poniedziałek, 27 czerwca 2011

Nie lubię poniedziałku, czyli czytać by umilić sobie czas, czy aby się czegoś nauczyć?

Od weekendu do weekendu. Tak, mniej więcej, mija mój czerwiec.
Ale już w środę ostateczne starcie. A potem?
Miejmy nadzieję dopieszczanie swojej pracy magisterskiej i błogie wakacje.

Od poniedziałku do poniedziałku. Tak odliczam czas na blogu.
A w między czasie czytam, przyswajam, jeszcze raz czytam i znowu przyswajam. I powtarzam na tysiąc różnych sposób. Wszystko to oczywiście znad opasłych tomów książek, po które sięgam z konieczności, a nie z przyjemności.


Ale czy podręcznik zawsze kojarzyć się musi z brakiem przyjemności?
Przecież książka naukowa wcale nie oznacza jakiejś nudnej encyklopedii, steku bzdur, zbioru definicji. Może być ciekawa, czasami wręcz arcyciekawa. Może być zajmująca i zarazem zaskakująca. Chociaż do takiej formy się nie przyzwyczailiśmy.

Kilkakrotnie już miałam okazję czytać takie książki. Pierwszy raz chyba w zetknięciu z moim wiodącym przedmiotem. Podręczniki do kryminalistyki przypominają niesamowite, sensacyjne powieści, fascynujące kryminały i chociaż naszpikowane szczegółami, wciąż są bliższe serialom CSI, czy NCIS niż naukowemu bełkotowi.
Oczywiście nie wszystkie kryminalistyczne teksty są zajmujące (im więcej teorii, definicji, tym gorzej), a i nie wszystkim te najbardziej ciekawe się podobają (tak samo, jak nie każdy lubi czytać kryminały).

Kolejne spotkania z ciekawymi książkami miałam zarówno na prawie, gdzie choćby obowiązujący podręcznik do Postępowania karnego opatrzony był świetnymi zabawnymi obrazkami, komiksami, żartami i anegdotkami, jak i na drugim kierunku - politologii - gdzie czytałam prawdziwie reportażowe rozprawy o Cyprze, Turcji, czy Bliskim Wschodzie. I to wszystko oczywiście w ramach przygotowania do egzaminu.

Teoretyczne podręczniki też nie zawsze są nudne. Niektóre urozmaicane stosownymi do omawianego zagadnienia kazusami/przykładami można czytać z przyjemnością, inne zaś chociaż prowadzone w ramach dość swobodnego monologu (vide: czytana ostatnio przeze mnie książka do "Postępowania sądowoadministracyjnego") potrafią uśpić Czytelnika w pół minuty (sprawdzałam!).

Niestety z racji moich bardzo specyficznych studiów (typowo społecznych) niezbyt orientuję się, jak to wygląda na innych kierunkach, czy na innych uczelniach. Mój pogląd może się zatem jawić jako znacznie przestarzały, zacofany. Może faktycznie podręczniki stały się świetnymi lekturami dla wszystkich studentów i skończyła się już era nudziarstwa i bełkotu? (tylko skostniałe prawo na najstarszym uniwerku w Polsce wciąż tkwi w średniowieczu)

Drodzy Studenci lub Absolwenci, jakie jest Wasze zdanie? :)

7 komentarzy:

  1. Jeszcze się nie spotkałam z ciekawym podręcznikiem w mojej dziedzinie jaką jest bibliotekoznawstwo. Niestety nie znajdziemy tam nic fascynującego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie cięzko jest trafić na ciekawy podręcznik choć przyznam, że na I roku do ciekawych podręczników mozna zaliczyć "Średniowiecze" MIchałowskiej na polonistyce. ŻYczę wytrwałości i cierpliwości podczas pisania pracy magisterskiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tosiaczek, wydaje mi się, że bibliotekoznawstwo to taka dziedzina, gdzie macie dużo starszych podręczników, a niestety im starszy tym bardziej klasyczny, napisany pięknym, dostojnym językiem i przez to czasami niestety nudny. Ale już choćby na politologii, którą studiowałam przez rok zdarzały się prawdziwe perełki, nawet w przypadku podręczników historycznych :)

    Aneto, moja mama też skończyła polonistykę i mam do dziś w domu niektóre podręczniki. Przypuszczam, że pewnie większość się nie zmieniła, a szkoda. Moim zdaniem co jakiś czas powinno się wnosić powiew świeżości do każdej naukowej dziedziny. Obecnie z nieukrywanym niepokojem spoglądam na nowe wydawnictwa książek, wśród których próżno szukać opracowań na miarę dawnych wydań Ossolineum ze wstępem. Obecnie dominuje Greg, który już chyba objął kontrolę nad szkolno-naukowym światem (znam studentki, które posiłkowały się treścią niektórych lektur z tych opracowań, bo im się nie chciało czytać). Nawet za moich licealnych czasów tak źle nie było...

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje podręczniki (od psychologii) bywały różne. W zasadzie była jedna zależność: z drobnymi wyjątkami jeżeli podręcznik był polski, to był niesamowicie nudny i źle napisany, a jeżeli był tłumaczony (zazwyczaj amerykański), to był pasjonujący i świetnie napisany. Mam nadzieję, że od tamtego czasu zmieniło się chociaż trochę i teraz polscy autorzy przestali już mylić podręcznik ze zbiorem źle napisanych ale bardzo naukowych artykułów...

    Ys.

    OdpowiedzUsuń
  5. To, co piszesz (w odpowiedzi Anecie) o opracowaniach wydawnictwa Greg (a można tu dołączyć także Zieloną Sowę) jest prawdziwe, a przez to przerażające. Najbardziej zaskoczyła mnie informacja o studentach korzystających z tych opracowań. Do czego to doszło. Rzeczywiście z nostalgią wspominam ciekawe posłowia i wstępy serwowane nam przez wydawnictwo Ossolineum.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wszystkie podręczniki są nudne. Czytanie o literaturze angielskiej i uczenie się na egzamin było dla mnie prawdziwą przyjemnością, a podręczników nie pozbyłabym się za żadne skraby :)
    Wydawnictwo Greg mnie przeraża, nie mogłabym cyztać żadnej książki, w której na marginesach są umieszczone informacje od wydawcy, np. "ważny cytat" czy "Raskolnikow - charakterystyka postaci".

    OdpowiedzUsuń
  7. Ysabell, zauważyłam tę zależność. Podręczniki angielskie i amerykańskie są niesamowicie kolorowe, barwne i czasami bardzo zabawne. Na każdej ich stronie "coś się dzieje". Polskich ciekawych podręczników jest niewiele - jeśli już przedstawiają bardzo istotną materię, zwykle są śmiertelnie nudne.

    Balbino64, faktycznie przerażające są te zabiegi młodzieży. O ile posiłkowanie się opracowaniem rozumiem w przypadku powtórzenia treści, bądź wyszukania istotnych szczegółów (często Greg w treści lektury zaznacza istotne fragmenty) to już czytanie tychże opracowań przez studentów wydaje mi się niezrozumiałe. Niestety taka praktyka, pójścia na łatwiznę, dotyczy obecnie większości kierunków studiów. Studenci uczą się na pamięć pytań testowych, uczą się wybiórczych fragmentów z podręczników, a słyszałam nawet o studentach medycyny, którzy na V roku studiów, podchodząc do egzaminów z przedmiotów specjalizacyjnych nie znali podstaw anatomii (mój wujek jest wykładowcą w Collegium Medicum). Najgorsze jest to, że za kilka lat Ci sami ludzie będą uczyć w szkołach, wykładać na uczelniach, pracować w urzędach, czy leczyć! Moim zdaniem to wszystko symbolizuje rychły upadek polskiej oświaty.

    Lilithin, w trakcie powtórki lub nauki do matury takie informacje na marginesach pewnie są przydatne, ale czytać książkę z tymi hasłami - za żadne skarby bym tego nie mogła przeżyć!
    Poznawanie literatury angielskiej musiało być naprawdę zajmujące. Sama chciałabym przeczytać taki podręcznik :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...