Zoe i Max byli zgodni. Oboje pragnęli dziecka. Pewnie nie do końca myśleli o nim jako o promyczku pobudzającym ich małżeństwo do życia, umacniającym i cementującym ich miłość. Może chcieli dziecka z pobudek czysto egoistycznych - by mieć kogoś, kogo można kochać bezgranicznie i kto zaopiekuje się nami na starość. Pewnie nie byliby nawet dobrymi rodzicami, wszak ich związek oparty na rzekomo głębokim i dojrzałym uczuciu załamał się pod naporem większych trudności. I chociaż Zoe i Max wybrali życie osobno to jednak ich małżeństwo pozostawiło po sobie pamiątkę namacalną, piękną i zarazem żywą, o którą przyszło im niestety walczyć ze sobą.
Książka Jodi Picoult porusza mnóstwo najróżniejszych problemów, z którymi każdy z nas zetknął się, czy to osobiście w życiu codziennym, czy też pośrednio w mediach, czy plotkach - bezpłodność, miłość małżeńska, in-vitro, fanatyzm religijny, miłość homoseksualna, zakłamana dewocja. Okazji do przemyśleń podczas czytania powieści Czytelnik ma więc mnóstwo. Nietrudno jednak pogubić się w tej mnogości tematów i w pewnym momencie zaczynamy zastanawiać się o czym jest tak naprawdę ta opowieść.
Z pewnością jest to historia Zoe i Maxa, pary, która od wielkiej miłości przeszła długą i krętą drogę do wzajemnej akceptacji i może zalążka przyjaźni. Poznając kolejne etapy stosunków między bohaterami nie mogłam uwolnić się jednak od wrażenia, że nadal nie wiem o co tak naprawdę autorce chodzi... Czy o małżeństwa rozpoczęte pięknym uczuciem i zakończone rozwodem? Czy o labilność stosowania Bożych przykazań w naszym życiu? Czy o zarodki przechowywane w zamrażarce? A może po prostu o zwykłą zazdrość i zawiść?
"Tam gdzie ty" wywołała we mnie ambiwalentne uczucia. Na samym początku kibicowałam małżeństwu Zoe i Maxa, chociaż wiadomo było, iż ich związek nie ma przyszłości. Później z jednej strony popierałam całym sercem Zoe i jej dążenia do bycia matką, a z drugiej wiedziałam, że nie mam racji odmawiając prawa do zarodków Maxowi, który przecież miał stać się w tej poplątanej sytuacji ojcem i to ojcem właściwie bez szans na prawo do opieki nad swym dzieckiem.
Powieść Picoult to kolejna obyczajowa historia ocierająca się o krzykliwe tematy z pierwszych stron gazet. Znów otrzymujemy interesującą i przejmującą opowieść o miłości, macierzyństwie i tacierzyństwie, prawdzie, wyzwoleniu, zakończoną niestety znowu w charakterystyczny dla autorki, iście cukierkowy, hollywoodzki sposób.
Ocena: 5/6
W tej pierwszej po bardzo, bardzo długiej przerwie recenzja zmierzyłam się ze swoimi wrażeniami po przeczytaniu książki niezwykle refleksyjnej, lecz wydawałoby się przesyconej medialnymi historiami. Do ostatniej strony chciałam wierzyć, iż ta książka Jodi Picoult ma w sobie jednak pierwiastek osobistych przeżyć. Szkoda, że tematów w niej poruszonych jest tak dużo, bo nie wystarczało mi czasami czasu (a może odwagi?) by nad każdym z bohaterów pochylić się i zastanowić czy postępuje on właściwie. Za to brnąc przez powieść doskonale szło mi ich bezmyślne ocenianie na zasadzie: tego lubię, tego nie lubię. Gdyby książka pozwoliła mi się zatrzymać, czy skłoniła mnie do większej refleksji najpewniej dostałaby ocenę wyższą. A tak to tylko mi szkoda.
Jesień zdecydowanie sprzyja czytaniu. Dzisiaj skończyłam migiem powieść Magdaleny Kawki i już idę dalej - z Koprem wędruję po historycznej Chorwacji, z Krajewskim i Mockiem po uliczkach Breslau, a z Nabkovem głownie po... ciele Lolity ;) A jak Wam idzie czytanie, gdy liście spadają z drzew?
Moje jesienne czytanie też ma się dobrze. Skończyłam "Kuchnię Franceski" więc mam zamiar zacząć kolejną książkę P. Pezzelli:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miłych lektur jesiennych wobec tego życzę :) Pozdrawiam!
UsuńUwielbiam powieści Jodi Picoult - mam kilka za sobą, ale jeszcze wiele przede mną, chociażby "Tam gdzie ty". Mam nadzieję, że niebawem uda mi się ją zdobyć. :)
OdpowiedzUsuńJa za sobą mam tylko dwie powieści Picoult. "Bez mojej zgody" wywołało u mnie swoistego rodzaju bojaźń przed tematami poruszanymi przez autorkę. Wbrew pozorom jej książki nie są przecież łatwe, miłe i przyjemne.
UsuńNa swoją kolej na mej (wirtualnej) półce czeka już kilka tytułów. "Tam gdzie ty" na szczęście nie spowodowało u mnie tak dużej awersji, jak poprzednia lektura, zatem pewnie za niedługo Pani Jodi znów u mnie zagości.
Pozdrawiam!
Miałam tę książkę w dłoniach podczas dzisiejszej wizyty w antykwariacie. Pomyślałam sobie "może innym razem", a teraz żałuję i pluję sobie w twarz ;)
OdpowiedzUsuńJeśli była to jakaś wyjątkowa okazja cenowa to pewno było warto. Ja jednak dosyć ostrożnie podchodzę do kupowania tego typu książek. Mam bowiem świadomość, że pewnie nie przeczytam ich ponownie, a więc wcale nie muszę posiadać na własność.
UsuńTen tom akurat dostałam. "Bez mojej zgody" natomiast wyszukałam w bibliotece.
Pozdrawiam!
A ja dalej nie przeczytałam nic Picoult, muszę to w końcu zmienić :)
OdpowiedzUsuńMi znowu czytanie ciężko idzie, brak weny chyba ;(
Trzymam kciuki za powrót chęci na czytanie. Sama niekiedy mam z tym problemy. A innym razem znowuż pochłaniam książki jak oszalała.
UsuńPicoult warto posmakować i samemu przekonać się "czym to się je" :) Mnie autorka do tej pory nie zachwyciła, ale dała do myślenia. Dlatego na pewno do niej powrócę.
Pozdrawiam!
O Jodi Picoult słyszałam i czytałam już tyle dobrego, że muszę się wreszcie skusić na jakąś jej książkę. Boję się tylko tego, żeby nie okazały się to wyciskacze łez, bo na taki typ literatury nie mam ostatnio nastroju.
OdpowiedzUsuńZ dwóch książek Picoult, które przeczytałam jedna ("Bez mojej zgody") faktycznie była przygnębiająca. Jednakże nie był to typowy wyciskacz łez, raczej melancholijna historia kończąca się jednak nieco pozytywnie.
UsuńJa nadal jestem ciekawa książek tej autorki i będę dalej próbować.