środa, 14 września 2011

Prawie jak w domu... "Nie ma o czym mówić" Marta Szarejko

Spotkałam go na ulicy w pochmurny, zimny dzień. Napadł na moje myśli nagle, wziął je gwałtem i surowo pokaleczył. Czym różnił się od innych?
Powiedział, że jest magistrem filozofii. Że taki los zgotował sobie sam. Nie chciał pieniędzy. Pragnął rozmowy, a porwał się na monolog.
Miał poczciwe oczy.

Jeden na pół miliona.
Polski bezdomny.


Ojciec chrzestny

Don Ivo zarządza całą Camorrą. Albo Cosa Nostrą. Steruje kartelami narkotykowymi, nadzoruje przemyt, handluje bronią, budzi szacunek. Ale ostatnio najczęściej śpi na Marszałkowskiej, a rezyduje na Placu Bankowym.

Nie to, co Artibus. Wciąż ubolewający nad swym artystyczny jestestwem. Niezrozumieniem. Brakiem przynależności do tej epoki luksusu, do ery elegancji, gdzie na wystawę nie można przyjść w potarganym podkoszulku i ubłoconych jeansach, a potem koniecznie trzeba wrócić do swojego domu.

Potem są tylko skargi i wnioski. Że w placówce doszło do kradzieży kremu francuskiego. Że wciąż narasta agresja słowna, a Pani G. grozi nawet pensjonariuszom śmiercią. Że ktoś został pobity. A kierownik kradnie. Wszystko: węgiel, pieniądze i pewnie jeszcze ten krem francuski!

Niektórzy się jednak nie skarżą.
Marzenka nieustannie zwiedza Warszawę podróżując autobusem nr 106. Ubrana w swą turkusową sukienkę.

A Cyganka opowiada mi swoje sny. Zupełnie nie po kolei. Całkowicie bez sensu.

Margines

Książeczka Marty Szarejko to wyrzut sumienia. Niepokój dręczący każdego z nas, gdy na co dzień zdarza się nam zetknąć z bezdomnością.
Każdego z bohaterów "Nie ma o czym mówić" możemy minąć jutro na ulicy, w metrze, na dworcu. Możemy go wesprzeć dobrym słowem, miłym gestem. Ale pewnie tego nie uczynimy. Lepiej dla niego byśmy tego nie robili.

Bo bezdomność w Polsce to nie tylko "problem społeczny" albo "choroba społeczna". To przede wszystkim stan umysłu, w sytuacji kryzysowej jaką jest brak własnego domu. Każdy bezdomny z tą przeciwnością radzi sobie inaczej.

Niektórzy wariują już od razu. Inni stają się ekscentrykami, tajemniczymi dziwakami. A jeszcze inni nieustannie żyją przeszłością, bądź nadziejami na lepszą przyszłość. Wszyscy bez wyjątku są trzymani na przedmieściach społecznej akceptacji.

Królowie życia?

Widzę ich wszystkich oczami Marty Szarejko i chociaż czasami nie rozumiem to mocno przeżywam. Wtapiam się powoli w opowiadaną przez autorkę historię i zaczynam widzieć całkiem normalnych ludzi. Poszukujących schronienia, miejsca gdzie mogliby się wykąpać, nasycić głód, poukładać swoje rzeczy, z pewnością, że nikt im ich nie zabierze.
Ta cieniutka książka nie jest dla mnie łatwa. Momentami zbyt emocjonalna, czasami okrutnie śmieszna, niekiedy prosta, pozbawiona interpunkcji, jakby była koszmarną pomyłką.

Zawsze jest jednak prawdziwa.

Ocena: 4/6


I oto jestem. Osobiście, radośnie. I wreszcie recenzyjnie. Długo nie potrafiłam nic napisać o książce Marty Szarejko, bo była dla mnie lekkim ciosem emocjonalnym. Czytałam ją nazbyt długo, jak na te 114 stron, ale musiałam co jakiś czas zrobić sobie przerwę. Nie lubię takich trudnych tematów, nie znoszę nierównej formy (Pani Marta momentami ograbiała niektóre zdania z interpunkcji i trudno było mi czasami dociec, czy mam do czynienia z zabiegiem celowym, czy z błędem korektorskim), ale "Nie ma o czym mówić" pozostawiło w mym sercu niepokój. A to w książkach lubię.

Jak pewnie zauważyliście w ten poniedziałek nie było stałego cyklu. Niestety byłam wymęczona po całym tygodniu biegania, załatwiania dziwnych rzeczy i po prostu zabrakło mi sił. Ale teraz już jest lżej, lepiej, życie płynie trochę wolniej, więc na pewno będę tu częściej :)

9 komentarzy:

  1. Ja lgnę do takich książek, są mi one bardzo bliskie. Jest we mnie wiele przekory. Uwielbiam książki problematyczne, ale równie chętnie sięgam po pozycje, które sprawiają mi przyjemność i przy których wypoczywam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się Twój tekst, 'bezdomność to stan umysłu' to prawda...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisanyinaczej, mam bardzo podobnie. Uwielbiam książki trudne i zarazem mocne, wypełnione emocjami, ale gdy je czytam odczuwam swoistego rodzaju lęk przed ich treścią - wydaje mi się, że za chwilę mnie ona przytłoczy (tak było i w przypadku tych 114 stron Marty Szarejko). Zwykle jednak udaje mi się przezwyciężyć uprzedzenia - szkoda, że tym razem nie do końca się udało. Z drugiej strony, czytając lektury problematyczne marzę o książkach lekkich i przyjemnych. Gdy czytam już tę, nieco ulotną, literaturę tęsknię za czymś mocniejszym. Strasznie kłopotliwa jestem.

    Bluedress, dziękuję bardzo za tak miły komplement. Fragment, który przytoczyłaś wynika z mojej prywatnej obserwacji zjawiska bezdomności. Wydaje mi się, iż nie wystarczy, że zapewnimy tym ludziom lokum, jakąś pracę, pieniądze na jedzenie, proste rozrywki. Bezdomność już w nich jest zakorzeniona, przeżyli ją i nie uratuje ich nic nie znacząca moneta, bułka, czy nawet piękne mieszkanie. To tylko pozwoli im przeżyć, przetrwać, a bezdomni będą nadal.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obie z bluedress macie rację, myslę, że nie wystarczy doraźna pomoc, to bardziej skomplikowane. Trudny temat, to na pewno wartościowa i dająca do myślenia książka, ale ja nie mam siły ostatnio na takie lektury, może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja do książek trudnych mam stosunek ambiwalentny. Czasem pochłaniam, przeżywam, zatapiam się w nich na maxa. A kiedy indziej ich nie chcę. Nie potrafię zrozumieć, nie potrzebuję. przyprawiają o niestrawność. Ale ten tytuł zapamiętam i sięgnę, kiedy przyjedzie na niego czas! pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto było czekać na t a k ą opinię. Piszesz pięknie i widać wszystkie Twoje uczucia jak na dłoni. Przecież o to właśnie chodzi, aby literatura wierciła nam dziurę w brzuchu, wybrzmiewała w głowie i nie dawała o sobie zapomnieć :)

    A co do Twojej opinii na temat adaptacji filmowej Pachnidła, to całkowicie Cię rozumiem. Nie ma co porównywać własnej wyobraźni to tworów powstających na ekranie... Nigdy nasze odczucia nie będą zaspokojone w całości. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślałam kiedyś o tym, by zacząć przeprowadzać wywiady z bezdomnymi, ale nie mam odwagi. za bardzo... boję się ludzi, by rozmawiać z nieznajomymi. Szkoda.

    Na mojej uczelni (KUL) był taki bezdomny łazik, którego zawsze na śmierć bali się wszyscy z pierwszego roku. Moja grupa (i zarazem - dodam przy okazji - grupa wypowiadającej się wyżej Anety) niemal się z nim zaprzyjaźniła - facet miał niebanalne życie, był profesorem filozofii, ale stracił rodzinę w pożarze i od tamtej pory żył na marginesie społeczeństwa. Niestety już nie żyje, zamarzł którejś zimy. Wielu studentom go później brakowało na uczelni...

    Pozdrawiam

    Sol

    PS. Zapraszam czasem do mnie:
    http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/

    Ponadto przez cały październik (czyli od jutra) będzie u mnie trwał konkurs z fajnymi nagrodami. Będzie mi miło, jeśli weźmiesz udział.

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo bym chciała przeczytać tę książkę. słyszę o niej co chwila i co chwila zapominam.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aneto, faktycznie ciężka to książka. Nieduża, lecz ciężka. Teraz chyba tez nie bardzo miałabym ochotę na tę lekturę. Ale na szczęście jest ona już za mną :) Pozdrawiam!

    Domin1ko, nie da się chyba porównać tej książki do każdej innej podejmującej jakiś trudny temat. Według mnie dużo zależy od formy zaprezentowania Czytelnikowi danego problemu. Książki Jodi Picoult często poruszają kontrowersyjne i niełatwe tematy, lecz niezwykle różnią się choćby od tego, co zaprezentowała nam Marta Szarejko. Na pewno warto spróbować zarówno tych pierwszych, jak i drugich pozycji. Pozdrawiam:)

    Alu, dziękuję za tak miły komplement. Lubię jak literatura jest tak natarczywa, uparta, może nawet upierdliwa i nie daje o sobie zapomnieć. Pozdrawiam :)

    Sol, myślę, że do takiego przedsięwzięcia jak wywiady w środowisku bezdomnych nie wystarczy zebrać się w sobie i podejść do nich na ulicy. Trzeba przemyśleć to, przygotować się i wniknąć w ich środowisko. Bez zaufania, bez jakiegokolwiek pojęcia o tych ludziach można nie tylko nic nie uzyskać, ale też narobić sobie kłopotów. Niektórzy z bezdomnych (jak ów osobnik z KULu) lgną do ludzi, do opowieści, ale inni boją się tłumów, obawiają przedstawicieli społeczeństwa żyjących całkowicie normalnie. I myślę, że to też jest pewnego rodzaju problem, bo trudniej takim ludziom pomóc. Pozdrawiam :)

    Tolu, polecam. Jest cieniutka i przez to nawet jeśli nie wyda Ci się atrakcyjna nie będziesz miała poczucia straconego czasu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...