W 2005 roku, w jeszcze ciepły wrześniowy wieczór udałam się do kina. Wyszłam stamtąd wstrząśnięta, porażona i nieźle wystraszona, ale jednocześnie bardzo zadowolona...
Całkiem niedawno, w marcu, siedziałam przed telewizorem z pilotem w ręku i skakałam żwawo po kanałach. W pewnym momencie zatrzymałam się, bo natknęłam się na film, który przecież już kiedyś widziałam. Tak, po pięciu latach postanowiłam odkurzyć "Klucz do koszmaru" w reżyserii Iaina Softleya. Oczywiście nie bez powodu - trwało wówczas wyzwanie amerykańsko-południowe.
Młoda pielęgniarka - Caroline Ellis - zostaje wynajęta do opieki nad przewlekle chorym, niepełnosprawnym, starszym mężczyzną - Benem. Caroline wprowadza się do wielkiego, gotyckiego domczyska w Nowym Orleanie, które Ben zamieszkuje wraz ze swoją żoną - Violet. Na powitanie otrzymuje od pani domu klucz, który otwiera wszystkie drzwi we wszystkich pokojach domostwa.
Caroline pewnego dnia odkrywa tajemnicze pomieszczenie na strychu pełne różnych starych ksiąg i innych dziwnych przedmiotów najpewniej potrzebnych do... uprawiania magii.
Od tej chwili dziewczyna zaczyna być pełna podejrzliwości i z nieufnością traktuje Violet. Rozwój akcji przynosi kolejne, zaskakujące wydarzenia, wobec których Caroline nie może pozostać obojętna.
Dobry thriller powinien trzymać w napięciu cały czas i nie pozwolić znudzić się widzowi, a już na pewno nie może go znużyć.
Taki jest właśnie "Klucz do koszmaru", bo chociaż historia jest podręcznikowym wręcz przykładem fabuły do filmu grozy - stary, skrzypiący dom kryjący tajemnicę, starsi, tajemniczy ludzie, młoda i atrakcyjna dziewczyna wpadająca w pułapkę zła- to jego realizacja przynosi nadspodziewanie dobre efekty. Każda bowiem klatka filmu zaskakuje.
Film ukazuje też w bardzo niezwykły sposób ludność amerykańskiego Południa. Tajemnice, które kryją się w starych domostwach Nowego Orleanu wykraczają poza sferę ziemskiego życia i dotykają takich zagadnień jak hoodoo i voodoo. Szczególnie czarni południowcy do czarnej magii przywiązują ogromne znaczenie, wciąż ją praktykując, pielęgnując niczym najdroższe wspomnienie. Czy jednak jakiekolwiek wierzenia, magia mogą zaszkodzić w dzisiejszym świecie komukolwiek?
Obraz ten pokazuje, że jak najbardziej. Wystarczy tylko uwierzyć.
Ocena: 5/6
Dzieło Softleya dołącza, jako kolejne do mej grupy wyjątków. Wyjątków od ogólnej zasady, iż wszystkie amerykańskie filmy grozy są podobnymi, pustymi historyjkami, w których biedna, niesamodzielna, głupiutka blondynka ucieka przed budzącym strach mordercą lub jakimś dziwnym stworem co chwila oglądając się, a gdy tylko ma okazję biegnąc przez opustoszałe zaułki, ulice, czy po schodach, na piętro domu, w którym żądny krwi złoczyńca chce ją pozbawić życia. W "Kluczu..." jest blondynka (Kate Hudson) i jest dom. Ale nie ma tego całego kiczu do którego jesteśmy przyzwyczajeni. I w dodatku główna bohaterka ma fajnego... VW garbusa retro :)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zapowiada się naprawdę dobry film, chociaż dość boję się tego typu filmów, a horrorów to już wogle. Mimo wszystko mam wielką ochotę zobaczyć ten film :)
OdpowiedzUsuńAle Ci się udało uzupełnić słowa obrazem:)
OdpowiedzUsuń