mojmira i Hedviki na pierwszy plan wysuwa się nie relacja Hedviki z mężem, a jej więź z... doulą.
To doula jest narratorem w powieści Viewegha i to ona pokazuje nam przemianę Hedviki z potulnej i delikatnej bibliotekarki oraz żony wielkiego pisarza w feministyczną aktywistkę, tytułową "ekożonę". Oczywiście Mojmir na tę przemianę reaguje bardzo negatywnie, co doula przypisuje jego zawistnej naturze i chęci podporządkowania sobie świata. Bo Mojmir w ocenie douli też się zmienia - z miłego i kulturalnego męża zakochanego w swojej młodej żonie w baśniowego Sinobrodego.
Czytając "Ekożonę" nie sposób się nie irytować. Bo doula, której rola sprowadza się do bycia przewodniczką kobiety przez ciążę i połóg bezpardonowo wprowadza się do domu Mojmira i Hedviki, angażując w ich życie małżeńskie, jeżdżąc z nimi na wakacje i podsuwając Hedvice coraz to nowe pomysły na to, jak zorganizować rodzinną codzienność. Bo Mojmir przemyca swoje tradycjonalistyczne poglądy na temat małżeństwa, a Hedvika poddaje się jakiejś przedziwnej i szaleńczej eko-modzie. Ale ta powieść to przede wszystkim wspaniały czeski humor, ironia, sarkazmy i przedstawienie współczesnego, nowoczesnego małżeństwa w krzywym zwierciadle. Idealna lektura do latte z sojowym mlekiem i nasionami chia przegryzanej ekologicznym ciasteczkiem z mąki jaglanej z dodatkiem jagód goi ;)
Oceny:
"Ostatnia arystokratka" Evžen Boček: 5/6
"Świnki morskie" Ludvík Vaculík: 4,5/6
"Ekożona" Michal Viewegh: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz