Rok 1938. Niepokoje w całej Europie. Mały chłopiec wraz z rodziną ucieka z Niemiec aż za Ocean. W nowym kraju czuje się zagubiony
i to nie tylko dlatego, że jego imię brzmi tak samo jak marka keczupu. Jednak Heinz nie poddaje się i w swym życiu osiąga bardzo dużo.
Henry Kissinger był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego oraz sekretarzem stanu USA (odpowiednik naszego ministra ds. zagranicznych).
Kissinger często podróżował na Bliski Wschód, uczestniczył w rozmowach pokojowych, był doskonałym dyplomatą, świetnym mediatorem, zwłaszcza w rozmowach po krótkim, ale jakże intensywnym konflikcie zbrojnym zwanym wojną Jom Kippur. Można też powiedzieć, że bardzo przyczynił się do rozpoczęcia w 1973 pierwszego od 1948 roku procesu pokojowego izraelsko-egipskiego. Nic więc dziwnego, że Izraelczykom Kissinger - Żyd pochodzenia niemieckiego, który wyemigrował do USA uciekając przed nazizmem - kojarzy się z pokojem i... spokojem.
Czy dlatego właśnie Izrael ma tęsknić za Kissingerem? Czy dlatego Keret za nim tęskni?
Ciężko to rozstrzygnąć jednoznacznie.
Niezaprzeczalnym faktem jest natomiast, że zbiór opowiadań Etgara Kereta pt. "Tęskniąc za Kissingerem" to mistrzostwo gatunku.
Pięćdziesiąt jeden perełek, które smakowałam jedna po drugiej, niczym przypadkowo odnalezione wisienki w torcie. A każde inne, każde tak bardzo oryginalne, każde niosące inne przesłanie, inną myśl.
Początkowo Keret prowadzi mnie przez nieco paranormalne, groteskowe wydarzenia w życiu zwykłych ludzi oraz oniryczne przygody niezwykłych dzieci, po to by zaraz zepchnąć me myśli na bardzo realistyczny, ale jednocześnie twardy i makabryczny grunt wojenny, a po drodze racząc mnie opowieściami o damsko-męskich przygodach, zwykle łóżkowych.
Seks, wojna, dziecięca wyobraźnia i groteska połączona niekiedy z makabreską to chyba najprostsze wyróżnienie czterech kategorii opowiadań Etgara Kereta. Najprostsze, ale kompletnie nie oddające ich absurdu, ironii i szaleństwa.
Okładkowa nota polskiego wydawcy nie pozostawia złudzeń - Keret jest mistrzem krótkiej formy, a jego opowiadania są jak teledyski z MTV. Muszę przyznać, że kiedyś byłam fanką teledysków (zanim MTV nie porzuciło muzyki i nie przeszło w konwencje reality-show) i zgodzę się, że każda z tych historii nadaje się, jako inscenizacja do muzycznych nowel.
Jednak mnie opowiadania Kereta jawią się, jako efekt zamknięcia migawki. Jako fotografie, które w najprostszy, najmniej skomplikowany sposób przekazują wszystko, co istotne.
Zbiór "Tęskniąc za Kissingerem" jest zatem pakietem migawek z życia współczesnego Izraela. Przedstawia w nieco dramatyczny niekiedy sposób historie zwykłych ludzi, którzy zmuszeni są mieszkać w kraju, na który tak często zwrócone są oczy całego świata. Co takiego jest w tym kraju?
Przede wszystkim wojna, ból, zawiść i nienawiść. Podporządkowanie państwu nieułatwiające nikomu życia, niepewna przyszłość, ciężkie doświadczenia u całego społeczeństwa, szczególnie u dzieci - to wszystko składa się na obraz Izraelczyków przedstawionych przez Kereta.Wydaje się, jakby wojna wciąż w nich istniała i nie wychodziła, jakby nie mieli nadziei na pokój.
W takich warunkach każdy tęskniłby za Kissingerem niosącym za sobą nie tylko doskonałą politykę pokojowej mediacji, ale też był utożsamiany z polityką odprężenia, która miała wyeliminować przemoc. Mieszkańcom Izraela - wszystkim razem i każdemu z osobna - wyraźnie potrzebny jest obecnie taki drugi Henry Kissinger wpadający do ich domów i prostujący wszystko, co zdążyło się nienaturalnie i nienormalnie skrzywić.
Strach, aż pomyśleć co by się stało gdyby Kissingera zabrakło.
Ocena: 5/6
Dzięki tej lekturze polubiłam nie tylko jej izraelskiego autora, ale też (dzięki Keretowi) polubiłam opowiadania. Co nie oznacza, że nie czułam niedosytu po tym zbiorze. Czułam i nadal czuję. Byle do następnego Kereta :)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
bronię się zawsze od opowiadań i już "Magia" Sandora Marai leży i czeka, ale Keretem mnie zaciekawiłaś, bo izraelska literatura po przeczytania Amosa Oza mi przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńZapisuję Kereta na listę :)
Trzeba się otwierać na nowe rzeczy...:) Za opowiadaniami też nie przepadam, bo właśnie zawsze zostaje mi ten niedosyt, ale po takiej recenzji to rzuciłabym się na tą książkę gdyby stała u mnie na półce :)
OdpowiedzUsuńp/s Ty kończysz prawo w tym roku, ja w przyszłym - witaj w klubie :p
Virginio polecam Kereta, bo naprawdę warto. Jest taki ... "inny" :)
OdpowiedzUsuńTucho dziękuję za uznanie. Ja teraz rzucam się na Grishama z powodu strasznego niedosytu. Na razie zaspokaja moją ciekawość, ale czy nadal podoła - oto jest pytanie.
Miło mi, że również jesteś, jak ja to nazywam "z ogródka branżowego" :) Ale jak mniemam gdzieś w Twych stronach studiujesz? (Pytam gdyż mam w Krakowie przyjaciółki z Zielonej Góry, czy ze Szczecina, więc wcale by mnie to nie zdziwiło:))
W Toruniu studiuję :) Grisham - lubię go, ale wolę książki, z początków kariery, co czytasz?! Bo niekiedy te "starsze" wydawały mi się jakieś wymuszone, bez polotu, chociaż "Niewinny" z 2007 jest dobry.
OdpowiedzUsuńKolorowych!
Tucho droga, w Toruniu mój promotor został obsadzony na stanowisku szefa katedry - Katedry Kryminalistyki gwoli ścisłości - a ponieważ raczy nas na seminarium opowieściami o UMK to czuję się jakbym tam studiowała :)
OdpowiedzUsuńCzytam "Czas zabijania" w ramach wyzwania południowego. Muszę przyznać, że bardzo mnie Grisham pozytywnie zaskoczył. Spodziewałam się czegoś zgoła innego :)
Dobranoc.
Lubię opowiadania, szkoda tylko, że szybciej ulatują z pamięci. Kereta wrzucam do schowka.
OdpowiedzUsuńDomyślam się,że to Józef W. :)? Niestety nie miałam z nim przyjemności. Mam nadzieję,że od Torunia Cię nie odstrasza, chociaż czasami co tam się dzieje - to tylko książki pisać:D
OdpowiedzUsuńCzas zabijania - dobry, z początków kariery:p
Czytałam "Kolonie Knellera" i też czuję niedosyt książek tego pisarza. Co o autorze bardzo dobrze swiadczy :)
OdpowiedzUsuńGdzie wypożyczyła? Bo widzę, że z biblioteki :)
OdpowiedzUsuńAgnes Keret nie ulatuje z pamięci tak łatwo. Wręcz pozostaje w niej na dlużej:) Dlatego tym bardziej polecam.
OdpowiedzUsuńTucho oczywiście prof. Józef W. i szkoda, że go nie poznałaś - cudowny człowiek. Od Torunia nas nie odstrasza tylko przytacza nam sposoby rozwiązywania różnych sytuacji, które u nas są nieco inne. A o WPiA UJ też można napisać książki i to niestety chyba same thrillery :)
Skarletko ja nawet nie spodziewałam się, że ten niedosyt u mnie jest tak duży. Może następną moją książką Kereta będą właśnie "Kolonie...". Zobaczymy.
Zosik wyszperałam w WBP. Nie wiedziałam nawet, że tam taka literatura jest dostępna dla szaraczków... a jednak ;)
Coraz bardziej mam ochotę przeczytać coś Kereta... Bardzo lubię opowiadania, zwłaszcza króciutkie, a wnioskując z ilości te najdłuższe nie są.
OdpowiedzUsuńAle okładki to on ma jednak paskudne...
Też poszukam, a co. Chociaż nie wszystkie opowiadania lubię, za mało czasu, aby się poznać.
OdpowiedzUsuńooo... lubię takie klimaty, tak więc sięgnę po tą pozycję, jak gdzieś dorwę. :)
OdpowiedzUsuńKeret - cudności!!!
OdpowiedzUsuńWłaśnie sie do Kereta przymierzam, w kolejce czekją "Rury". Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą, bo jak do tej pory, dobrze mi się czyta Kereta w "Bluszczu".
OdpowiedzUsuń