Wczoraj odkryłam, że jestem książkowym meteopatą.
Za oknem zrobiło się już naprawdę mroźno, co odczułam boleśnie wracając późnym wieczorem z krakowskiego koncertu zespołu Perfect (35-lecie zespołu, a jestem wyjątkową fanką, więc nie mogłam odpuścić!).
Sięgając w domu po książkę, którą czytałam jeszcze tej pięknej złotej jesieni z ostatnich dni, poczułam jakieś niedopasowanie. Tak mi ta książka jakoś nie szła, męczyłam każde zdanie i powód odkryłam dopiero po dłuższym czasie.
Zauważyliście, że są takie klimaty i miejsca, które sprzyjają czytaniu?
 |
Dla kontrastu - standardowe miejsca na czytanie. Źródło |
Żeby było zabawniej wszystko jest ściśle zsynchronizowane z porami roku.
Wschodząca wiosna pozwalająca nam na dłużej opuszczać mieszkania, wywołuje w te cieplejsze dni pragnienie oświetlanych słońcem ławek parkowych. W lecie, gdy na zewnątrz jest upalnie marzymy tylko o skrawku cienia na kocyku pod drzewem i zagłębianiu się w niespieszną lekturę. Natomiast w długie jesienne lub zimowe wieczory mamy ochotę leżeć pod kocem w fotelu z książką w ręku i herbatą z sokiem malinowym na podorędziu.
Ale nie zawsze klimat, miejsce i książka do siebie pasują. Okazało się, że takich przedziwnych miejsc, klimatów i książek miałam trochę w moim dotychczasowym życiu dosyć sporo. I oto pora na to na co wszyscy czekali, czyli na wstydliwe wyznania!