czwartek, 12 lipca 2012

Z konieczności apatryda. "Singer: Pejzaże pamięci" Agata Tuszyńska

Literacka Nagroda Nobla nobilituje.
Wyróżnia nie tylko autora, pisarza, artystę, który ją napisał swymi słowami, ale też po części kraj, który tego wybitnego literata wydał na świat.

Nawet dziecko w podstawówce pewnie wie (a jeśli nie, to niedługo się dowie), iż Sołżenicyn był z ZSRR, Thomas Mann z Niemiec, Orhan Pamuk jest z Turcji, tak jak Marquez z Kolumbii, a Mario Vargas Llosa z Peru, zaś aż cztery polskie nazwiska zostały uhonorowane tą Nagrodą. Niewielu jednak jest świadomych tego, że do zaszczytnego miana polskiego Noblisty pretenduje jeszcze jeden wybitny twórca - do tej pory raczej kojarzony z Polską na siłę, bez większej idei.


Icek Hersz Zynger przyszedł na świat, o ironio, w budynku drewnianej bożnicy w małej miejscowości Leoncin w 1902 roku. Urodził się (prawdopodobnie w listopadzie), jako trzecie z czworga dzieci w rodzinie chasydzkiego rabina Pinkasa oraz jego żony Baszewy - córki rabina Zylbermana z Biłgoraja. Rodzina Singerów z Leoncina przeniosła się Radzymina, a stamtąd do Warszawy. Zamieszkali wówczas na ulicy Krochmalnej w obskurnej kamienicy, wraz z miejską biedotą. Później mieszkali też w Biłgoraju, u rodziców Baszewy.
Tak częste przeprowadzki związane były z trudną sytuacją zawodową głowy rodziny Pinkasa Singera, który nie znał języka rosyjskiego i odmówił zdawania państwowego egzaminu uprawniającego do oficjalnego objęcia stanowiska rabina na ziemiach zaboru rosyjskiego.

Wydaje się, że całe życie rodzinne Singerów było podporządkowane właśnie ojcu Icka i nikomu innemu. Dzieci Pinkasa miały być pobożne, ciche, nie wolno im było czytać książek w innym języku niż jidysz, nie miały zabawek, a jedynym ich zajęciem powinno być studiowanie Pisma. Jedyna córka musiała zostać wydana za mąż za kogoś porządnego, a ślub miał być zaaranżowany przez rodziców, zaś synowie mieli zostać rabinami. Pinkas nie dopuszczał nawet słowa sprzeciwu. Dlatego w młodości Icek wstąpił do szkoły dla rabinów, lecz w końcu z niej zrezygnował. To był cios dla jego ojca.

Pierwsza jednak wyłamała się, wydawałoby się posłuszna i usłużna, Hinde Ester, która zaczęła pisać i szybko stała się rozpoznawalną pisarką. Następny był Joszua, aktywny buntownik przeciwko polityce ojca, zamiast uczyć się w seminarium rabinów, przeniósł się do Warszawy, gdzie pisał do polskich gazet żydowskich (Singerowie mieszkali wówczas już w Biłgoraju). To właśnie Joszua był przewodnikiem, autorytetem i pomocną dłonią dla Icka. To na nim wzorował się pisząc swe pierwsze powieści, dzięki niemu przeniósł się do Warszawy, znalazł pracę jako korektor w Literarische Bleter i zadebiutował. Także wyjazd do Stanów Zjednoczonych, tuż przed wielkim wybuchem antysemickiej wojny, Icek zawdzięczał bratu - niedługo opierał się jego namowom i w 1935 roku przybył do Nowego Jorku.
Z trzech braci tylko najmłodszy, Mosze Singer został rabinem w Polsce. Tutaj też dopadła go wojna - zginął wraz z matką, gdy jego bracia byli już dawno za oceanem. Marzenie Pinkasa Singera nie spełniło się.

Agata Tuszyńska stara się dokonać rzeczy, wydawałoby się, niemożliwej - wskrzesić Icka Zyngera, usiąść z nim przy herbacie i porozmawiać. Wysłuchać tego co ma do powiedzenia (wszak jak długo można milczeć?), dowiedzieć się co pamięta, co wspomina z rozrzewnieniem, a co z niechęcią...
Niestety spóźniła się, nie udało jej się wyprzedzić tej bezwzględnej i nieuniknionej mary - śmierci. Isaak Baschevis (pseudonim na cześć matki - Baszewy) Singer zmarł w 1991 roku w Miami. Pozostawił ukochaną żonę Almę pogrążoną w smutku, zamieszkałego w Izraelu syna, którego prawie nie znał - Israela oraz swą największą dumę, swą schedę - opowiadania i powieści, które tworzył od lat '20, przez prawie 80 lat.

"Singer: Pejzaże pamięci" to migawki, wspomnienia pozostałe po Icku Singerze. Ciągle żywe w sercach ludzi, którzy go pamiętali, znali, ale też tych którzy tylko o nim słyszeli. Barwne i bogate. Ożywające wprost z kart jego utworów.
W tej niezwykłej biografii miejsca i wspomnienia przeplatają się z pamiątkami po dawnych czasach, ze zdjęciami drewnianych bożnic i zadbanych domów, brukami i płotami z macew w małych mazowieckich miasteczkach, z bohaterami mającymi swe pierwowzory w postaciach, które Singer spotkał na swej drodze - spotkał jeszcze w Polsce.

Dlaczego w jidysz pisał właśnie o Biłgoraju, Warszawie, o tych wszystkich miastach i miasteczkach zamieszkałych przez zasymilowanych Żydów, barwnych chasydów ze swoimi tradycjami i obyczajami?
Dlaczego, jako pisarz wyznania mojżeszowego, którego rodzina zginęła w czasie wojny, a współbracia byli prześladowani i zabijani bez powodu, nie martyrologizował Holocaustu, nie przedstawiał Żydów wyłącznie jako ofiary?
Dlaczego, skoro wyjechał z Polski w 1935 roku, nie widział wojny, a do kraju już nigdy nie powrócił?
Przecież właśnie z powodu kontrowersyjnej tematyki swych dzieł nie był zbyt popularny w środowisku, w którym się obracał. Wszyscy uważali (i czasami mówili o tym naprawdę głośno), że jeżeli już to na "żydowską" Nagrodę Nobla zasługiwał jego brat - Joszua.


Te reminiscencje z przeszłości ucieleśnione w osobach bohaterów stworzonych przez Singera nie do końca mi odpowiadały. Gubiłam się wśród kolejnych postaci, w fabułach jego powieści i opowiadań. Zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu opisy miejsc, budynków, krajobrazów, ludzi, ciekawych zwyczajów - tego całego świata zapamiętanego przez Singera, który dzisiaj już nie istnieje.

I tak sobie myślę - dobrze, że Icek Zynger nie odwiedził powojennej Polski, nie wsiadł w samolot na lotnisku w NY lub Miami i nie zechciał szukać tu swoich ukochanych miejsc, śladów po swej rodzinie, po znajomych. Bo pewnie stanąłby na dzisiejszej ulicy Krochmalnej w Warszawie i gorzko zapłakał.

Ocena: 4,5/6


Zachęcona znaleziskiem, którego dokonałam w mej bibliotece zabrałam się ochoczo za książkę o Singerze. Nie miałam w rękach najnowszego tomu, dostępne było tylko pierwsze wydanie - zresztą nie słyszałam o jeszcze wtedy o nowym, uzupełnionym wydaniu, dowiedziałam się już po wypożyczeniu.
Może dlatego coś mi w tej książce zgrzytało, podobał mi się właściwie co drugi rozdział i stąd ocena nie jest najwyższa, zwłaszcza porównując z książką tej samej autorki o Wierze Gran. Cóż, na pewno zaglądnę w niedalekiej przyszłości do nowego wydania, ale najpierw zdecydowanie podszkolę się w utworach Singera. Ocena może zatem ulec zmianie :)

4 komentarze:

  1. Czytałam tego pisarza tylko "Sztukmistrza z Lublina", ale wspominam go bardzo dobrze, więc polecam ten obraz miasta w czasach, kiedy Żyd był jednym z charakterystycznych elementów polskiego krajobrazu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynują mnie książki Singera, o których przeczytałam w tej biografii. "Sztukmistrz z Lublina" jest właśnie jedną z nich.

      Szkoda, że czasy chasydzko-polskich miasteczek odeszły w zapomnienie. Dobrze jednak, że pozostały po nich wspomnienia, czasami nawet bardzo "namacalne".

      Usuń
  2. Agata Tuszyńska ma rzadki dar pisania o życiu ludzi starych jak Gran, Singer. Podąża tropami ich wspomnień, śladów literackich, odtwarza klimat czasów przeszłych. Jej pisanie przyjemnie się odbiera - to jak spotkanie w gronie zainteresowanych tematem osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając obie książki Tuszyńskiej czułam się dokładnie, jak na takim spotkaniu wielu różnych osób, z których każda miała coś ciekawego do powiedzenia. Zresztą taką rzeczywistą dyskusję z udziałem samej autorki widziałam w dokumentalnym filmie o Wierze Gran.

      Jednakże jakoś rozmowa z Wierą, z osobami jej bliskimi czy znanymi była dla mnie bardziej fascynująca. W trakcie dyskusji o Singerze momentami miałam wrażenie, że współrozmówcy zaczynają mówić innym językiem - nie hebrajskim, nie jidysz, ale językiem dzieł literackich Isaaka, z których, przyznaję, nie odrobiłam lekcji licząc na to, że książka pozwoli mi wejść w jego świat w taki sam sposób, jak dostałam się do mieszkania Wiery.

      Jednakże do obu biografii mam nadzieję powrócić w niedługim czasie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...