Literacka Nagroda Nobla nobilituje.
Wyróżnia nie tylko autora, pisarza, artystę, który ją napisał swymi słowami, ale też po części kraj, który tego wybitnego literata wydał na świat.
Nawet dziecko w podstawówce pewnie wie (a jeśli nie, to niedługo się dowie), iż Sołżenicyn był z ZSRR, Thomas Mann z Niemiec, Orhan Pamuk jest z Turcji, tak jak Marquez z Kolumbii, a Mario Vargas Llosa z Peru, zaś aż cztery polskie nazwiska zostały uhonorowane tą Nagrodą. Niewielu jednak jest świadomych tego, że do zaszczytnego miana polskiego Noblisty pretenduje jeszcze jeden wybitny twórca - do tej pory raczej kojarzony z Polską na siłę, bez większej idei.
Icek Hersz Zynger przyszedł na świat, o ironio, w budynku drewnianej bożnicy w małej miejscowości Leoncin w 1902 roku. Urodził się (prawdopodobnie w listopadzie), jako trzecie z czworga dzieci w rodzinie chasydzkiego rabina Pinkasa oraz jego żony Baszewy - córki rabina Zylbermana z Biłgoraja. Rodzina Singerów z Leoncina przeniosła się Radzymina, a stamtąd do Warszawy. Zamieszkali wówczas na ulicy Krochmalnej w obskurnej kamienicy, wraz z miejską biedotą. Później mieszkali też w Biłgoraju, u rodziców Baszewy.
Tak częste przeprowadzki związane były z trudną sytuacją zawodową głowy rodziny Pinkasa Singera, który nie znał języka rosyjskiego i odmówił zdawania państwowego egzaminu uprawniającego do oficjalnego objęcia stanowiska rabina na ziemiach zaboru rosyjskiego.
Wydaje się, że całe życie rodzinne Singerów było podporządkowane właśnie ojcu Icka i nikomu innemu. Dzieci Pinkasa miały być pobożne, ciche, nie wolno im było czytać książek w innym języku niż jidysz, nie miały zabawek, a jedynym ich zajęciem powinno być studiowanie Pisma. Jedyna córka musiała zostać wydana za mąż za kogoś porządnego, a ślub miał być zaaranżowany przez rodziców, zaś synowie mieli zostać rabinami. Pinkas nie dopuszczał nawet słowa sprzeciwu. Dlatego w młodości Icek wstąpił do szkoły dla rabinów, lecz w końcu z niej zrezygnował. To był cios dla jego ojca.
Pierwsza jednak wyłamała się, wydawałoby się posłuszna i usłużna, Hinde Ester, która zaczęła pisać i szybko stała się rozpoznawalną pisarką. Następny był Joszua, aktywny buntownik przeciwko polityce ojca, zamiast uczyć się w seminarium rabinów, przeniósł się do Warszawy, gdzie pisał do polskich gazet żydowskich (Singerowie mieszkali wówczas już w Biłgoraju). To właśnie Joszua był przewodnikiem, autorytetem i pomocną dłonią dla Icka. To na nim wzorował się pisząc swe pierwsze powieści, dzięki niemu przeniósł się do Warszawy, znalazł pracę jako korektor w Literarische Bleter i zadebiutował. Także wyjazd do Stanów Zjednoczonych, tuż przed wielkim wybuchem antysemickiej wojny, Icek zawdzięczał bratu - niedługo opierał się jego namowom i w 1935 roku przybył do Nowego Jorku.
Z trzech braci tylko najmłodszy, Mosze Singer został rabinem w Polsce. Tutaj też dopadła go wojna - zginął wraz z matką, gdy jego bracia byli już dawno za oceanem. Marzenie Pinkasa Singera nie spełniło się.
Agata Tuszyńska stara się dokonać rzeczy, wydawałoby się, niemożliwej - wskrzesić Icka Zyngera, usiąść z nim przy herbacie i porozmawiać. Wysłuchać tego co ma do powiedzenia (wszak jak długo można milczeć?), dowiedzieć się co pamięta, co wspomina z rozrzewnieniem, a co z niechęcią...
Niestety spóźniła się, nie udało jej się wyprzedzić tej bezwzględnej i nieuniknionej mary - śmierci. Isaak Baschevis (pseudonim na cześć matki - Baszewy) Singer zmarł w 1991 roku w Miami. Pozostawił ukochaną żonę Almę pogrążoną w smutku, zamieszkałego w Izraelu syna, którego prawie nie znał - Israela oraz swą największą dumę, swą schedę - opowiadania i powieści, które tworzył od lat '20, przez prawie 80 lat.
"Singer: Pejzaże pamięci" to migawki, wspomnienia pozostałe po Icku Singerze. Ciągle żywe w sercach ludzi, którzy go pamiętali, znali, ale też tych którzy tylko o nim słyszeli. Barwne i bogate. Ożywające wprost z kart jego utworów.
W tej niezwykłej biografii miejsca i wspomnienia przeplatają się z pamiątkami po dawnych czasach, ze zdjęciami drewnianych bożnic i zadbanych domów, brukami i płotami z macew w małych mazowieckich miasteczkach, z bohaterami mającymi swe pierwowzory w postaciach, które Singer spotkał na swej drodze - spotkał jeszcze w Polsce.
Dlaczego w jidysz pisał właśnie o Biłgoraju, Warszawie, o tych wszystkich miastach i miasteczkach zamieszkałych przez zasymilowanych Żydów, barwnych chasydów ze swoimi tradycjami i obyczajami?
Dlaczego, jako pisarz wyznania mojżeszowego, którego rodzina zginęła w czasie wojny, a współbracia byli prześladowani i zabijani bez powodu, nie martyrologizował Holocaustu, nie przedstawiał Żydów wyłącznie jako ofiary?
Dlaczego, skoro wyjechał z Polski w 1935 roku, nie widział wojny, a do kraju już nigdy nie powrócił?
Przecież właśnie z powodu kontrowersyjnej tematyki swych dzieł nie był zbyt popularny w środowisku, w którym się obracał. Wszyscy uważali (i czasami mówili o tym naprawdę głośno), że jeżeli już to na "żydowską" Nagrodę Nobla zasługiwał jego brat - Joszua.
Te reminiscencje z przeszłości ucieleśnione w osobach bohaterów stworzonych przez Singera nie do końca mi odpowiadały. Gubiłam się wśród kolejnych postaci, w fabułach jego powieści i opowiadań. Zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu opisy miejsc, budynków, krajobrazów, ludzi, ciekawych zwyczajów - tego całego świata zapamiętanego przez Singera, który dzisiaj już nie istnieje.
I tak sobie myślę - dobrze, że Icek Zynger nie odwiedził powojennej Polski, nie wsiadł w samolot na lotnisku w NY lub Miami i nie zechciał szukać tu swoich ukochanych miejsc, śladów po swej rodzinie, po znajomych. Bo pewnie stanąłby na dzisiejszej ulicy Krochmalnej w Warszawie i gorzko zapłakał.
Ocena: 4,5/6
Zachęcona znaleziskiem, którego dokonałam w mej bibliotece zabrałam się ochoczo za książkę o Singerze. Nie miałam w rękach najnowszego tomu, dostępne było tylko pierwsze wydanie - zresztą nie słyszałam o jeszcze wtedy o nowym, uzupełnionym wydaniu, dowiedziałam się już po wypożyczeniu.
Może dlatego coś mi w tej książce zgrzytało, podobał mi się właściwie co drugi rozdział i stąd ocena nie jest najwyższa, zwłaszcza porównując z książką tej samej autorki o Wierze Gran. Cóż, na pewno zaglądnę w niedalekiej przyszłości do nowego wydania, ale najpierw zdecydowanie podszkolę się w utworach Singera. Ocena może zatem ulec zmianie :)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam tego pisarza tylko "Sztukmistrza z Lublina", ale wspominam go bardzo dobrze, więc polecam ten obraz miasta w czasach, kiedy Żyd był jednym z charakterystycznych elementów polskiego krajobrazu. :)
OdpowiedzUsuńFascynują mnie książki Singera, o których przeczytałam w tej biografii. "Sztukmistrz z Lublina" jest właśnie jedną z nich.
UsuńSzkoda, że czasy chasydzko-polskich miasteczek odeszły w zapomnienie. Dobrze jednak, że pozostały po nich wspomnienia, czasami nawet bardzo "namacalne".
Agata Tuszyńska ma rzadki dar pisania o życiu ludzi starych jak Gran, Singer. Podąża tropami ich wspomnień, śladów literackich, odtwarza klimat czasów przeszłych. Jej pisanie przyjemnie się odbiera - to jak spotkanie w gronie zainteresowanych tematem osób.
OdpowiedzUsuńCzytając obie książki Tuszyńskiej czułam się dokładnie, jak na takim spotkaniu wielu różnych osób, z których każda miała coś ciekawego do powiedzenia. Zresztą taką rzeczywistą dyskusję z udziałem samej autorki widziałam w dokumentalnym filmie o Wierze Gran.
UsuńJednakże jakoś rozmowa z Wierą, z osobami jej bliskimi czy znanymi była dla mnie bardziej fascynująca. W trakcie dyskusji o Singerze momentami miałam wrażenie, że współrozmówcy zaczynają mówić innym językiem - nie hebrajskim, nie jidysz, ale językiem dzieł literackich Isaaka, z których, przyznaję, nie odrobiłam lekcji licząc na to, że książka pozwoli mi wejść w jego świat w taki sam sposób, jak dostałam się do mieszkania Wiery.
Jednakże do obu biografii mam nadzieję powrócić w niedługim czasie.