niedziela, 26 stycznia 2014

Pantofelek Kopciuszka. "Rubinowe czółenka" Joanne Harris

Stoję przed niebanalną wystawą sklepową. Znam to miejsce, czuję jego zapach, smak. Tu jednak nie ma woreczka przy drzwiach. Brak magicznych uśmiechów i aksamitnych pralin. To nie ta sama kameralna chocolaterie. Wokół mnie, na paryskim bruku, stukają pospiesznie obcasy czółenek.

Paryż jest inny. Nie jest małym, zaściankowym miasteczkiem, gdzie wszyscy się znają. Tu można czuć się anonimowym. Trudno jest jednak zdobyć zaufanie klientów, gdyż ludzie nie mają czasu by na chwilę choć przystanąć.

Zmiany. Nie ma tajemniczej Yianne. Teraz nazywa się Vianne Charbonneau. Mała Anouk to dziewięcioletnia Annie. Nie ma już Roux o miedzianych włosach. Jest za to ktoś jeszcze - rudowłosa, płomienooka Rosette, która zazwyczaj nie uśmiecha się do obcych i potrafi naprawdę nieźle napsocić.

Znowu stukot obcasów tuż przed wystawą. Obok mnie staje Zozie de l'Alba - zawsze kolorowa, radosna, piękna wielbicielka bajecznych czółenek. Wybawicielka?

Tym razem Joanne Harris do głosu dopuściła poza Vianne, także bystrą Anouk oraz sympatyczną, chociaż dosyć tajemniczą, Zozie. Z kolejnymi stronami szybko okazuje się, że klimatyczne miasteczko Lansquenet to tak naprawdę relikt zamierzchłych czasów, gdyż w Paryżu posiadanie laptopa i telefonu komórkowego stanowi niezbędne minimum, a więc bycie anonimowym uciekinierem wcale nie jest takie łatwe. Dlatego brak jest w tej powieści subtelnie dyskretnej magii, zagadkowych spojrzeń, tajemniczych uśmiechów. Vianne pragnie zapewnić swoim córkom stabilizację, więc obserwujemy próby uporządkowania życia rodzinnego, osiągnięcia utrwalonego, spokojnego bytowania, bez spontaniczności i szaleństwa. Vianne nie jest już pewna siebie, a raczej nieufna i mocno uległa. Czy powinna bać się jeszcze Człowieka w czerni? Czy może kogoś innego?

Ponowne spotkanie z Vianne i Anouk, a także poznanie Rosette i Zozie, było przyjemne niczym dyskretne podkradanie słodyczy z choinki, zwłaszcza, gdyjuż tuż przed Świętami zjadło się wszystkie czekoladki z kalendarza adwentowego. Jednakże oczywiście nie mogło być bezkarne. Zawsze potem można znaleźć wśród prezentów rózgę albo choćby spotkać piekielnie złą czarownicę...

Ocena: 5/6



Ta recenzja długo czekała na to by ujrzeć światło dzienne. Tworzyłam ją powoli, skrupulatnie, co chwilę dodając jej nieco aromatu, niczym okrąglutką pralinkę. Mam nadzieję, że będzie Wam smakować.

---
publikowane zdjęcia nie są mojego autorstwa i pochodzą z Internetu

9 komentarzy:

  1. Muszę się skusić na tę książkę :) Koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z poprzedniczką. Brzmi kusząco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Wam najpierw sięgnięcie po poprzednią część ;) A jeśli obie się spodobają to jest jeszcze trzecia - moim zdaniem najlepsza!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Przypomniałaś mi o tej książce. Było magicznie, smacznie, tajemniczo. Zupełnie nie wiem dlaczego, nie sięgnęłam jeszcze po kolejną powieść tej autorki. Hmm.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z J. Harris czytelnicza podróż zawsze jest słodka i magiczna. A w trzeciej części tej trylogii dodatkowo można odczuć dreszczyk napięcia podążając za wartką i momentami niebezpieczną akcją.
      Ja w sumie żałuję, że tak szybko przygoda z Vianne minęła. Tym samym zazdroszczę, że masz jej fragment wciąż jeszcze przed sobą :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. To jest trzecia część?! I ja o tym nie wiem?! Moja głowa... A jak się zwie? Jaki ma tytuł?

      Usuń
    3. Trzecia część wyszła w zeszłym roku, wydana przez Prószyńskiego i nosi tytuł "Brzoskwinie dla księdza proboszcza". Gorąco ją polecam, gdyż mnie podobała się najbardziej :)

      Usuń
  4. Z chęcią bym przeczytała taką jakby inną wersję 'Kopciuszka'! :)


    Zapraszam do mnie! shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilka dni temu skończyłam ją czytać i właśnie zabieram się za trzecią część :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...