Dziewczynka w rodzinie, gdzie chowa się kilkoro dzieci, nigdy nie ma łatwo. Musi być schludna, grzeczna, pomocna, a przy tym nienarzucająca się. Do tego skromna i cicha, łagodna i pracowita. Nie powinna zabiegać o uwagę rodziców inaczej niż przez swe doskonałe wyniki w nauce, daleko idące postępy w grze na instrumentach czy swe oddanie w pracach domowych. Chyba, że pewnego dnia zobaczy podczas kolacji ducha...
"Erna Eltzner wyłoniła się z mgły nieokreślenia, jaka zwykle towarzyszy egzystencji średnich córek w wielodzietnej rodzinie, w kilka dni po swoich piętnastych urodzinach, kiedy zemdlała przy obiedzie."
Erna mieszka wraz z rodziną w eleganckiej kamienicy na jednej z przesiąkniętych zapachem dymu kominowego ulic mglistego Wrocławia. Jej rodzice są szanownymi obywatelami - ojciec dużo i często pracuje, a matka zajmuje się głównie wydawaniem poleceń służbie i zamartwianiem się o stan swego zdrowia. Erna nie zaprząta uwagi swych rodziców. Jest cichą, spokojną, melancholijną i troszkę smutną dziewczynką.
"Panna E.E., lat piętnaście, wyznania ewangelicko-augsburskiego. Ojciec to człowiek bardzo konkretny, można powiedzieć- przyziemny (...) Matka, Polka z pochodzenia, słabej konstrukcji psychicznej i delikatnej budowy fizycznej, cierpi na migreny i ataki nerwowości. (...)
Panna E.E. jest delikatnej konstrukcji. Odznacza się rachityczną budową czaszki, z wysokim, wypukłym czołem i drobną szczęką. Oczy duże, bardzo jasne, o szczególnym wyrazie".
Gdy podczas kolacji Erna zauważa obcą osobę w pokoju reaguje, jak każda młoda dama na widok dziwnego, niewytłumaczalnego zjawiska - traci przytomność. Nie wie jeszcze, że odpowiedź na pytania rodziców i dokładny opis widzianego przybysza wywoła wielką lawinę. Okazuje się bowiem, że dziewczynka widziała prawdopodobnie swego dawno zmarłego dziadka, którego nie miała prawa znać. Od tamtej pory uwagę Państwa Eltzner zaprząta przedziwna przygoda ich dziecka. Pani Eltzner wierzy swej córce, podejrzewając ją nawet o paranormalne zdolności, zaś sceptyczny Pan Eltzner obawia się, że owo omdlenie i dziwna wizja mają podłoże w jakiejś chorobie. Niemniej jednak do domu sprowadzeni zostają różnej maści specjaliści - od lekarzy, psychiatrów, psychologów, poprzez sceptyków, po spirytystów, okultystów, amatorskich poszukiwaczy zbłąkanych dusz.
Niewątpliwie ta króciutka powieść Olgi Tokarczuk podejmuje w sposób śmiały bardzo trudny temat, jakim jest dojrzewanie dziecka, wchodzenie w dorosłość. Erna z impetem dorasta, jednocześnie uwalniając w sobie tajemnicze siły. Czytelnik nie wie, czy to owe siły sprawiają, iż dziewczynka dojrzewa, czy też jej dojrzewanie samo w sobie jest takie niezwykłe. A może ta cała historia to mistyfikacja i konfabulacja dorastającej nastolatki, która pragnie choćby minimum uwagi i zrozumienia ze strony dorosłych?
Lektura "E.E." takich pytań i wątpliwości kreuje dużo więcej.
Autorka ucina jednak wszelkie spekulacje łagodnie kończąc historię Panny Eltzner. Pokazuje tym samym, że owo magiczne, tajemnicze pokwitanie u dziewcząt zawsze jest czymś osobliwym, mocno psychodelicznym i zarazem niepowtarzalnym, lecz także nieco przyziemnym, bo jednak mającym swój koniec.
Dla mnie krótka "E.E." to doskonały prolog, świetny wstęp, genialny pierwszy rozdział znakomitej powieści Olgi Tokarczuk, która niestety nie została dokończona.
Ocena: 4,5
Trzecie spotkanie z Olgą Tokarczuk miałam już dosyć dawno temu, jednakże postanowiłam popełnić z niego krótką recenzję. Wciąż mam problem z tą autorką, bo w jednych miejscach mnie zachwyca, a w innych rozczarowuje. "Bieguni" mieli genialną konstrukcję, ciekawą fabułę, jednakże w pewnych miejscach coś zgrzytało w całej opowieści. "Ostatnie historie" były bardzo nierówne, raz lepsze, raz gorsze. "E.E." natomiast to doskonały pomysł, ale nieudane wykonanie. Chyba muszę próbować dalej :)
Ponieważ październik z impetem idzie do przodu coraz szybciej zbliżają się 16. Targi Książki w Krakowie, a wraz z nimi Drugie Spotkanie Blogerów książkowych :) Wszystkich oczywiście serdecznie zapraszam, a zainteresowanych informuję, że oficjalny komunikat w tej sprawie właśnie tworzę :)
---
zdania podkreślone kursywą są cytatami z książki
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A mnie tak bardzo kuszą książki Pani Tokarczuk. Kuszą już od początku tego roku, a jakoś jeszcze żadnej w ręku nie miałam. Brzydko to z mojej strony. A Ty mi tu jeszcze wzbudzasz wątpliwości, czy warto. No i tym sposobem chyba coś w końcu przeczytam, bo do tej pory słyszałam same pozytywne opinie. Trzeba w końcu ogarnąć temat i się przekonać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oldze Tokarczuk, pewnie tak jak wszystkim autorom, zdarzają się książki lepsze i słabsze. Na razie natrafiłam na jedną lepszą, lecz spocząć na laurach nie zamierzam :)
UsuńPolecam osobiste badanie twórczości tej autorki. Wszak to co nie podoba się mnie, może się spodobać Tobie.
Pozdrawiam!
Mnie także nie wszystkie książki Tokarczuk zachwycają, ale mimo wszystko szala przeważa się na korzyść autorki - bardzo mi się podobały jej pierwsze powieści, były takie wyróżniające się na tle polskiej literatury. Ale jakoś w późniejszych już tej magii nie odnajdywałam. Liczę jednak, że pani Tokarczuk "popełni" jeszcze książkę, która znów rzuci mnie na kolana :-)
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo dobrego o "Prawieku...", "Podróży luzi księgi" i "Annie In...". I na te książki Pani Olgi będę teraz polować :) Oczywiście z umiarem, pewnie po drodze sięgnę po inne pozycje, bo najlepsze lubię sobie zostawiać na koniec.
UsuńMnie Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk oraz Jerzy Pilch kojarzą się z tym nurtem świetnego, nowatorskiego pisarstwa współczesnego. Z tym, że Stasiuka poznałam podczas "Jadąc do Babadag" i nie zachwycił, Pilcha pokochałam za eseje "Rozpacz z powodu utraty furmanki", a Tokarczuk raz lubię, raz nie lubię. Niemniej jednak na pewno do książek tej trójki jeszcze powrócę.
Ja też Stasiuka zaczęłam od "Jadąc do Babadag" i też mnie nie zachwycił ;-) Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tej książce, ale ja jakoś tego fantastycznego klimatu w niej nie mogłam się doszukać...
UsuńPo lekturze "Jadąc do Babadag" przeraziłam się, że wszystkie książki Andrzeja Stasiuka są napisane w takim samym stylu i bardzo długo omijałam go szerokim łukiem - zwłaszcza, że podczas lektury wynudziłam się jak mops i podobał mi się tylko ostatni, tytułowy esej.
UsuńAle teraz jestem gotowa dać mu kolejną szansę. Chociaż usłyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że albo lubi się Stasiuka albo Pilcha - ich styl jest tak diametralnie różny, iż przyciągają do siebie zupełnie innych czytelników. No a ja lubię już Pilcha i kompletnie nie wiem, co z tym fantem zrobić ;)
Myślę, że nie można ich porównywać. Ja jednak dużo bardziej wolę Stasiuka, a książka ,,Jadąc do Babadag" jest mistrzowska:)
UsuńBtw-bardzo fajny blog
Po dwóch przeczytanych książkach autorki, bardzo ją cenię i wiem już teraz, że w końcu z pewnością przeczytam wszystko, co wyszło spod jej pióra. Jak dotąd dałam szansę pozycjom: "Prawiek i inne czasy" oraz "Dom dzienny, dom nocny". Pierwsza bardzo mi się podobała, druga mnie zachwyciła. Szkoda, że "E.E" okazało się nie do końca trafionym pomysłem, ale i tak pewnie po tę książkę sięgnę, aby przekonać się, jakie zrobi na mnie wrażenie :)
OdpowiedzUsuń"E.E." nie nazwałabym nietrafionym pomysłem. Raczej doskonałym pomysłem, który z niezwykłości obdarło słabsze wykonanie.
UsuńJuż nie mogę doczekać się na kolejne jej książki. Szczególnie na "Prawiek" :)