poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Co, ile, czego, za ile... czyli Kwartalnik część piąta i pierwsza w 2012 roku

Coraz bardziej i dotkliwiej szerzy się w szeroko pojętej blogosferze. Nie daje żyć, męczy, nęka, wywołuje wirtualną depresję. I nie chodzi mi tu bynajmniej o jakiegoś stalkera (z którym ponoć niektóre blogowiczki mają problem), ale o poważną chorobę, do której przyznaje się, prędzej czy później, większość blogerów (zwłaszcza książkowych) - o przewlekłe lenistwo blogowe, zwane także przez niektórych: "brakiem weny", "brakiem czasu", "wiosennym przesileniem", "nagłą potrzebą ciągłego wychodzenia z domu i nieużywania komputera", czy po prostu, powtarzając za Kasią z Notatek Coolturalnych: "rura mi się zatkała".

Prawda jest taka, że ta ciężka choroba objawiająca się nagle i niespodziewanie dotyka coraz większe rzesze ludzi. W tym niestety mnie (tak, tak, mnie też rura się nieco przytkała, a hydraulika brak).

I chociaż obiecuję sobie co ranek, iż właśnie dzisiaj napiszę wreszcie jedną z dawno oczekiwanych, zaległych recenzji to i tak później wychodzi z tego klapa. Widocznie trzeba przeczekać ten ciężki okres, a później będzie lepiej...

To przedziwne schorzenie blogowe ma nawet swoje odmiany. Ja na razie zarejestrowałam dwie: "nie czytam i nie piszę" oraz "nie piszę, ale czytam". I faktycznie z tym czytaniem u mnie jest już lepiej. Przynajmniej patrząc na pierwsze trzy miesiące roku.


W pierwszym kwartale 2012 roku przeczytałam 16 tytułów. Zatem jeden więcej niż w końcówce roku poprzedniego, a wynik mój jest tożsamy z tym osiągniętym w czasie wakacyjnym, kiedy miałam mnóstwo czasu, zapału i nic lepszego do roboty (łącznie trzy tygodnie leżałam bowiem na słonecznych plażach). W mroźnym styczniu przeczytałam tyle samo książek, ile na egipskiej plaży - 8 sztuk, w krótkim, aczkolwiek i tak o jeden dzień dłuższym lutym pochłonęłam tylko 3 książki, a w marcu, w którym było faktycznie, jak w garncu, całe 5 pozycji.

Łącznie w ciągu tych trzech zimowo-wiosennych miesięcy przeczytałam 5871 stron, co stanowi mały rekord wszystkich dotychczasowych kwartalnych rozliczeń :)

W mych lekturach dominowały książki zagranicznych autorów, przeczytałam ich aż 13, zaś po literaturę polską sięgnęłam tylko 3 razy.

Udało mi się przeczytać 3 pozycje z wyzwania Rosja w literaturze oraz po 1 tytule z wyzwań Klasyka literatury popularnej i Projekt Nobliści. Przeczytałam także 2 książki na spotkania wirtualnego klubu dyskusyjnego - Porozmawiajmy o książkach. Wyzwanie Z półki zostało natomiast przeze mnie ruszone tylko w przypadku e-literatury, bo przeczytałam aż 6 e-booków zalegających na mym czytniku. W ciągu tego kwartału pozbyłam się także kilku zaległości bibliotecznych i książek wyżebranych od znajomych - przeczytałam (i co najważniejsze oddałam!) 6 tytułów pożyczonych. Zaś tylko 3 książki w tym kwartale to były egzemplarze recenzyjne (dostałam ich niestety nieco więcej, ale wciąż uzupełniam zaległości). A wśród pozycji przeczytanych zaplątała się 1 powieść, którą odkurzyłam - była to "Ania na uniwersytecie" Montgomery.

W ciągu trzech minionych miesięcy odbyłam dużo podróży literackich - byłam na Islandii, w RPA, w USA (w Dallas i LA), w Anglii, w Wenecji, a także (właściwie przede wszystkim) w Rosji. Odkryciem tego kwartału są dla mnie dwaj autorzy: znany mi już wcześniej Ian McEwan oraz dopiero poznawana Aleksandra Marinina, której książki są niewątpliwymi perełkami wśród morza zalewających nas kryminałów wątpliwej jakości i treści. Po raz pierwszy zetknęłam się natomiast z takimi pisarzami, jak noblista Coetzee, Cormac McCarthy, David Nicholls, czy Dorothy Howell, Sara Gruen i Stephen King (z tym ostatnim po raz pierwszy od dawien dawna).

Średnia ocen lektur z ostatniego kwartału to 5,18 i jest najwyższa z występujących w dotychczasowych rozliczeniach. Tak wysoka liczba świadczy o świetnym doborze lektur przeze mnie w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Zdarzały się oczywiście książki słabsze, które oceniłam odpowiednio do wrażenia, które na mnie wywarły, ale jednak przeważały tytuły mocne, dające do myślenia, czasami doskonałe.

Od stycznia do marca wystawiłam tylko jedną ocenę celującą (nie licząc ponownej oceny odkurzonego trzeciego tomu przygód Ani, który już dawno dostał 6) - otrzymało ją niewątpliwe dzieło mistrza grozy Stephena Kinga i zarazem najgrubsza z przeczytanych przeze mnie pozycji "Dallas '63".
Na ocenę bliską ideałowi zasłużyło tym razem 5 tytułów, a wśród nich takie cudeńka, jak: "Jeden dzień", "Woda dla słoni", "Spójrz na mnie" (mojej kochanej Yrsy), "Ukradziony sen" niezastąpionej Marininy oraz "Pokuta" McEwana.
Żadna z kwartalnych książek nie zasłużyła na najniższą ocenę, ale słabiej w mych oczach wypadły i zarazem bardzo mnie rozczarowały: "Hańba" Coetzee, "Droga" McCarthy'ego oraz biografia Singera pióra Agaty Tuszyńskiej.

A jak Wam minęły pierwsze trzy miesiące nowego roku? Też macie wrażenie, że czas pędzi niezauważenie?

---
opublikowane zdjęcie znalazłam w Internecie

8 komentarzy:

  1. Niestety tak już z czasem bywa. Dopiero był Sylwester, potem sesja, teraz święta Wielkanocne, a lada moment kolejna sesja, wakacje itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Zimowej sesji uniknęłam, ale zimowej depresji już nie. Teraz trzeba jakoś się pobudzić do życia ;) Chociaż na głowie końcówka studiów...

      Usuń
  2. Jeśli mogę spytać - czym Cię rozczarowała "Droga"? Ja ciągle jestem pod dużym wrażeniem tej książki i stąd ta moja ciekawość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Droga" wydała mi się książką straszliwie przewidywalną, a w dodatku powtarzającą schematy z innych powieści i filmów. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego, a niestety nie otrzymałam tego. Owszem, lektura mnie poruszyła, momentami przeraziła, pokazała to co nieuniknione, uwięziła mój umysł na niewielkiej przestrzeni i cały czas czymś przerażała, dlatego moja ocena wcale nie jest jakaś najgorsza. Niemniej jednak McCarthy nie zachwycił mnie.

      Usuń
  3. A mi się ostatnio zdarzają takie dni, że książki kijem bym nie tknęła... Ale to chyba przez to, że piszę teraz pracę licencjacką i słowo pisane zaczyna mnie już trochę męczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również w ostatnim czasie mam mnóstwo pracy "pisanej" oraz nieco czytania lektur bardziej zawodowych, dlatego czasami muszę się zmuszać, by sięgnąć po innego typu literaturę, czy by coś napisać o przeczytanej powieści. Jednak wbrew pozorom im więcej czytam dla przyjemności, tym praca przychodzi mi o wiele łatwiej - polepsza się moja koncentracja, pamięć, dłużej potrafię się skupić. Gdyby było inaczej w tych ciężkich dniach nie zmuszałabym się :)

      Usuń
  4. Ja ostatnio zmobilizowałam się i dzięki nodze z gipsie zaczęłam z powrotem dużo czytać. A co do szybkości, z jaką przemijają te dni, to u mnie jest podobnie. Może się starzejemy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś z tym starzeniem faktycznie jest na rzeczy. Teraz czas będzie już tylko pędził :)

      Czuję coś, że potrzeba mi takich dwutygodniowych wakacji, gdzieś z dala od problemów (oraz TV i Internetu). Wtedy na pewno moje morale wzrosną ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...