wtorek, 5 stycznia 2016

Rozważanie i planowanie 2016

Przyszedł, jak zwykle hałaśliwie. Przy akompaniamencie melodii z koncertu na nieodległym największym placu Europy wkroczył melodyjnym krokiem. Przybył z zapachem pizzy pieczonej w naszym piekarniku i to z zadziornością i złośliwością kuny przegryzającej kable zapłonowe w samochodzie znajomych. W huku wystrzałów, wdarł się pomiędzy jedną, a drugą turę walki o Catan.
Pierwsze powitanie nie było jednak tak spektakularne, jak drugie.


Bowiem drugiego dnia Nowy Rok powitał mnie dosyć oryginalnie - wysoką gorączką, dreszczami, infekcją jelitową oraz zapaleniem migdałków w pakiecie. Chyba nie muszę dodawać, że plany na ten dzień obejmowały narty, kiełbaskę, grzane winko, po powrocie zaś książkę lub film albo jedno i drugie, napisanie tego podsumowania oraz chwilkę przeznaczoną na sprawy zawodowe. Zupełnie zaś nie było w tych planach chorowania, leżenia w łóżku, lekarstw, diety, złego samopoczucia!

(Całkiem możliwe, że ostatnim wyobrażaniem chorowania wykrakałam sobie to, co mnie spotkało!)

Koniec jednak tego biadolenia.
Mamy Nowy Rok!

Jakiś etap znowu się zakończył, nowy właśnie się rozpoczął. Znowu milion osób siadając do komputera w pierwszych dniach stycznia będzie pisać ile to wspaniałych rzeczy im się przydarzyło, jakie wspaniałe podróże odbyli, jakże niesamowite postępy osiągnęli, jak piękne dzieci im się narodziły, jak są szczęśliwi ze swoimi drugimi połówkami w związkach formalnych/nieformalnych/rzeczywistych/nierzeczywistych, jaka to ogromna ilość cudownych książek za nimi, a jaka wylądowała na półkach i czeka na kolejne wyzwania...

A ja wcale nie będę gorsza!
Jaki był miniony rok 2015?

1. Rok spokoju

Nie było w roku 2015 zbyt wielu emocji. Był to czas spokojny, w miarę zrównoważony, powiedziałabym nawet, że nudny. Mnie natomiast naprawdę potrzebny.

Byłam pewna, że w tym roku niewiele mi się uda, iż jednak spocznę na laurach i nie osiągnę zbyt dużo. Mimo wszystko ustabilizowałam swoją pozycję zawodową, nawiązałam ciekawą współpracę oraz zdałam kolejne kolokwium na aplikacji i zakończyłam drugi rok aplikacji, a tym samym do egzaminu zawodowego został mi troszeczkę ponad rok (dokładnie rok i niecałe 3 miesiące).

W marcu podjęłam decyzję, której bardzo się bałam. Zdecydowałam się na to, aby codzienny rytm dnia wzbogacało mi ciepło małego, ale mocno futrzanego ciałka. Bałam się odpowiedzialności związanej z kotem, użerania się z weterynarzami, błędów które mogę popełnić, codziennej pielęgnacji. Żadna z moich obaw się nie spełniła. Maddie jest częścią naszej rodziny, istotką bardzo ważną i oczywiście zazwyczaj najważniejszą :) Nie pamiętam już, jak to było, gdy nie budziło mnie delikatne smyranie wąsami, gdy wieczorami zamiast po szczotkę do czesania sięgałam po pilota do telewizora, albo jak to było mieć choinkę bez ogrodzenia z kartonu. Na pewno musiało być smutno i beznadziejnie.

W październiku natomiast minął niepostrzeżenie rok mojego małżeństwa. Nie wiem, gdzie zniknął ten rok i jak to możliwe, że go przegapiłam. Z racji odkrycia takiej błyskawicy czasowej (może dostanę Nobla?) postanowiłam rozpocząć czytanie książek, które otrzymaliśmy w prezencie ślubnym i pierwszy wybór był doskonały!
Natomiast rocznicę papierową spędziliśmy rozkosznie w domu, jak to młode małżeństwa - ja dygotając z dreszczami, wysoką gorączką i infekcją jelitową, a mąż oglądając seriale w telewizji :) Papier nam nie służy, może z bawełną będzie lepiej?

2. Rok zawirowań

Żeby nie było tak cukierkowo rok ten przyniósł też nieco zawirowań. Przede wszystkim zawodowych. Najpierw mój T. zmienił pracę i do końca nie było wiadomo, czy przypadkowo nie zostanie jednak w tej starej. Potem ja zmieniłam pracę, tym razem wcale nie dobrowolnie. Pewnego pięknego dnia zlikwidowano dział prawny, w którym pracowałam i w ciągu kilkunastu minut kazano nam się spakować i opuścić biuro. Nie rozpaczałam specjalnie, chociaż w tej firmie spędziłam ponad 3 lata, bo od dłuższego czasu działo się tam źle, a większość moich znajomych po protu już wcześniej pouciekała gdzie indziej. Pracę jednak znalazłam w ciągu kilku dni i zajmuję się sprawami, które naprawdę lubię. Z perspektywy czasu widzę, że te zawirowania były naprawdę dobre i potrzebne, bo w przeciwnym razie nie wyrwałabym się tak szybko z tego korpo ;)


3. Rok grecki

W tym roku nie podróżowałam jakoś spektakularnie dużo. Ponad 3 tygodnie spędziłam w słonecznej (chociaż też czasami burzowej) Grecji. Najpierw dwa tygodnie na Krecie, potem tydzień na półwyspie Peloponez. Było pięknie, ciepło, interesująco. Nieco zwiedzałam, odwiedziłam też dawno wymarzone przeze mnie Santorini, ale przede wszystkim wypoczywałam i czytałam.

Po powrocie z Peloponezu od razu z lotniska udałam się na weekend na nigdy nie odwiedzane przeze mnie Kaszuby. Przekonałam się, że to przepiękne, dziewicze i dzikie miejsce. Nie wiedziałam nawet, że są jeszcze takie w Polsce.

Ostatnia podróż, tym razem służbowa, krótka, ale również ciekawa to grudniowe odwiedziny w Rzeszowie, gdzie nie byłam kilkanaście lat. Jak tam się wszystko zmieniło! A wszystko wskazuje na to, iż Nowym Roku będę wpadać do Rzeszowa znacznie częściej.

4. Rok szalony.

Pod względem czytelniczym był to rok zupełnie inny od poprzednich. Przypominał zwariowaną sinusoidę. Na początku roku czytałam dużo, później z uwagi na pracę zawodową coraz mniej i mniej. W wakacje natomiast znowu nie rozstawałam się z książką. Potem jednak rozpoczęłam naukę do kolokwium i moje czytelnictwo ograniczyło się do komentarzy do kodeksów i wielgaśnych podręczników. Od razu po kolokwium swoje kroki skierowałam jednak na krakowskie Targi Książki i tym samym ostatnie dwa miesiące roku 2015 stały pod znakiem książki.

Czytałam różnie i podłużnie. Nie osiągnęłam niestety upragnionych 52 lektur, ale mój wynik 33 lektur jest najlepszym wynikiem od 3 lat! Mam więc z czego się cieszyć :)
Łącznie przeczytałam 13.196 stron, więc o prawie 2 tysiące więcej niż przed rokiem! W skali roku daje to około 36 stron dziennie, zatem tylko 4 strony dziennie więcej niż w 2014 roku. Te raptem 4 strony więcej przekładają się na te dodatkowe 7 książek, które udało mi się połknąć w ciągu tego roku.

Przeważały w moich lekturach książki elektroniczne. Po papierową książkę tradycyjną sięgałam tylko 5 razy, więc przeczytałam aż 28 ebooków.

Najważniejsze dla mnie jednak jest to, iż nie było w tym roku miesiąca bez choć jednej przeczytanej przeze mnie książki. Nawet w tych trudnym, mocno zajętym czasie czytałam przynajmniej jedną książkę miesięcznie.

Dobór moich lektur w minionym roku był kompletnie nieuporządkowany i niepoukładany. Sięgałam po to, na co w danych okolicznościach miałam chęć. Po kolokwium mocno wciągnęła mnie literatura faktu, reportaże i pochłaniałam je w dużych ilościach.

Odwiedziłam też literacko wiele świetnych miejsc. Kilka razy byłam we współczesnej Szwecji, a także w USA czasów prohibicji, lat '60 oraz lat '70, w Anglii przełomu XVIII i XIX wieku oraz lat '70, '80 i '90, we współczesnym Paryżu, a ponadto w Australii, w Czarnobylu i nawet w południowoafrykańskim Soweto!

Na pewno czymś, co dobrze przyswajałam w 2015 roku były filmy. Oglądnęłam aż 64 produkcje. Niektóre po raz pierwszy, inne męczyłam już po raz kolejny. W takim wyniku pomogło mi z pewnością posiadanie dekodera z nagrywarką i abonament na Canal+. Taka konfiguracja spowodowała, że telewizja wcale nie kojarzy mi się ze stekiem bzdur tylko z całkiem dobrym filmem i serialem ;)

No, dobrze. Nie trzymam Was już dłużej w niepewności ;) Zobaczcie jakie książki i filmu były dla mnie ważne w tym minionym roku 2015.

Najlepsza książka



Najlepsze czytadło

"Stulecie Winnych" Ałbeny Grabowskiej to trylogia, jednak nie wyróżniam żadnej części, bo wydaje mi się, że wszystkie były na swój sposób interesujące. Wiem, że nie są napisane pięknie, wspaniale i idealnie, ale nawet mnie, mega faszyście historycznemu, te lektury się podobały, wciągnęły mnie i umilały mi czas na greckich plażach. A czy nie takie ma być właśnie dobre czytadło?

Najlepsza książka non-fiction


W tej kategorii troszkę będę oszukiwać. Przeczytałam w minionym roku bardzo wiele wspaniałych książek non-fiction i moim zdaniem trzy zasługują na najwyższe wyróżnienie, ale każda z zupełnie innego powodu.

"Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej to książka niosąca ze sobą gigantyczny ładunek emocjonalny. Gdy się ją czyta wydaje się, że to pięknie napisana i wymyślona historia, ale dopiero w momencie, gdy uświadamiamy sobie, iż to wszystko wydarzyło się naprawdę.

"Czarnobylska modlitwa" Swietłana Aleksijewicz jest wbrew pozorom lekturą bardzo mi bliską, bo urodziłam się w tym pamiętnym roku, tuż przed wybuchem elektrowni. Książka wręcz elektryzuje, przyprawia o dreszcze i mocno porusza.

"13 pięter" Filip Springer stanowi swoistego rodzaju diagnozę społeczną i to niezwykle porażającą. Wydaje się, bowiem, że dom dla człowieka to żaden problem, ale nikt nie myśli o tym, co gdy tego domu, miejsca, gdzie się zapuszcza korzenie tak łatwo uzyskać się nie da. A stan ten nie trwa niestety od wczoraj.

Najlepsza fantastyka



Tutaj znowu lekkie oszustwo, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że obie książki są z dwóch różnych gatunków.

"Para w ruch" Terry'ego Pratchett'a to odwiedziny w kultowym już Świecie Dysku i niestety raczej jedne z ostatnich odwiedzin z uwagi na śmierć autora. Nieustannie zachwyca i porywa mnie ten humor, ta absurdalność i jednocześnie genialność książek Pratchetta. Cieszę się też, że nie przeczytałam ich wszystkich, bo wciąż jeszcze troszkę tych wspaniałości przede mną. 

"Lśnienie" Stephena Kinga to drugi klasyk, tym razem literatury grozy. Film na podstawie tej książki jest bezapelacyjnie kultowym, genialnym dziełem i troszkę obawiałam się lektury, ale King nie zawiódł mnie. Poznałam kompletnie psychotyczną, deliryczną historię, która wciągnęła mnie bez reszty i parę razy solidnie wystraszyła.


Najlepszy kryminał



"Zacisze 13" i "Zacisze 13 - powrót" Olga Rudnicka dowodzą tego, że w tym roku niekoniecznie podobały mi się standardowe kryminały. Doceniam niezwykły humor i wyobraźnię autorki. Z pewnością to nie będą moje ostatnie spotkania z nią zakończone bólem brzucha ze śmiechu :)


Najlepsza akcja

 

"Nocne życie" Dennisa Lehane wciągnęło mnie w świat mafijnych porachunków niczym w pluskające bagienko. Nie mogłam oderwać się od tej książki. Była fascynująca, szalona i też nieco romantyczna :)

Najbardziej intrygująca fabuła



"Złodziejka książek" Markusa Zusaka wspaniale umiliła mi koniec roku. Od pierwszej strony zaintrygowała mnie postać głównej bohaterki oraz przedziwnego narratora. Doszło do tego, że przyspieszałam czytanie, tak aby móc szybciej poznać dalsze losy Liesel. Teraz czeka na mnie film.

Najbardziej warta uwagi



Zachwyt nad "Jaśnie panem" Jaume Cabre okazałam już w pisanej przeze mnie recenzji. Wiem, że niektórzy tę książkę mocno skrytykowali, ale według mnie jest absolutnie warta uwagi.

Największe rozczarowanie



Kolejna, po którą sięgnęłam bez oporów, książka Jodi Picoult pt. "To, co zostało" srogo mnie rozczarowała. Była przewidywalna, momentami niezrozumiała, banalna i jednocześnie nudna. Tego nie spodziewałam się po pani Picoult.

Kit roku



Jeżeli "To, co zostało" Picoult mnie rozczarowało, to "Lalki z getta" Evy Weaver kompletnie mnie zgnębiły. Książka ta była niekonsekwentna, oparta na przedziwnych założeniach, z mocno rażącymi błędami (lub nazbyt bogatą wyobraźnią autorki, bo nie wiem, jak tłumaczyć, że powstanie w gettcie warszawskim ma miejsce w książce 1942 r.). Bezwzględnie nie polecam!

Odkrycie roku


Nie spodziewałam się, że książka określana jako romans, w dodatku datowana na XIX wiek i będąca moim ogromniastym wyrzutem sumienia, podbije tak moje serce. Długo i mozolnie zabierałam się do tej lektury, ale zdecydowanie "Duma i uprzedzenie" Jane Austin to moje odkrycie roku. Z niecierpliwie oczekuję na moment, gdy wreszcie zabiorę się za pozostałe książki tej autorki.

Książki roku

Z tych wielu książek postanowiłam wyróżnić aż trzy pozycje, które są moimi książkami roku (kolejność przypadkowa):


1. "Beksińscy - portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej - za historię, która wzrusza i zadziwia.


2. "Duma i uprzedzenie" Jane Austin - za najwspanialszą postać kobiecą w literaturze, która w dodatku jest mną!


3. "Złodziejka książek" Marcus Zusak - za niebanalną fabułę, piękny język i najlepszego wszechwiedzącego narratora, jakiego czytelnik mógłby sobie wymarzyć :)


Najlepszy film


Spośród wszystkich filmów oglądanych w 2015 roku na wyróżnienie zasługują:
1. "Everest" reż. Baltasar Kormákur
2. "Grand Budapest Hotel" reż. Wes Anderson
3. "Snajper" reż. Clint Eastwood
4. "Pieśń słonia" reż. Charles Binamé
5. "Sekretne życie Waltera Mitty" reż. Ben Stiller
6. "Obywatel" reż. Jerzy Stuhr
7. "Służące" reż. Tate Taylor
8. "Obrońcy skarbów" reż. George Clooney
9. "W chmurach" reż. Jason Reitman
10. "Słowo na M" reż. Michael Dowse

Natomiast niezwykle rozczarowały mnie "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" oraz "Wielkie piękno".

2016 rok


Z trwającym już rokiem 2016 wiążę duże nadzieje. Mam nadzieję, że utrzymam obecne standardy czytelnicze, iż być może wreszcie osiągnę po kilku latach przerwy te moje założone 52 książki rocznie. Nie będę się jednak zmuszać. Czytanie ma być wyłącznie dla mojej przyjemności. Porzucam zatem rygory wyzwań, nadrabiania zaległości, jakiś list, kolejności czytania. Będzie swobodnie, niezobowiązująco, miło i przyjemnie.

Właśnie takich miłych, radosnych, pięknych i zarazem mądrych lektur życzę sobie i Wam :)

17 komentarzy:

  1. No to: dużo zdrowia (przede wszystkim! Ewentualnie: takiego lekkiego chorowania, które nie jest uciążliwe, wiadomo, że szybko się skończy, i pozostawia dużo czasu na czytanie) i samych dobrych książek w nowym roku! :)

    Muszę przyznać, że mnie akurat "Para w ruch" rozczarowała, bo bardzo na nią czekałam, ale Moist wydawał mi się zachowywać bardzo ooc. Ale też mam zwykle problem z tymi częściami, które zajmują się rewolucją techniczną na Dysku (i pomyśleć, że moją pierwszą-drugą przeczytaną częścią były "Ruchome obrazki"!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć, ale zdrowie zdecydowanie się przyda :)
      Dzisiaj, jak widać, pomimo chorowania, cały dzień odrabiałam się z zaległości (blogowych, zawodowych), także przydałaby się chwila wytchnienia.

      No faktycznie w "Parze w ruch" Moist trochę nie był sobą, ale mimo wszystko bardzo mi się ta książka podobała, a w tym też jego kreacja. Muszę sobie przypomnieć poprzednie tomy i przeczytać te nieznane, bo zupełnie nie pamiętam, czy te z rewolucją techniczną mi się podobały, czy nie. "Ruchome obrazki" na pewno zapamiętałam raczej jako dobre :)
      O ile dobrze pamiętam problem miałam np. z "Niewidocznymi Akademikami", bo czułam się zmęczona lekturą, ale jednocześnie bardzo mi się podobało to co czytam. Ach, ten Pratchett :)

      Usuń
    2. A to jasna sprawa, mnie się generalnie całość bardzo podoba -- "Ruchome..." jako takie też, tyle że mniej. Natomiast strasznie się przywiązałam do Moista z "Piekła...", nieco mniej do tego z "Świata...", ale to też chyba dlatego, że przeciwnika miał raczej kiepskiego, no i chyba czekałam na sama nie wiem co w "Parze...". A "Para..." ma w zasadzie innego głównego bohatera, Moist się tam bardziej kręci w tle i przeżywa ;).

      Usuń
    3. "Świata finansjery" nie czytałam. "Piekło pocztowe" natomiast to obok "Straży nocnej" i "Straż! Straż!" mój ulubiony tom Świata Dysku :)

      Aż żałuję, że moje tomy Świata Dysku mam w domu rodzinnym, bo bym się od razu zabrała za przypominanie!


      Usuń
    4. Mamy podobne, jak widzę, ulubione tomy ;). Chociaż mam też słabość do wiedźm, chyba do "Panów i dam" najbardziej, ale i "Carpe Jugulum" lubię, i wszystkie przygody Tiffany. No a co do "Piekła..." to mam tu też sentyment ze względu na film, który jest równie cudowny (jeśli nie widziałaś: polecam gorąco!).

      Usuń
    5. O, o właśnie! "Panowie i damy" to był mój pierwszy zakupiony tom (wcześniej posiłkowałam się biblioteką), na minutę przed spotkaniem z Pratchettem w Krakowie :) Też mam do niego wielką słabość. Uwielbiam wiedźmy! I Tiffany!

      Filmu nie widziałam, muszę nadrobić :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że znalazłaś pracę i że zawirowania się ustabilizowały. Że to był spokojny rok też się cieszę, bo jednak stabilność jest bardzo ważna.

    Gratuluję dobrych osiągnięć czytelniczo-filmowych i życzę kolejnych podróży :)

    Niech to będzie wspaniały rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję! To był naprawdę szalony rok, mam nadzieję, że wreszcie troszkę odpocznę :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bezwzględnie muszę obejrzeć "Everest"!

    Jeśli podobały Ci się obydwie części "Zacisza", to mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Dalej jest tylko lepiej! Przeczytaj "Diabli nadali", albo "Natalii 5", tam to dopiero jest zabawa!

    Ten rok miałaś zakręcony i życzę Ci, żeby kolejny był zakręcony wyłącznie pozytywnie. :)
    Po cichu zazdroszczę Santorini. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Bezwzględnie musisz obejrzeć "Everest", bo to jest taki film po którym szukasz własnej szczęki na podłodze w kinie (ja przynajmniej szukałam!) ;)

      Nie wiem skąd u mnie taka fascynacja górami i to jeszcze takimi wysokimi, ale po tym filmie zapragnęłam czytania wszystkiego, co dotyczy takich wypraw. Także z pewnością po tym obrazie Twoja biblioteczka skręci w stronę literatury górskiej.

      Cieszę się, że Rudnicka idzie w dobrym kierunku, bo na to po cichu liczyłam ;)

      Santorini było moim marzeniem od dawien dawna, kiedyś nawet planowaliśmy z moim T., że tam polecimy w podróż poślubną, ale nic z tego nie wyszło. Warto więc marzyć ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Mimo iż uważam się za wielką miłośniczkę twórczości Jane Austen, czytałam tylko dwie jej książki (Emmę i Opactwo Northanger). Zresztą, bardzo wiele osób zna stworzone przez nią historie tylko z filmów. Chciałabym w końcu przeczytać wszystko, może w tym roku uda się choć dwie pozycje :)
    A z którą bohaterką "Rozważnej i romantycznej" się identyfikujesz? Ja zawsze widziałam siebie w rozważnej Eleonorze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie czytałam "Rozważnej i romantycznej", ale wszystko przede mną. Co więcej, nie oglądałam praktycznie żadnej ekranizacji dzieł Jane Austin.

      Tak naprawdę "Duma i uprzedzenie" to jedyna książka Austen, którą udało mi się poznać, ale za to jaka to wspaniała lektura! I w dodatku w 100% jestem Lizzy :)

      Usuń
    2. Ych, dopiero teraz zauważyłam, że czytałaś "DiU" a nie "RiR", coś mi się musiało w głowie pomerdać ;)Chyba jeszcze nie zdążyłam wypocząć po intensywnej końcówce roku ;)

      Usuń
    3. Może spojrzałaś na okładkę, wszystkie w tej kwiatowej serii są do siebie podobne :)

      Ale po "Rozważną i romantyczną" chcę sięgnąć w tym roku, zdecydowanie!

      Usuń
  5. Uwielbiam, uwielbiam podsumowania. Na pewno kilka książek, które wymieniłaś, wpadnie na moją listę pozycji do przeczytania. :) Życzę Ci wspaniałego 2016 roku - i czytelniczo, i prywatnie.

    Pozdrawiam,
    Po Książkach Mam Kaca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję! Też mam tak, że wędrując po podsumowaniach zapełniam sobie kolejne czytelnicze lektury na miesiące, a może i lata ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...