Już osiem lat temu zastanawiałam się nad fenomenem chwytliwych haseł, odpowiednich obrazów przywołujących konkretne skojarzenia, doboru kolorów, właściwego umiejscowienia towarów na półkach w supermarketach i nawet popełniłam felieton na ten temat (znajdujący się obok). Został on zresztą opublikowany w gazetce szkolnej mego liceum.
Jakiś czas później w zetknięciu z przedmiotem akademickim pożyczyłam od mojego Mężczyzny podręcznik stanowiący lekturę z zakresu reklamy i marketingu. Zrezygnowałam jednak ze zdawania psychologii społecznej, a podręcznik wylądował na półce mojej biblioteczki na długie trzy lata i niedawno odnalazłszy go postanowiłam uzupełnić to haniebne zaniedbanie.
"Wiek propagandy" Elliot'a Aronson'a i Anthony'ego Pratkanis'a nie jest typowym podręcznikiem (chociaż autorzy są wykładowcami amerykańskich uniwersytetów), a raczej przewodnikiem po skomplikowanym świecie reklamy. Autorzy wskazują nam formy i mechanizmy wpływu na społeczeństwo, pomagają rozróżnić typowe zjawiska wpływu, a także te niebezpieczeństwa, które są kreowane przez fałszywe wiadomości i opinie.
Chyba jednym z największych plusów książki są natomiast liczne kazusy - dokładnie opisywane zdarzenia, także z uwzględnieniem najnowszych badań, czy konfrontowane z wyciągniętymi z tych badań wnioskami oraz opiniami. Nagromadzenie różnych przykładów z historii oraz współczesnych czasów powoduje, iż rozmaite teorie, problemy, mechanizmy są przejrzyste, jasne, klarowne. Kazusy zawierają jednak pewne uchybienia, ponieważ w niektórych miejscach nagromadzona ich duża ilość komplikuje właściwy odbiór i pojęcie problemów.
Ponadto niestety praktycznie wszystkie przykłady dotyczą wydarzeń i problemów amerykańskiego społeczeństwa, a niezauważalne są sytuacje z gruntu europejskiego (a już w ogóle z polskiej rzeczywistości), zatem przedstawione mechanizmy i formy propagandy mogą być zupełnie inne, niż te które występują w naszym kraju, bo przecież istnieją znaczne różnice pomiędzy nami, a społeczeństwem USA pod względem nie tylko kultury, tradycji, zwyczajów, ale także problemów.
Inne elementy, które nie podobały mi się w tej lekturze, poza jej całkowitym zamerykanizowaniem, to konstrukcja książki, która mimo ciągłych, wszędzie obecnych zapewnień autorów, że odchodzą od formy typowego podręcznika akademckiego urozmaicona w niektórych miejscach krótszymi lub dłuższymi wywodami naukowymi, czy nawet wykładami prowadzonymi z użyciem specjalistycznego języka, specjalistycznych pojęć.
Natomiast niektóre bardzo interesujące fragmenty książki nie zostały w odpowiedni sposób rozwinięte, a ich tematyka nie została wyczerpana (tak jest w przypadku rozdziału o interesującej mnie propagandzie faszystowskiej).
Z całą jednak pewnością "Wiek propagandy" nie jest typowym podręcznikiem i życzyłabym sobie oraz wszystkim studentom żeby częściej takie książki stawały się podręcznikami, ale uchybienia, które wcześniej wymieniłam, a także te wynikające z błędów wydawniczych (błędów korekty, wielu literówek) są liczne i bardzo rzucające się w oczy oraz rzucające złe światło na całość lektury.
Dlatego też znów miałam pewne wątpliwości, znowu zastanawiałam się pomiędzy lepszą, a gorszą oceną, pomiędzy bardzo dobrym, a dostatecznym i po raz kolejny zdecydowanie książkę oceniam, jako "dobrą", ale już nie bardzo :)
Ocena: 4/6
P.S. Przepraszam za dość długą przerwę. Zajmowałam się poświątecznym sprzątaniem, mniejszymi ćwiczeniami na korcie, a także uzupełnieniami: węglowodanów za pomocą czekolady, beta-karotenu dzięki "Kubusiowi", lektur dzięki wypożyczonym książkom oraz wiedzy przy pomocy analizy kodeksów.
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz