czwartek, 4 marca 2010

Jak żyć w niebieskim świecie? "Avatar" reż. J. Cameron

Nigdy nie lubiłam filmów z gatunku sci-fi. Jakoś nie przekonywały mnie efekty specjalne, a podróż przez nieistniejące krainy pragnęłam pozostawić tylko we wspomnieniach z dzieciństwa. Z książkami jest bardzo podobnie - unikałam jak ognia Lema oraz innych, podobnych mniej lub bardziej lektur. Z jednym, jedynym wyjątkiem, ale też nie bardzo "czystym gatunkowo" - mianowicie Terry'ego Pratchetta ubóstwiam ponad wszystko, jednakże on kojarzony jest raczej z gatunkiem fantasty, choć w swych książkach czyni pewne nawiązania do fantastyki naukowej.

Dlaczego wobec tego poszłam do kina na film przynależny do gatunku, który mnie w ogóle nie interesuje?
Zostałam namówiona, przekonana i już siedząc na sali, w ostatnim rzędzie, z wielkimi okularami w rękach uświadomiłam sobie, że to mój pierwszy film 3D w życiu. Nigdy ta technologia mnie nie fascynowała, nie miałam chęci, czy też potrzeby oglądania postaci w trzecim wymiarze.
I teraz już wiem, że nie ma czego żałować.

"Avatar" Jamesa Camerona to dosyć prosta opowieść. Jest rok 2154. Na planetę Pandora przybywają w celach kolonizacyjnych ludzie. Cele te nie są szczytne, a tym bardziej gdy wychodzi na jaw dlaczego zależy im właśnie na Pandorze i w jaki sposób pragną uzyskać swój cel.
Wraz z grupą żołnierzy przybywa na planetę Jake Sully - weteran wojenny, sparaliżowany od pasa w dół, tym razem jednak jego zadanie będzie dalekie od spraw wojskowych. Ma w zamian za swojego brata bliźniaka, który zmarł po rozpoczęciu projektu, kierować stworzonym i zintegrowanym z jego DNA ciałem zwanym awatarem. Wszystko oczywiście w ramach badań naukowych, które mają na celu poznanie fauny i flory Pandory oraz zbliżenie się do zamieszkałej tam rasy Na'vi. Jake w wyniku pewnych kłopotów i zawirowań zbliża się do Na'vi jeszcze bardziej niż zostało to w programie badań przewidziane, a co z tego wynika możemy podziwiać w tym 161 - minutowym obrazie.

Krajobraz Pandory, wszelkie szczegóły i szczególiki zostały dopracowane przez Jamesa Camerona perfekcyjnie. Przyroda planety zachwyca i po wyjściu z kina ma się ogromną chęć odwiedzenia jeszcze raz tych wszystkich cudownych miejsc.
Jedyne, co nie zachwyca to fabuła. Niestety wydaje mi się, że Cameron skupiając się na jakości obrazu (do nakręcenia "Avatara" wykorzystano nowoczesne kamery 3D) zapomniał o treści, która, niestety taka jest prawda, kuleje dosyć mocno.
Historyjka opowiedziana w filmie przywodzi na myśl - i to całkiem na serio - opowieść o Pocahontas (zwłaszcza tę, którą na potrzeby swojej bajki wykorzystał Walt Disney). Gdy doszłam już do takich wniosków, przeanalizowałam film, natknęłam się w sieci na takie właśnie porównanie - to zaskakujące, że nie tylko ja zauważyłam to podobieństwo, więc może jakaś prawda w tym jest.

Wobec powyższego nie rozumiem za bardzo zachwytów nad tym filmem. Być może Ci, którzy naszą rzeczywistość traktują, jako szarą, nudną, beznadziejną wchodząc do pięknego świata Pandory zachłysnęli się pięknem i subtelnością tej kreacji Camerona.
Ja niestety piękna tego nie tyle nie widziałam, co nie poczułam. Może dlatego, że nie chciałam, a może przez problemy techniczne (gdzieś czytałam, że by uzyskać najlepszy efekt podczas oglądania "Avatara" należy wybrać odpowiednią salę na seans, gdyż nie wszystkie są do tej technologii dostosowane, moja była raczej mała...).
Teraz poważnie zastanawiam się nad skonfrontowaniem swych wrażeń z jeszcze jednym seansem "Avatara". Ale czy naprawdę warto?

Ocena: 4+/6

Jeden z pierwszych filmów, jakie oglądnęłam w 2010 roku i od razu zaczęło się od kontrowersji.
Niemniej jednak polecam tym, którzy jeszcze nie widzieli :)

4 komentarze:

  1. Niewątpliwie film ten wygrywa swoją nowatorskością. Daje wysokie wrażenia estetyczne. Dobrze się go ogląda. Nie ma specjalnie nudzących dłużyzn. Rzeczywiście fabuła nie powala, ale czy przy tym wszystkim musi?
    Swojego czasu pierwsze filmy 3D ograniczały się do puszczania widzom pływających rybek po całej sali kinowej i to już stanowiło dla odbiorcy wielką atrakcję.
    Kino do pokazu filmu 3 D musi być przygotowane technicznie. Odbiór w zwykłej, starej sali kinowej na starym, nieprzygotowanym sprzęcie, poważnie obniża wrażenie przestrzenności. Zwyczajnie spłacza obraz.
    Ktoś, kto chce do filmu podejść ambitnie ze względu na treść, zawiedzie się. Nie jest to rozbudowany świat, chociażby Tolkiena.

    Ale co tam, byłam na "Avatarze" dwa razy i nie nudziłam się. Obejrzałam, odstresowałam się, pofruwałam. Miło, lekko i przyjemnie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Mota - ja jakoś wolę filmy, które zachwycają fabułą. Nie lubię zaskakujących wrażeń estetycznych, przy całkowitym pominięciu treści opowiadanej historii.
    "Avatara" oglądałam w multiplexie, nie pozwoliłabym sobie na pójście na film 3D do małego kina studyjnego, ale ponoć nawet nie wszystkie multiplexy są dostosowane do tej najnowszej technologii.
    Jeszcze przypomniałam sobie, że bardzo przeszkadzały mi napisy, których często nie było widać, a czasami raziły w oczy, więc to też duże uchybienie.
    Jeśli chodzi o Świat Tolkiena rzeczywiście był bardziej rozbudowany i przez to wcale nie lepszy, bo choć przeczytałam całą jego Trylogię, to podobał mi się jedynie wstęp do niej (tzn. "Hobbit, czyli tam i z powrotem"), a filmy kompletnie nie przypadły mi do gustu.
    Może ja po prostu nie nadaję się do gatunku sci-fi :)
    Aczkolwiek kolekcja Lema na mej półce zachęca mnie do próby zmierzenia się z własnymi słabościami.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja uwielbiam. Muzykę, zdjęcia, historię, niebieskie ludki - trafił w samo sedno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak: zachłysnąć się nie zachłysnęłam, ale film owszem, podobał mi się. Bo po pierwsze: historia miłosna, po drugie: ciekawy pomysł z tymi avatarami, po trzecie: to był pierwszy film jaki widziałam w 3D (nic to, że mamy XXI wiek:p) i poszłam z bardzo pozytywnym nastawieniem:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...