Któregoś dnia, gdy wracałam jak zawsze z uczelni autobusem linii 152, od progu Scani podróżującej codziennie z Olszanicy (znajdującej się na obrzeżach miasta) przez ścisłe Centrum, nowe Rondo Mogilskie z wykopaliskiem po środku (ruiny prawie, jak w Atenach), aż na Aleję Przyjaźni (przyjaźni polsko-radzieckiej, bo to już dzielnica Nowa Huta), usłyszałam donośny, radosny głos. Głos oczywiście znajomy. Głos Anny Dymnej, która o dziwo nie wygłaszała żadnego monologu, nie prowadziła dialogu, ani też nie brała udział w reklamie, ale po prostu informowała mnie do jakiego to przystanku zbliżam się podróżując miejskim środkiem transportu. Uznałam to za znak i gdy dotarłam do domu sięgnęłam na półkę po nieco już zakurzoną książkę, bo muszę przyznać czekającą na mnie dosyć długo. Niestety książkę pożyczoną, zatem moje zwlekanie z nią było tym bardziej niewłaściwe.
Książka opierająca się na rozmowach oraz własnych 'dotknięciach' autorki z tematem wydawała się być interesująca. I owszem, fragmenty biografii, wspomnień, tych miłych i mniej miłych (a niekiedy wręcz strasznych) świetnie wkomponowane i bardzo zaskakujące, szczególnie gdy porówna się je z własnymi doświadczeniami.
Jednakże na tle całości lektury wspomnienia wydają się być jedynie przerywnikami. Dzieje się tak, gdyż autorka, jako krytyk teatralny wręcz nie może oprzeć się by nie ukazać czytelnikowi ról bohaterki. I to ról zarówno dobrych, złych, doskonałych, zarówno teatralnych, jak i filmowych.
Początkowo nie mogłam wyjść z podziwu ze względu na początki aktorstwa Dymnej, gdy jako młodziutka adeptka, niewiele młodsza ode mnie, została rzucona od razu na głęboką wodę. Ale z czasem, z kolejnymi stronami ról przybywało byłam znużona opisami spektakli, których prawdopodobnie nigdzie nie zobaczę, a wciąż były one przytaczane. Nie lubię polegać na ocenie innych i wolę sama wszystko zbadać, dlatego w mym mniemaniu książka oparta na faktach powinna być wręcz wzorcowo obiektywna - niestety ta książka taka nie była i nie dała mi tym samym szansy na własne dociekania, szufladkując Annę Dymną według kryteriów: dobrze, źle, wspaniale.
"Anna Dymna - Ona to ja" pióra Elżbiety Baniewicz pozwoliła mi jednak na coś. Pozwoliła mi zmienić całkowicie moje zdanie o aktorce. Zawsze wydawała mi się ona wielka, cudowna, bardzo ważna, ustawiona na piedestale, a przez to trochę nieobecna. Nawet, gdy spotkałam ja osobiście, w przerwie spektaklu "Damy i huzary" w Teatrze Starym w Krakowie. W wyniku mojego uroku osobistego zostałam wpuszczona za kulisy i odprowadzona wprost do garderoby Dymnej. Widziałam ją w pięknej, starodawnej sukni, z wielkim, imponującym kokiem, siedzącą w osobnej garderobie przy pięknej toaletce w ciepłym świetle lampki, a z dala od pozostałych, bawiących się w swoim gronie aktorów. Jawiła mi się ona wówczas, jako ktoś znający swoją wartość, ktoś istotny, może też nieco przepełniony pychą.
Teraz, po lekturze książki, wiem już że to co innego, że owo wrażenie było spowodowane jedynie swawolnością innych aktorów, aniżeli pychą, czy dumą Dymnej, bo w rzeczywistości jest ona skromną, spokojną, dobrze wychowaną, stroniącą od wszelkich używek osobą i trochę wstydzę się tamtego pochopnego osądu.
Przyznaję jednak, że książka Baniewicz rozczarowała mnie. Przede wszystkim dlatego, że po jej zamknięciu pozostał niedosyt. Nie wszystkie tematy, kwestie zostały w niej poruszone, a te które zostały podjęte niejednokrotnie nie zostały zakończone. I mam też trudność z oceną tej lektury, bo mniej więcej do połowy zasługuje na mocne bdb, ale niestety druga połowa to już dst. Zatem z pomieszania i poplątania życia prywatnego i życia scenicznego nie wyszło nic dobrego. Mam jednak nadzieję, że nie wyszło nic dobrego tylko z pomieszania na papierze, który nie jest odporny na taki misz-masz i że tylko w tej książce, a nie w prawdziwym życiu Anny Dymnej.
Ocena: 4/6
(rozstrzał pomiędzy bdb, a dst spowodował, iż zdecydowałam się na coś pośredniego)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiesz, ja chyba nigdy nie sięgnę już po książki autobiograficzne, czy w ogóle biograficzne (tego, że na studiach musiałam co nieco podczytywać, nie liczę). Jakoś wolę poznawać człowieka z tego co mówi, pisze, tworzy, gra, itd. Może wiele tracę, ale za to mam swój wizerunek ludzi, których cenię i lubię. Nie muszę wiedzieć o nich wszystkiego, nawet wolę nie znać ich życiorysów, by czasem nie stracili w moich oczach. Choć przyznam, że jestem niekonsekwentna, bo filmy biograficzne oglądam.
OdpowiedzUsuńA Annę Dymną lubię za role teatralne, szczególnie stary dobry Teatr Telewizji, gdzie często grała, będąc młodziutką aktorką, w komediach np. Fredry.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubię poznawać życie gwiazd, z którymi jestem w pewien sposób związana. Nie powiem tego o Annie Dymnej, ale kto wie, może kiedyś zechcę zapoznać się z tą panią :)
OdpowiedzUsuń[reviews-by-black-sheep]
Polecam gorąco "Niestety wszyscy się znamy" Kłys - biografia Bohdana Solenia. Fantastyczna!
OdpowiedzUsuńhttp://pannazuzanna.wordpress.com/2011/11/07/bohdan-smolen/