środa, 4 stycznia 2012

Made in China. "Młode Chiny" Krzysztof Kardaszewicz

Dziwny to kraj. Wciśnięty pomiędzy bezkresne przestrzenie mongolskich wyżyn, usłanych setkami jurt, a egzotyczne smaki, kolory, zapachy Indii, Myanmaru, Laosu i Wietnamu. Między bajeczne górskie widoki Nepalu, a kraje byłego ZSRR. Między dwie republiki islamskie i jedną socjalistyczną.

Dziwny kraj. Z jednej strony dążący do podboju Kosmosu, posiadający jedną z najprężniej rozwijających się gospodarek świata, z drugiej zaś strony państwo totalitarne (a zarazem kapitalistyczne), w którym wciąż pobrzmiewają echa rewolucji kulturalnej, krzyki prześladowanych wrogów reżimu. To tu znajduje się jedna z największych, zbudowanych ludzkimi rękami, budowli na świecie - Wielki Mur.


Trudno znaleźć na obecnej mapie świata państwo, które byłoby w lepszym momencie dziejowym.

Yin i Yang

W Chinach rodzina zawsze była wielką wartością, ale współcześni młodzi ludzie coraz częściej pragną się usamodzielnić, nie chcą mieszkać w rodzinnych stronach. Pragną wyrwać się z małych wiosek do wielkich miast - tych w których najczęściej studiowali. Cóż w tym dziwnego - zapewne pomyślicie. Wszak to powszechne zjawisko nawet w Polsce - w miastach jest przecież praca, pieniądze, przyszłość.

Otóż młodzi Chińczycy mają już na wstępie łatwiej - dopisuje im dużo więcej szczęścia niż ich rodzicom i dziadkom, którzy w dawnych czasach nie mogli oddalać się z miejsca swego zamieszkania. Unieważnienie tej wygodnej zasady ograniczającej wolność podróżowania (wygodnej dla reżimu, gdyż biedni ludzie mieszkający na prowincji nigdy nie zasmakowali lepszej egzystencji) wywołało jednak mnóstwo problemów.

Młodzież ku radości swojej i swych rodzin zaczęła zjeżdżać do miast w poszukiwaniu lepszego bytu. W miejskich aglomeracjach, zamiast serdecznego powitania, czekały na nich szyderstwa, wyśmiewanie, swoistego rodzaju nagonka, którą podsycała ich inność, obce pochodzenie, często tylko obce naleciałości językowe. Zresztą sama możliwość podróżowania to nie wszystko.

Dla młodych ludzi, którym nie przeszkadza wrogość ich rówieśników pochodzących z dużych miast, dostępne są nowe drogi znacznie polepszające szanse na dobrą pracę, jakie-takie życie. Jedną z nich, najwłaściwszą, jest wstąpienie w szeregi partii. Wielu młodych Chińczyków samodzielnie podejmuje decyzję o zapisaniu się do jedynego legalnego ugrupowania w swym kraju - Komunistycznej Partii Chin. Niektórzy jednak dopiero ulegają namowom rodziców, zarówno tych wychwalających reżim i z rozrzewnieniem wspominających Mao Zedonga, jak i tych przedsiębiorczych, widzących dla swych dzieci po prostu lepszy start. Istnieje także spora grupa młodych sprzeciwiająca się wstąpieniu w szeregi komunistów i im powodzi się różnie.
Jednak wszyscy młodzi, bez wyjątku, wiedzą, iż tylko sprzyjanie władzy może pomóc im w awansie zawodowym i zarazem społecznym. Wstąpienie do partii jest przepustką do wygodniejszego, lepszego, bo stabilniejszego świata i by posmakować tej stabilności wcale nie trzeba aktywnie uczestniczyć we wszystkich wiecach, konferencjach, zjazdach partyjnych, czasami wystarczy tam po prostu być i się uśmiechać. A w portfelu oczywiście nosić ważnie podbitą legitymację członkowską.

Republika jedynaków

Świat zalewa obecnie fala przedmiotów produkowanych w Chinach. Od naszych ulubionych kubków na herbatę, przez ubrania w naszych szafach, aż po czytniki e-booków noszone w torebce czy plecaku - wszystko to wyjechało na taśmach z chińskich fabryk. Do pracy jeździmy autami składanymi przez Chińczyków, a wieczorami oglądamy filmy na chińskich telewizorach, na nogach mając ubrane chińskie kapcie.

Największym i najważniejszym produktem Chin nie są jednak wcale urządzenia elektroniczne, sprzęt AGD/ RTV, ceramika, czy inne przedmioty użytkowe, ale ludzie. Co czwarty człowiek na naszym globie jest Chińczykiem. Jak to możliwe?

W tym momencie pewnie każdy z nas wyobraża sobie chiński dom, w którym mieszka wielopokoleniowa rodzina mająca mnóstwo dzieci. W domu tym matka, wyglądająca na dziesięć lat starszą niż jest, przygotowuje ogromny gar ryżu dla swego męża, swych wszystkich pociech oraz starszych członków rodu. Ryż to ich jedyny posiłek w ciągu dnia, gdyż żyją na granicy ubóstwa, tak jak setki, czy może nawet tysiące innych chińskich rodzin wielodzietnych. Co gorsze żyją też na garnuszku państwa opiekuńczego, dobrotliwego, socjalistycznego, powoli niszcząc je od środka.

Nic bardziej mylnego.

Chińska Republika Ludowa to kraj młodych i samotnych jedynaków. Małżeństwa ze względu na ostrą chińską politykę planowania urodzin zwykle nie starają się o więcej niż jedno dziecko - decyzja posiadania większej rodziny może by obarczona surowymi konsekwencjami prawnymi, zwiększonym opodatkowaniem, czy nawet przymusową aborcją. Jedynie na wsiach dopuszcza się niekiedy posiadanie dwójki dzieci - jedyne wówczas, gdy pierwsze dziecko jest dziewczynką.

Nowe otwarcie na Zachód

Okcydentalizacja. To dziwne i wydawałoby się zarazem trudne pojęcie nie jest nazwą żadnego zabiegu medycznego, procesu chemicznego, czy substancji zakazanej. Oznacza natomiast proces akceptowania i przejmowania wzorców kultywowanych w cywilizacjach zachodnich. W Chinach jest to zjawisko wręcz powszechne.

Armia jedynaków, mocnych indywidualistów, nie oglądających się na innych ludzi egoistów i egocentryków, izolacjonistów, bardzo często sięga po ideały Zachodu, w tym zachodni styl życia, muzykę, modę, literaturę.

Na to wszystko szczególną uwagę zwraca Krzysztof Kardaszewicz w swym króciutkim zbiorku reportaży.

"Młode Chiny" jednakże nie są lekturą pokazującą polskiemu czytelnikowi dziwy i odmienności chińskiej kultury. Nie jest to ani turystyczny przewodnik, ani literacki esej. Autor przedstawia nam pokrótce problemy nękające młodzież mieszkającą w tym najludniejszym kraju świata. Nie wchodzi jednak w rolę biernego obserwatora, ale jest przyjacielem, powiernikiem Chińczyków, sam też na co dzień żyje w tej rzeczywistości, spotyka się z najróżniejszymi ludźmi, dużo rozmawia, a nawet wiąże się z dziewczyną, która jest Chinką.

Niestety książka Kardaszewicza nie jest idealna. Jest jedynie cichutkim głosem w sprawie, zaczątkiem prawdziwego, pełnego reportażu, zaledwie jednym rozdzialikiem, wstępem, epizodem. Czytelnik mający ją w ręku pewnie nie domyśli się nawet, że autor spędził w Chinach cztery lata swego życia, że mieszkał z Chinką, pracował z tamtejszą młodzieżą, obracał się w ich środowisku - pomyśli za to na pewno, że "Młode Chiny" to wspomnienie z krótkiej wymiany studenckiej.

Nie wątpię w to, że szerszy obraz współczesnych Chin, głębsza diagnoza społeczna, poszerzona o opis tradycji, zwyczajów, czy czynności życia codziennego pióra Krzysztofa Kardaszewicza byłaby doskonała. "Młode Chiny" jednak nie są tego typu lekturą, a przez to są zaledwie czymś poprawnym, dobrym, bo nowatorskim. Nic ponadto.

Ocena: 4/6


Pierwsza recenzja w Nowym Roku jest zarazem początkiem mego wielkiego uzupełniania zaległości. "Młode Chiny" przeczytałam we wrześniu i od tamtego czasu myślałam, co napisać o tej książce. Trudność w jej ocenieniu polegała na tym, że jest to naprawdę ciekawa analiza życia młodych Chińczyków, w większości oparta na szczerych rozmowach. Ale ja spodziewałam się czegoś więcej i wiem, że gdyby owa diagnoza była szersza na pewno by mnie zachwyciła. Bo muszę się Wam przyznać, że uwielbiam wszelkie reportaże. Ale kocham tylko te doskonałe:)

***

Pierwsza lektura w tym nowo rozpoczętym roku też już za mną. I była to lektura doskonała. Nic dziwnego, że tak lubię Yrsę Sigurdardóttir, bo "Spójrz na mnie" zarówno mnie przerażało, niepokoiło, jak i ciekawiło. Teraz w środkach komunikacji miejskiej e-doczytuję "Hańbę" Coetzee, a w domu dzierżę w rękach prawdziwą cegłę - długo wyczekiwane "Dallas '63" Kinga. Więc jak widzicie doskonałych lektur mi nie brakuje :)

5 komentarzy:

  1. Byłam zainteresowana tą książką, ale po Twojej recenzji zapał nieco osłabł. Jeśli mogę polecę Ci natomiast książkę o Chinach w moim odczuciu doskonałą. Nie wiem, czy znasz "Prowadzącego umarłych". Chiny w czasach Mao, coś reportersko wspaniałego, treści długo zostają w głowie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kraje Azjatyckie zawsze mnie fascynowały. Dla nas Europejczyków mają w sobie jakąś tajemnicę, magię (nie zawsze pozytywną).
    Nie zgodzę się tylko z tym, że ten kraj jest gdzieś "wciśnięty". Jak dla mnie, to on w tej części Azji dominuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To miłe uczucie kiedy czytając czyjegoś bloga można się wzbogacić o wiedzę. Szczypta egocentryzmu, multum dobrych książek i skrajnie niepoczytalna "wiedza". Przepis na dobrego bloga ? Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  4. fashionpart, ojej, dzięki. Pozdrawiam!

    Mooly, niestety mnie ta książka rozczarowała, a tak bardzo chciałam ją przeczytać... Dziękuję Ci za polecankę. Nie czytałam "Prowadząc umarłych" i nawet nie wiedziałam, że Czarne wydało taką interesującą książkę o Chinach! Strasznie mnie zaintrygowałaś. Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam.

    Karolino, ja cały czas mam jednak wrażenie, że Chiny są troszkę "wciśnięte" :) Chodzi mi tutaj przede wszystkim o duże zaludnienie tego kraju, o braku jakiejś większej przestrzeni życiowej. Dawno temu rozrastające się szybko społeczeństwa anektowały coraz to nowe ziemie (zwykle ziemie niczyje). Chiny nie mogą poszerzać swoich granic, zmieniać mapy świata, a przecież ludzi u nich przybywa. Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o degradację tego państwa w regionie, ale gdy myślę o Chinach widzę taką zamkniętą puszkę, w której upchane są, jedna na drugiej, sardynki :)

    Zgadzam się natomiast, że ten kraj, tamte rejony są dla nas bardzo orientalne, magiczne, czasami dziwne. I przez to chyba tak fascynujące! Pozdrawiam!

    Secret_obsession, przyznam szczerze, że Twój komentarz bardzo mnie zaskoczył i jednocześnie ucieszył. Blog wszak po to jest by dzielić się z Czytelnikami swoimi przeżyciami, przyzwyczajeniami, swoją wiedzą i doświadczeniem. Miło mi, że jest to zauważalne i nawet docenione :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...