poniedziałek, 23 listopada 2009

Polska A i B. "Busz po polsku" Ryszard Kapuściński

Literatura podróżnicza ma to do siebie, że jest nieprzeciętnie tajemnicza i intrygująca. Pachnie egzotyką, aromatem przypraw, bezkresem pustkowi, dzikością miejsc. Dalekie kraje, inne kultury, obce klimaty zawsze fascynują. Jednakże nigdy nie pomyślałabym, że można napisać cudowny zbiór reportaży z podróży po zimnej, szarej i niekiedy, nie oszukujmy się, jakże nieciekawej Polsce.

To moje trzecie spotkanie z Ryszardem Kapuścińskim. Trzecie i zarazem na pewno nie ostatnie, a przy tym bardzo niezwykłe. Kapuściński oprowadził mnie już po cesarskiej Etiopii w dobie puczu oraz po kilku krajach dzikiej Afryki. Po to by teraz zabrać mnie na wyprawę do różnych zakątków Polski. Ukazał świat, którego nie zobaczymy z okna samochodu bądź pociągu czy autobusu. Pokazał, że ciekawe historie tkwią w ludziach, a nie w pięknych widokach, miłych dla oka krajobrazach. Sam wyszedł do ludzi, dużo rozmawiał. Nie bojąc się wyzwań niekiedy wręcz chodził i szukał dobrych rozmówców.
Znalazł ich bardzo wielu i na podstawie swoich przeżyć napisał cykl reportaży, które niezmiennie od ponad 45 lat zachwycają. Mnie też zachwyciły.

Każda opowieść Kapuścińskiego ze zbioru "Busz po polsku" jest inna.
Poznajemy dzięki temu starsze i młodsze pokolenia naszych Rodaków żyjących zarówno w tych mniejszych, jak i większych mieścinach polskich.
Na wstępie jednak autor przenosi nas w świat własnych wspomnień z okresu dziecięcego, z czasu wojny i tego, co było po wojnie. Udowadnia czytelnikowi, że raz rozpoczęta wojna nigdy nie przemija. Pomimo jej zakończenia zawsze żyje w umysłach, w sercach, w pamięci ludzi, tak jak wojna żyje w Kapuścińskim.
Po tym, jakże poruszającym wstępie nie pozostało mi nic innego, jak ochoczo zabrać się do lektury kolejnych reportaży, jednak z delikatną nadzieją, że nie będą tak bardzo bolesne i wstrząsające. Niestety niektóre takie właśnie były.

Historia dwóch kobiet, matki i córki niemieckiego pochodzenia, zagubionych w obecnym świecie, które nagle postanawiają uciec z Domu Starców i odzyskać swój majątek bardzo szokuje. Niemniej niż kalekiego rolnika z Grunwaldu, młodej dziewczyny porzucającej swoje wcześniejsze plany i wstępującej do zakonu, długiej i niezbyt honorowej ostatniej drogi młodego górnika z Mazur, czy różnych przypadłościach dręczących małą mieścinę o nazwie Pratków.
Są też oczywiście w tym zbiorze reportaże inne, nie wzbudzające takich emocji. Zauważyłam jednak, że zaśmiałam się szczerze, bez ironii czy wielkiego zaskoczenia dopiero przy ostatniej relacji, którą Ryszard Kapuściński kończy to wejrzenie w polskie domy, w polskie gospodarstwa, w polskie szkoły, uczelnie, kopalnie, zakłady przemysłowe, w pracę wykonywaną przez Polaków.
Zakończenie jest jednocześnie też innym spojrzeniem autora na swój własny kraj. Spojrzeniem z dalekiego miejsca, z Ghany, gdzie o Polsce mało kto słyszał i gdzie Polska traktowana jest, jako miejsce bardzo egzotyczne, którymi rządzą niekiedy śmieszne oraz szokujące reguły, zwłaszcza dla Afrykańczyków.
Zastanawiając się, dlaczego Kapuściński, aż z Ghany mógł dokonać podsumowującej oceny swojej Ojczyzny zrozumiałam, iż chciał chyba pokazać wszystkim Czytelnikom, że Polska dla swych mieszkańców jest krajem mało atrakcyjnym, dręczonym przez różne problemy społeczne, miejscem gdzie żyje się ciężko, trudno jest osiągnąć sukces, a Ci którym się to udaje zwykle okupują to ciężką, morderczą, wręcz heroiczną pracą, to jednak może być interesująca, ciekawa, nawet niezwykła. Choćby dla mieszkańców Ghany, dla których codzienna rzeczywistość PRLu była bardzo egzotyczna i niezmiernie podniecająca.


Budząc się zatem o 7 rano w mglisty, deszczowy i zimny poranek, gdy w głowie huczą mi wciąż najważniejsze obecnie w politycznym świecie śmieszne, jak skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju, propozycje zmiany Konstytucji, zagłuszające pandemię gryp: ptasiej, świńskiej, sezonowej, bezrobocie i to, że prawdopodobnie nie będę miała przyszłości po skończeniu studiów w roku przyszłym, bo egzaminy na aplikacje stoją pod znakiem zapytania, czuję ulgę i uspokajam się dopiero powtarzając za mistrzem Kapuścińskim:

"Pięknie jest"

R. Kapuściński "Daleko" ("Busz po polsku")

Ocena: 6/6
(Nie mogło być inaczej)

5 komentarzy:

  1. "Heban" mnie nie porwał, ale na tę książkę mam ochotę.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego jeszcze nie czytałam, a Twoja recenzja brzmi niezwykle. Pewnie wkrótce wymaszeruję z biblioteki z Buszem pod pachą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kapuścińskiego czytałam tylko "Podróże z Herodotem" i mocno się zawiodłam. W ogóle nie przypadła mi do gustu ta książka. Słyszałam, że to jedna ze słabszych jego pozycji, ale teraz trudno mi się przełamać i sięgnąć po coś innego. Ale skoro wszyscy się zachwycają, to chyba jednak się przeproszę z jego książkami ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. wszsytko Kapuścińskiego jest GENIALNE. Ta też..

    Pamietam jakis fragment o tym ze chleb daje szczescie człowiekowi... wiem ze scisnął mnie za serce

    OdpowiedzUsuń
  5. "Busz po polsku" czytałam jeszcze w liceum na warsztatach dziennikarskich. Z dziennikarstwa nic nie wyszło, ale Kapuściński na zawsze zagościł w moim sercu...
    Polecam każdemu

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...