Nieregularnie tutaj bywam ostatnio. I wciąż zapomniałam wytłumaczyć się z długiej nieobecności zimowej.
Prawda jest taka, że najpierw pochłonęły mnie książki prawnicze różnej maści i różnej grubości. Następnie czas mój pożarła praca magisterska, a właściwie jej plan, referat jej dotyczący na seminarium oraz zbieranie materiałów mniejszych lub większych.
Potem bez reszty przepadłam i prawie co drugi dzień spędzałam czas w taki oto sposób:
Było miło. Nawet bardzo miło, bo korzystając z bliskości małopolskich stoków mogłam często rozkoszować się deską (oraz w razie chęci nartami, ale narty znudziły mi się już po kilkunastoletniej z nimi znajomości).
Nie muszę chyba zaznaczać, że było miło, a zatem... już się skończyło. A skończyło się tak:
Dobrze znający się na diagnostyce urazów na rtg od razu zauważą, iż to co mnie pozbawiło przyjemności białego szaleństwa to złamanie dalszej nasady kości promieniowej kończyny górnej lewej. Bez przemieszczenia.
Kończyna górna lewa natomiast jest tą akurat, która u mnie dominuje. Zatem pożegnałam się z pisaniem i trudniejszymi czynnościami (jak choćby szybkim zapinaniem guzika u spodni) na tygodni cztery (obecnie już niecałe dwa).
Muszę też zaznaczyć, że pisanie na klawiaturze sprawiało mi wielką trudność ze względu na ciężki, toporny gips. Dopiero niedawno wyszłam na swoje, gdy po kontroli u ortopedy otrzymałam cudo w postaci lekkiego stabilizatora nadgarstka, który dostałam w prezencie imieninowym od... NFZu :)
Dlatego też obecnie nadrabiam blogowe zaległości. Przede wszystkim rozliczę się z wyzwania Amerykańskie Południe, w którym brałam udział, a którego recenzowanie zostawiłam sobie na koniec, po przeczytaniu wszystkich lektur. Chyba nie muszę pisać, iż plany me w związku z wypadkiem legły w gruzach.
Natomiast teraz uzupełnię me opinie na temat książek Południa i podsumuję me wyzwanie - wierzcie lub nie - ukończone.
A teraz zaległy stosik wyniesiony z biblioteki, który myślę, że pokaże przedsmak tego, co Was będzie czekać w najbliższych dniach:
Od góry:
1. "Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd - pierwsza lektura z wyzwania Amerykańskie Południe. Niezwykła książka. Recenzja wkrótce.
2. "Czas zabijania" John Grisham - pierwsze moje zetknięcie z Grishamem i choć amerykański system prawny znam już dosyć dobrze to książka i tak mnie nieco zaskoczyła. Druga lektura z Amerykańskiego Południa, którą również wkrótce zrecenzuję.
3. "Belcanto" Ann Patchett - książka, którą wypożyczyłam z myślą o wyzwaniu Nagrody literackie. O Ann Patchett słyszałam dużo dobrego, słyszałam też nieco złego. Liczę na troszkę bardziej poważną powieść obyczajową i mam nadzieję, że się nie przeliczę.
4. "Katedra w Barcelonie" Ildefonso Falcones - Barcelonę uwielbiam i z tą myślą wypożyczyłam tę książkę. Nie chcę porównywać jej do Zafona, nie chcę też nastawiać się na coś konkretnego. Chciałabym przeczytać jedynie dobrą książkę - niekoniecznie bestseller.
Przepraszam jeszcze raz wszystkich Czytelników za lekkie zabieganie oraz za to, że przez nie zapomniałam nawet o życzeniach świątecznych. Mam jednak nadzieję, że Święta Wielkanocne były udane i nie objedliście się za bardzo :)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj... przykro mi z powodu złamania... ja też bywam na małopolskich stokach :) choć niedawno się nauczyłam jeździć na nartach :) to wspaniała sprawa! Ale teraz sobie możesz nadrobić książkowo :) zdrowiej!
OdpowiedzUsuńno to poszalałaś Claudette :)Ja obiecuję sobie od trzech lat wrócić do snowboardu, ale po pierwsze kręgosłup strajkuje, a po drugie dzieci zdecydowanie bardziej preferują sanki i plastikowe jajka, więc szalejemy zimą z nimi i potem na samotny wypad brakuje już sił :)
OdpowiedzUsuńWracaj szybko do sił w rękach i następnym razem uważaj na siebie :) Pozdrawiam.
Ja też wypozyczyłam Barcelonę i zrobię tak jak ty - nie nastawiam się na nic, po prostu przeczytam książkę:)
OdpowiedzUsuń"Katedrę..." mam na półce własną, od roku chyba. Jakoś nie mogę się za nią wziąć, choć Barcelonę uwielbiam... Może z racji natłoku książek barcelońskich w mojej biblioteczce ;)
OdpowiedzUsuńno właśnie, jak z tą "Katedrą w Barcelonie" jest, że i u mnie leży już od jakiegoś roku i nie mogę się za nią zabrać, może Twoja recenzja mnie zachęci- czekam więc niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie :-) Widzę, że z Rajskiej przytaszczyłaś książki. Mam nadzieję, że nie dźwigałaś ich w chorej ręce, a jeśli jechałaś tramwajem lub autobusem nikt Cię nie popychał! :-)
OdpowiedzUsuńJa na Rajską wybieram się w sobotę chyba. Ja czytam teraz czwartą część sagi o wampirach. Pokaźne tomisko! Zamówiłam też sobie na allegro dwie książki Cecelii Ahern po angielsku:D
Ale mamy okropną pogodę dziś co nie? Ale jutro ma być już słonecznie:-) Pozdrawiam cieplutko!
kot w butach
Oj, Claudette sklejaj się! ;) Dla pocieszenia dodam,że mój brat też się połamał, a ja za to podobnie jak Ty tworzę licencjat i mgr :) Żeby tak wena we mnie wstąpiła!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!!!
Mała Mi a na których stokach szusujesz?
OdpowiedzUsuńMnie teraz brakuje i nart, i deski. Jakbym mogła jeździć to już bym nie wybrzydzała. Dziękuję za pocieszenie :)
Virginio niestety jeszcze bym chciała poszaleć, ale nie mogę:/ A przecież pociechy możesz zabrać ze sobą na stok - dla nich wynająć instruktora, wypożyczyć narty/deskę, a samej sobie poszaleć we własnym zakresie.
I sama mając znaczne problemy z kręgosłupem (dyskopatia, rozszczepienie) jestem fanką deski, bo mogę na niej jeździć bez bólu - na nartach już nie zawsze. Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa.
Kalio tak to już jest z tymi bestsellerami. Chyba nasze podejście jest jednym z lepszych, bo pozwala obiektywnym okiem spojrzeć na tak ambiwalentnie ocenianą lekturę. Pozdrawiam.
Edith mnie goni termin oddania książki, którą już raz prolongowałam w bibliotece, zatem chcąc nie chcąc muszę się sprężyć.
Kaś niestety "Katedry" jeszcze nie zaczęłam, więc recenzja pewnie przeciągnie się w czasie:/ Ale może Ty się szybciej zmobilizujesz :) Pozdrawiam.
Kocie owszem książki z Rajskiej przytaszczyłam, ale jeszcze przed złamaniem i z powodu urazu musiałam je prolongować.
W autobusach zaś (szczególnie 502) oraz w tramwajach (szczególnie w 1) przeżywam niemalże codziennie toczę zacięte walki o miejsce. Gdy chodziłam z wielkim białym gipsem wszyscy wstawali i wręcz mnie sadzali. Obecnie mam bardzo dyskretny, czarny, malutki stabilizator, który przypomina bardziej rękawiczkę. I narażam się z nim za każdym razem na chrząkania, kaszlnięcia oraz złorzeczenia starszych pań mających chęć na me miejsce. No cóż - nie mam ochoty wszystkim tłumaczyć, dlaczego potrzebuję siedzieć.
A pogoda dziś tragiczna - oby te prognozy na jutro się sprawdziły, bo mam ochotę na spacer :) Pozdrawiam.
Tucho sklejam się, zrastam i cieszę, że mogę już swobodnie pisać na klawiaturze. Dziękuję za pocieszenie, które jednak jest chyba dosyć przykre dla Twojego brata ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj znam 502!! Co za rzeczy tam się nieraz dzieją hahaha. Ja jestem ekspertem od 139. Tramwajami jeżdżę rzadko, jakoś nie do końca mi pasują, choć mama (fanka tramwajów) ciągle mówi, że one nie stoją w korkach.
OdpowiedzUsuńPogoda dziś była okropna ale jutro podobno słoneczko, to dobrze, bo mój pies już okropnie ma ochotę na większy spacer (tak po prawdzie to trzeba sobie zadać pytanie kiedy on nie ma ochoty na taki spacer hahaha).
A i jeszcze co do bojów autobusowych to mam taki sposób, że zawsze wchodzą głęboko do autobusu bo babcie się gromadzą zwykle przy drzwiach. hehe
Pozdrawiam ciepło!
kot w butach
Katedrę to polecam z czystym sercem, kilku osobom już pożyczałam tą książkę i nikt nie był jeszcze zawiedziony :0 Osobiście czekam na recenzję "Belcanto" bo różne opinie o niej słyszałąm
OdpowiedzUsuńOoooo matko! rączka dominująca wpadła w potrzask - hmmmm skąd ja to znam! Ty chociaż nabyłaś potrzask z przyjemności .... ja ze złości! (tylko prawą ale jednak dominującą)Jak liczę od daty posta to już powinno być po gipsiku? (stabilizatorze?)
OdpowiedzUsuńA na narciochach nie jeżdżę :( z powodu .... złamanych lata temu kolan! Nie dla mnie ta przyjemność:(
Sprawności życzę i szybkiego powrotu na stoki!