Wraz z hukiem korków szampanów i błyskiem spektakularnych ogni sztucznych zawsze nachodzi mnie refleksja, iż powinnam co nieco podsumować.
Czytelnicze podsumowanie roku 2013 nie jest najradośniejszą rzeczą, którą w tym momencie chciałabym uczynić, bo wiem, iż miniony rok był ciężki pod tym względem. Za to był zdecydowanie dobry pod innymi względami. Nie sposób tu ich wszystkich wymienić, ale zwróćmy uwagę jedynie na te najważniejsze wydarzenia: ukończenie studiów, uzyskanie pozytywnego wyniku egzaminu wstępnego na aplikację i wpis na listę aplikantów, podjęcie studiów podyplomowych, pierwsza rocznica pracy w korporacji, niesamowite podróże - austriackie narciarstwo oraz cypryjskie lenistwo. Chwile mniej radosne wolę przemilczeć, ale było ich naprawdę niewiele.
Wszyscy zapewne się domyślacie, dlaczego nie chcę czynić tu czytelniczych podsumowań. Niestety osiągnięcie wszystkich życiowych celów pochłonęło całą mą uwagę i w minionym roku lista mych książek przeczytanych jest dramatycznie krótka. Być może jeżeli doliczyłabym wszystkie naukowe lektury to wydłużyłaby się... Ba, na pewno by się wydłużyła i to znacznie, gdyż do jednego egzaminu musiałam przeczytać aż (sic!) 49 aktów prawnych. Chyba nie muszę Wam tłumaczyć, dlaczego nie mam ochoty wspominać czytania kodeksów i innych ustaw, ani tym bardziej wciągać ich na listę :)
Byłabym jednak nieuczciwa nie wspominając ani słowem o tym, co mnie czytelniczo oraz filmowo zachwyciło lub zniechęciło.
Zatem książka czy film?