Zanim zdążyłam się obejrzeć minęły pierwsze trzy miesiące nowego roku (a właściwie powinnam napisać: "przebiegły, nie wiem kiedy"). Ponieważ jedną z obietnic, składaną już trymestr temu była chęć lepszego zorganizowania się, systematyczności, obowiązkowości to postanowiłam wprowadzić także swoistą instytucję samokontroli - trzymiesięczne podsumowania czytelnicze. I proszę, oto czytacie Państwo pierwsze z nich.
Trzy pierwsze miesiące 2011 roku były bardzo wariackie, zabiegane, obłożone obowiązkami, ale też przy tym bardzo płodne czytelniczo.
Łącznie przeczytałam 12 tytułów z czego: 4 w styczniu, 3 w lutym oraz 5 w marcu. Łącznie połknęłam więc 4124 strony.
Tym samym pobiłam wszelkie swoje rekordy, gdyż w roku poprzednim (podobnie jak w 2009), przeczytałam w początkowym okresie roku jedynie 3 tytuły, co dało nieco mało imponującą liczbę 920 pożartych stron.
Wśród połkniętych przeze mnie tytułów są jedynie 2 książki polskich autorów.
Oceny, które wystawiłam od początku roku są na bardzo równym poziomie, co mnie cieszy, gdyż oznacza, iż w doborze lektur osiągnęłam wielki sukces i czytam same przypadające mi do gustu dzieła.
A ponieważ zawsze zastanawiałam się, jak Wy, drogie Mole książkowe, macie czas na intensywne
czytanie, mając na głowie studia, egzaminy, pracę, dom, niekiedy i dzieci, to muszę teraz z czystym sumieniem napisać - naprawdę da się! Nawet ucząc się, przygotowując do egzaminów, dopieszczając pracę magisterską, jeżdżąc na narty, szukając pracy. Naprawdę jest to do wykonania i chociaż moje wyniki zapewne nie są nazbyt imponujące dla niektórych, to i tak uważam je za bardzo wielkie osiągnięcie :)
Wiem, że obiecałam stosik już dawno, dawno temu. Słowa dotrzymam, gdy tylko mój aparat obudzi się z zimowego letargu i zechce współpracować. Niestety dzisiaj nie chciał:/
Na sam koniec tego niezbyt długiego wywodu (jak mi się to udało?) pragnę podzielić się z Wami jeszcze jedną myślą.
Wychodziłam z Kościoła Mariackiego na Rynku Głównym w Krakowie, gdy rozbrzmiały dzwony.
Na Franciszkańskiej 3 trwał Apel Jasnogórski, a kardynał Macharski, ówczesny metropolita krakowski, klęczał z wiernymi wprost na bruku. Wszyscy zalewali się łzami. Miesiąc później zdawałam maturę.
Tak wyglądał Kraków 2 kwietnia 2005 roku po godz. 21:37.
A jak było w Waszych miejscach zamieszkania?
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pewnie, że się da. Ja od zawsze podziwiam ludzi, którzy pracują, do tego studiują, a przy okazji mają też małe dzieci, które wymagają mnóstwo uwagi, a i tak znajdują te godzinę czy dwie dziennie na czytanie. Dlatego nigdy, przenigdy nie zrozumiem tych moich znajomych, którzy wiecznie twierdzą, że może i by nawet coś przeczytali, ale oni przecież nie mają czaaaasu... Jak naprawdę się chce to czas się zawsze znajdzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że da się pogodzić ze sobą wiele czynności. Wystarczy po prostu tego chcieć i opracować uniwersalny system organizowania czasu ale i nie tylko :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wszystko się da:). Im więcej obowiązków, tym lepszy system organizacji. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńPewnie, że się da. Ja sobie narzuciłam żelazne zasady: zawsze czytam przed pójściem spać, w łóżku. I choćbym nie wiem jak była padnięta, na parę stron znajdę czas. A jeszcze jak się uda w ciągu dnia, to już dla mnie pełnia szczęścia!
OdpowiedzUsuńJa sama nie wiem jak udaje mi się czytać książki w roku szkolnym. Mam przecież masę nauki ;/
OdpowiedzUsuńAle jakoś daję rade xD
Każdy książkoholik potrafi wyrwać godzinkę czy dwie z codziennego zamotanie na poczytanie książki ;) Ja sama zastanawiam się jak mi się to udaje, ale jakoś idzie. Może to magia ? ;)
OdpowiedzUsuńCzasu na czytanie mam bardzo mało, ale absolutnie nie pozwolę sobie na to, by nie czytać, bo dodaje mi to sił. Mam i dzieci, i pracę, i dom na głowie. Czasami nie mam już siły na nic - ale przy czytaniu odpoczywam. Dlatego książka jest mi bardzo bliska.
OdpowiedzUsuńIzusr, ja też mam mnóstwo takich znajomych - od rana do wieczora siedzą w pracy, potem wracają do domu i oglądają tv. W weekendy poplątają się po galeriach i tak wygląda ich życie. W wakacje zamiast książek biorą laptopa i stos gier oraz filmów. Nie rozumiem i chyba nigdy ich nie zrozumiem :)
OdpowiedzUsuńLeno173, problem chyba tkwi w tym, żeby ten system był tak dobry, aby przetrwał wszelkie załamania, osłabienia woli :)
Kasandro_85, już właśnie zauważyłam, że im więcej mam na głowie, wszystko jakoś lepiej funkcjonuje i mam dużo czasu dla siebie. Genialne :)
Visell, to widzę, że mamy podobne przyzwyczajenia. Również zawsze czytam przed snem, choćby jeden króciutki rozdział. Czasami, gdy książka jest wciągająca całkowicie się rozbudzam i ciężko mi zasnąć dopóki nie dojdę do mniej emocjonującego momentu ;)
Samash, podstawówka i gimnazjum to były czasy, kiedy czytałam najwięcej książek w swoim życiu. Nie wiem kiedy się uczyłam, wychodziłam z przyjaciółmi, nie wiem skąd miałam doskonałą średnią i mnóstwo znajomych :) W liceum dosyć mocno podupadłam, lecz zawsze były lektury szkolne, które sprawiały, że chcąc nie chcąc miałam w rękach jakąś książkę. Na studiach powoli udało mi się z tego marazmu wyjść. Jak tak sobie teraz myślę, to naprawdę dziwne ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnostki, zdecydowanie magia literatury ;) Ja bez książki się już nie ruszam z domu. Nawet jak jadę gdzieś samochodem to i tak mam zawsze książkę w torebce - bo może się przecież zdarzyć, że będę musiała gdzieś dłużej przysiąść i poczekać ;)
Beatrix73, z całego serca Cię podziwiam. Ja na głowie mam, jak na razie uczelnię i wszystko co z nią związane, a jest tego w moim mniemaniu tak dużo, że nie wiem, jak poradziłbym sobie, gdybym miała dzieci. Wszak szkraby wymagają poświęcenia mnóstwa uwagi! Pozdrawiam :)
Potwierdzam, mi też się udaję - może nie tak dobrze jak Tobie (chociaż nie prowadzę obliczeń), ale sobie radzę - na szczęście są jeszcze korki w Krakowie :)
OdpowiedzUsuń