Poza Krakowem, niezniszczonym zębem czasu, nienaruszonym podczas tylu potyczek zbrojnych, który według wierzeń Hindusów powiązany jest z Jowiszem, odwiedziłam jeszcze tylko jedno miasto uważane za centrum ezoteryczne, za Ćakrę Ziemi.
Nieprzypadkowo uważa się, że Jerozolima jest powiązana ze Słońcem. Jest wszak centrum skupiającym prawie wszystkie religie świata, jest bardzo tajemnicza, jest promieniująca sakralnością, niezwyczajnością. I jest bardzo... ciepła oraz słoneczna.
Chociaż podzielona, od wieków będąca zarzewiem konfliktów, wciąż trwa nieporuszona jednocząc wokół siebie rzesze ludzi pochodzących z różnych światów, mających różne interesy, zwykle ze sobą sprzeczne. Jednoczy ich w jednym słowie: Jerozolimczyk.
Poznajmy jedno z najstarszych oblicz tego wiecznego miasta.
Podróż do Izraela planujemy na piątek. Właściwie obojętne nam w jaki dzień tam pojedziemy, byleby tylko nie było tłoczno i byśmy nie czuły się w najważniejszych dla nas miejscach, jak na kiermaszu.
Noc czwartkowa, poprzedzająca wyjazd była nerwowa - przerwy w dostawie prądu, przelatujące samoloty i pobudka w środku nocy. Około godziny pierwszej zbiórka i przejście przez jedyną czynną granicę egipsko-izraelską w Tabie, a jakże, piechotą. Tam długie kolejki, oczekiwanie na przyznanie wiz, sprawdzenie naszych danych i te standardowe trzy pytania: Czy posiadasz broń? Czy wszystkie rzecz, które przenosisz są Twoje? Czy nikt nie dał Ci niczego do przeniesienia?, zadane perfekcyjną prawie polszczyzną przez funkcjonariuszkę straży granicznej (odbywającą w ten sposób służbę wojskową, bowiem każdy obywatel Izraela ma obowiązek służby wojskowej - zarówno kobiety, jak i mężczyźni - pewnie to pierwszy powód dlaczego malutki, młodziutki Izrael ma jedną z najpotężniejszych armii świata).
"Nie", "Tak", "Nie" i z niewygodną czerwoną pieczątką, która naznaczyła mocno mój paszport wchodzę na Ziemię Obiecaną. Witają mnie neony.
Nocny Ejlat (mekka turystów, izraelskie Międzyzdroje, kurort czerwonomorski nad Zatoką Akaba) tętni życiem, większość klubów kusi migającymi reklamami świetlnymi, a po ulicach wędrują rzesze turystów - wszystko to obserwujemy z okna autobusu na izraelskich tablicach, bo tylko takie mogą poruszać się po tym niezwykłym kraju (w związku z ochroną przed terroryzmem). Jedziemy dalej, niczym pancerny konwój przez uśpione miasteczka i wioski, przez zaspane kibuce, a gdy zaczyna świtać wita nas krajobraz niemalże księżycowy. Pustynia Negew.Patrząc na ten cud natury miałam cały czas w głowie myśl, że zbaczając z drogi natknęlibyśmy się najpewniej na małe wędrujące urządzenie bardzo szybko przed nami uciekające, a chwilę później na terenowy samochód pełen żołnierzy, którzy poinformowaliby nas byśmy natychmiast wrócili na główną drogę, gdyż wjechaliśmy na teren wojskowy - takie bowiem przygody czekają tych, którzy samozwańczo wyprawią się na poznawanie pustyni, na której według wielu domysłów Izrael chowa swój arsenał jądrowy. Ale nie można wykluczyć, że opowieści bezpośrednich uczestników takich zdarzeń są legendami albo wytworami bujnej wyobraźni i pustynnej fatamorgany.
I nagle okazuje się, że piątek to idealny dzień na odwiedzenie Izraela i Jerozolimy, bowiem gdyby to sobota wschodziła nieśmiało na niebie, żydowski kraj powitałby nas kamieniami rzuconymi w kierunku autokaru, ostrymi splunięciami tych, którym po kamienie ciężko się schylić oraz obelgami i pogardą w oczach wszystkich świętujących tubylców. Wszak szabas to szabas! Albo odpoczywamy w dzień siódmy, jak Bóg przykazał albo grzeszymy. Ale jak grzeszymy to tylko u siebie, w Izraelu z radością nas naprowadzą na właściwą drogę. Choćby kamieniem (i przypomną równocześnie czasy Chrystusowe z prześladowaniem Chrześcijan włącznie).
Zbliżamy się do największego miasta w Izraelu, które co ciekawe wcale nie jest uznawane za stolicę państwa przez kraje ONZ, z racji trwającego tam konfliktu (większość ambasad znajduje się w Tel Awiw-Jafa będącym najbogatszym miastem regionu bliskowschodniego). Nie przeszkadza to jednak Jerozolimie być wszech kulturowym centrum współczesnego Lewantu.
Widok na Wzgórze Świątynne i Starą Jerozolimę, Dolinę Cedronu oraz cmentarz żydowski z Góry Oliwnej.
Przedmieścia Jerusalem - dziwne to miejsce, bo dróg jest wiele, a ta którą jedziemy znajduje się z dala od zabudowań widocznych na pobliskich wzgórzach, z dala od osiedli gdzie mieszkają przede wszystkim Żydzi ze swymi licznymi rodzinami, a wszędzie zaś niczym symbol - zasieki z drutu kolczastego. Widać, że wojna stąd jeszcze nie odeszła. Co więcej - wpisała się na stałe w ten krajobraz.
A my pokonując kolejne wzniesienie udajemy się na ekspansję metropolii będącej świętym miejscem dla trzech głównych religii monoteistycznych i wielu wyznań.
Na początek wybierzmy się na wirtualny spacer po chronologicznie najstarszej, kulturowo pierwotnej Jerozolimie żydowskiej.
Słońce dopiero co wstało, jeszcze nieprzebudzone delikatnie promienieje w pierwszym miejscu, które odwiedzamy - na Górze Oliwnej. I chociaż wieje niesamowity wiatr to z ciekawością spacerujemy po miejscu kilkakrotnie wymienianym w Starym Testamencie i czczonym przez Żydów.
Już za czasów żydowskiego króla Dawida na wzniesieniu nazywanym w języku hebrajskim Har ha-Zeitim oddawano cześć Jahwe.
Także przez Górę Oliwną król Dawid uciekał ponadto przed synem - Absalomem, który najpierw zabiwszy swego przyrodniego brata Amnona, za gwałt na rodzonej siostrze, został wygnany przez ojca, a gdy już uzyskał jego łaskę, zbuntował się przeciwko niemu i ogłosił się w Hebronie królem Jerozolimy. Dawid był zmuszony uciekać z Jerozolimy, gdzie pozostawił jednak Arkę Przymierza oraz cały dwór. Absalom docierając na dwór ojca przejął jego harem (tak, król żydowski miał ok. 10 żon i liczne nałożnice), a co za tym idzie tron królewski i rozpoczął grupowanie wojsk.
Decydujące starcie wojsk Absaloma i Dawida miało miejsce w lesie Efraima, na zachód od rzeki Jordan. Zwyciężył Dawid, a poległo w tej bitwie wg Drugiej Księgi Samuela około 20 tys. ludzi. Sam Absalom przeżył i uciekł. Jednak podczas podróży na mule zaczepił swoimi włosami o konary dębu, zawisł, a zwierzę na którym jechał pognało dalej. W takiej nieciekawej sytuacji znalazł go dowódca jednego oddziału dawidowego Joab, który wbił w Absaloma trzy oszczepy, a dziewięciu giermków Joaba dobiło królewskiego syna. Następnie wrzucono Absaloma do głębokiego dołu w lesie i przywalono stosem kamieni. Dawida zasmuciła śmierć syna, co spotkało się z wyrzutami Joaba - wszak król rozpaczał z powodu swego syna, ale równocześnie buntownika. Królowi udało się odzyskać tron - przekonał on lud by przywrócił mu rządy.
Z Góry Oliwnej - nazwanej tak od licznych gajów oliwnych, które rosły na jej zboczach - roztacza się doskonały widok na Wzgórze Świątynne Moria, na mury Starej Jerozolimy, na prawie wszystkie dzielnice otoczone tymi murami. Widać to najświętsze dla Żydów miejsce, jak na dłoni. Widać całą Dolinę Cedronu oddzielającą Górę od Wzgórza Moria, która wielokrotnie wymieniana jest w Biblii, jako miejsce płynięcia okresowego strumienia w dolinie o tej samej nazwie.
Widać też cmentarz żydowski- najstarszy i największy na świecie, na którym miejsce kosztuje krocie (od 10 tys. nawet do 1 mln $), a jednak Żydzi z całego świata pragną tu spocząć po śmierci. A dlaczego?
Według Pisma Świętego to właśnie tutaj nastąpi przyjście Mesjasza i południowo- zachodni stok Góry Oliwnej będzie w Dniu Sądu miejscem zmartwychwstania wszystkich zmarłych. Nic więc dziwnego, że Żydzi chcą być jak najbliżej i zmartwychwstać jako pierwsi ludzie w momencie Końca Świata. Drugim powodem, dla którego ceny pochówku na cmentarzu dochodzą do takich cen jest to, iż brakuje już na nim miejsca i tylko w wyjątkowych sytuacjach możliwy jest pogrzeb w tym miejscu.
Spoglądając na cały cmentarz odnoszę dziwne wrażenie. Nie wygląda on normalnie, jak każde znane mi miejsca pochówku. Nie wygląda nawet, jak cmentarze żydowskie, które miałam okazję zobaczyć. Jest to wręcz las bardzo jasnych prostopadłościanów, większość z kwadratowym otworem z przodu. Brak jednak pionowych macew, czyli żydowskich steli nagrobnych. Macewy są, ale położone poziomo na nagrobkach. Ponadto na cmentarzu jest pusto. Nie tylko nie ma żywego ducha (co o tej wczesnej godzinie jest możliwe), ale też brak jest jakichkolwiek przedmiotów na grobach - nie ma kamyków, nie ma też świeczek.
Żydzi nie lubią odwiedzać zmarłych, jest to dla nich przykry obowiązek. Myśli ich bowiem mają według tradycji iść w kierunku życia, a nie śmierci. Śmierć jest czymś w rodzaju tematu tabu, Żydzi boją się obcowania z Aniołem Śmierci, a odwiedzenie cmentarza jest dla nich takim kontaktem. Żydzi dbają jednak o swoich bliskich zmarłych - w grobach robią im specjalne otwory, dzięki którym będą oni mogli nie tylko z łatwością wydostać się z nagrobka po zmartwychwstaniu, ale ich dusza po śmierci łatwo zawędruje do Raju. Ponadto otwór ten ma przyczynę praktyczną - jest dobrym miejscem na świeczkę.
Po dokładnym przestudiowaniu panoramy Jerozolimy, zakupieniu pakietu kartek pocztowych z różnymi widokami Ziemi Świętej oraz wykonaniu niezliczonej ilości fotografii udajemy się w dalszą drogę. Tym razem zbliżamy się do murów Starej Jerozolimy.
Zapraszam Czytelników w dalszą podróż przez żydowską Jerozolimę już w najbliższych dniach. Mam nadzieję, że wspólnie dojdziemy do jej chrześcijańskiej części ściśle związanej z nadchodzącymi Świętami Wielkiej Nocy.
bardzo ciekawe. :-)
OdpowiedzUsuńno i te fotki. świetne.
Przyjemnie poczytać i pooglądać:)
OdpowiedzUsuńJuż czekam na dalszą podróż!
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze opowieści :)
OdpowiedzUsuń