Zbyt długie i obfite opisy przyrody, dziwne zdarzenia, rzeczywistość, z którą nie miałam nic wspólnego.
Wszyscy w mojej klasie (humanistycznej) albo się zachwycali, albo po prostu nie narzekali. Ja byłam bardzo zniechęcona, a później nawet zniesmaczona. Być może było to spowodowane tym, iż w przeciwieństwie do dużej części moich rówieśników nie wychowałam się w takiej scenerii. Nigdy nie spędzałam wakacji, weekendów (w ogóle kiedyś były weekendy?!), ferii u dziadków na wsi, bo moi dziadkowie mieszkali w mym mieście i miałam do nich raptem kilka przystanków tramwajem, bądź autobusem.
Nigdy nie interesowała mnie tematyka wsi. Pamiętam, jak pojechałam po raz pierwszy do prawdziwego gospodarstwa wiejskiego - z koleżanką do jej dziadków- miałam wówczas lat trzynaście i kompletnie nie orientowałam się nie tylko w nazwach, czy przeznaczeniu narzędzi do pracy w gospodarstwie, ale także nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się tam robi i w jaki sposób (jakąś tam elementarną wiedzę posiadałam, ale naprawdę niewielką), czym spowodowałam niemałą sensację wśród tamtejszych mieszkańców, a koleżanka zorganizowała mi szybki kurs związany z pracą sezonową na wsi, zapewne by nie wstydzić się z miastowej znajomej.
Nigdy też wieś nie kojarzyła mi się (i właściwie wciąż nie kojarzy) z sielskością, radością, wspaniałymi chwilami, bezproblemowym życiem, wręcz przeciwnie. Jawi mi się ona jako miejsce ciężkiej pracy, która jest niewymierna w stosunku do rezultatów, ale oczywiście jest to praca bardzo ważna, tylko w mym mniemaniu po prostu niedoceniana.
W "Chłopach" występująca mitologizacja, podkreślenie tradycji, zwyczajów, swojskości kłóciły się z moimi własnymi przekonaniami.

Do "Kamień na kamieniu" Wiesława Myśliwskiego byłam bardzo pesymistycznie nastawiona. Poza bardzo zachęcającym opisem z okładki, tkwiły nade mną widma. Widmo Nike - w moim mniemaniu przyznawanej autorom raczej mającym miłych i kochanych przyjaciół w środowisku, aniżeli będących wspaniałymi propagatorami słowa - oczywiście z małymi wyjątkami (chociaż Myśliwski dostał Nike za inną książkę). I widmo wpisania tej pozycji na listę lektur szkolnych, która to jest ostatnim miejscem, gdzie szukałabym interesujących, nowatorskich powieści.
I być może zniechęcona troszkę, utknęłam w tej książce, w międzyczasie zabierając się za Tokarczuk.
Po ratowaniu się lekturą zastępczą dosyć szybko podjęłam decyzję o reanimacji mojego zapału skierowanego w Myśliwskiego i jego dzieło.
Nie zawiodłam się. Obraz wsi oczami narratora jest realistyczny do bólu, ale niereymontowski. Pokazuje z jednej strony radość, zabawę, sielankę, ale z drugiej okrucieństwo, zło, zagubienie, rozpustę. Chłop u Myśliwskiego ewoluuje na naszych oczach - walczy z tradycją, zakłamaniem, daje się ponieść emocjom, daje upust żyjącym w nim żądzom, zrywa z mitem bogobojnego, wierzącego tradycjonalisty przywiązanego do ziemi i łączącego z nią swoje życie, czy też ziemię czczącego. Ten chłop pójdzie pracować w urzędzie, będzie fryzjerem, wyjedzie na wojnę, czy do miasta byleby nie pracować w polu. Pracuje w polu, gdy musi, gdy nie ma kto za niego wykonać obowiązków, bo jednak pewne przywiązanie czuje, czuje respekt, ale to sentyment raczej do rodziców, do przodków, do szczątków tradycji, aniżeli pochwała takiej pracy wychodząca prosto z serca. Ten chłop do księdza pójdzie by załatwić ważny dla niego interes, a nie po to by się wyspowiadać, czy pomodlić. Ten chłop wreszcie chodzi za kobietami nie po to, by znaleźć dla siebie żonę oraz matkę dla swoich przyszłych dzieci, ale po to, by zabawić się, zapomnieć o swoim nędznym życiu, czy by się po prostu dowartościować, poczuć docenionym.
Chłop Myśliwskiego jest wnikliwym obserwatorem tego, jak życie na wsi zmienia się z upływem lat. Jak z dostatku można dojść do biedy, ale też jak odbić się od dna i stać się kimś ważnym (co nie jest równoznaczne z kimś wartościowym), jak dotknąć władzy.
I wszystko to zamyka się w historii jednego człowieka, w jednym życiu ludzkim.
Taki obraz wsi oczami chłopa uzasadnia też czas, w którym akcja powieści jest umiejscowiona. Wydaje się, jakby historia była tutaj motorem napędzającym wszystkie zdarzenia, a przecież musimy uświadomić sobie, że w rzeczywistości to wszystko właśnie tak wyglądało. To historia sprawiła, że ewolucja wsi stała się dynamiczna, zaskakująca i bardzo szybka zarazem. Sam kształt powieści też, jak najbardziej nawiązuje do ewolucji, do historii, która tworzy się cały czas na naszych oczach (nawet teraz) . Symbolizm Myśliwskiego w tym kontekście jest naprawdę niezwykły i jakże istotny dla czytelnika. A wszystko to wplątane, wkomponowane w całość lektury za pomocą bardzo prostego, wręcz nawet prostackiego języka, przez co czytając książkę przywodziła mi ona na myśl gawędę - ustną opowieść, jaką prosty wiejski człowiek opowiada siedząc po całym dniu spędzonym w polu w karczmie przy piwie. Liczne powtórzenia, ogromna swoboda przekazu, mieszanina wątków, to wszystko sprawiało takie właśnie, muszę przyznać bardzo przyjemne, wrażenie. I chyba najważniejsze: książka jest pełna zapachów. Czuć zapach chleba, który piecze mama głównego bohatera, czuć zapach przepełnionej sali pełnej spoconej i mocno wstawionej młodzieży, która bawi się na potańcówce, czuć zapach wilgotnych zagajników, czuć zapach świeżo skoszonej trawy, czuć zapach słomy, czuć wreszcie zapach dymu z kominów we wsi w mroźną zimę. Opisy u Myśliwskiego są zatem bardzo sugestywne.
I będą po zamknięciu tej pokaźnej książki wracając do swoich codziennych czynności - pracy, nauki, załatwiania różnych spraw, pogoni za przeznaczeniem podśpiewywać pod nosem:
Kamień na kamieniu
Na kamieniu kamień
A na tym kamieniu
Jeszcze jeden kamień
Ocena: 6/6