Raptem tydzień temu opublikowałam swoją żelazną listę najlepszych komedii "tamtych czasów", a wczoraj jedna z czołowych polskich stacji telewizyjnych za jednym zamachem ją obaliła. Ale przyznaję - to moja wina, bo jak mogłam zapomnieć, o jednej z najlepszych polskich komedii, która nie tylko bawi, ale także wzrusza i przy tym jest niesamowicie realistyczna?
Kiedyś babcie i mamy chcąc zrobić przyjemność swoim pociechom sięgały po bardzo prosty przepis: do miski wrzucały dwa żółtka z jaj oraz posypywały je cukrem. Tak utarty deser, z dodatkiem miodu, rodzynek, rumu (w zależności od dostępności, bo niegdyś produkty te były towarem luksusowym) podawano uszczęśliwionym dzieciom, dla których był symbolem rarytasu. (Oczywiście nikt nie przejmował się salmonellą, czy ptasią grypą - zapewne ku zgorszeniu obecnych wielbicieli sanepidu)
Zapewne taki deser niejednokrotnie jadła też Kasia Solska - nie spodziewając się wówczas, że wariackie ucieranie składników dotknie również jej życia. Do tej pory abiturientka, kandydatka na Wydział Pedagogiki UW, mieszkanka małej wsi, po powrocie z egzaminów na studia dowiaduje się, że jest narzeczoną - rodzice pod nieobecność córki postanawiają wydać ją za jednego z bardzo obiecujących... rolników.
Kasia ma tego dosyć. Pragnie studiować, zamieszkać w wielkim mieście, zdobyć zawód, a nie zajmować się gospodarstwem oraz być przykładną żoną i matką. Dlatego ucieka - na razie tylko przed spotkaniem z narzeczonym - na pocztę, gdzie telefonicznie próbuje dowiedzieć się, czy dostała się na wymarzone studia.
Później ucieka już całkiem daleko (aż do Warszawy) przed rolą, jaką wymyślili dla niej rodzice - żony bogatego i dobrze ustawionego Kulasy.
Dzieje się to w dosyć niespodziewanych okolicznościach, bo uprzednio pewna, że zabrakło jej szczęścia do bycia studentką, zgadza się wyjść za mąż - dopiero w przeddzień wesela pojawia się listonosz z zawiadomieniem, iż dostała się na wymarzoną pedagogikę...
Nieco zwariowane losy Kasi Solskiej to nie jedyny powód, dla którego warto oglądnąć "Kogel - mogel". Duża doza humoru, wspaniali aktorzy - Ewa Kasprzyk, Jerzy Turek, Zdzisław Wardejn, a także znany z filmu "Wesele" Jerzy Rogalski, czy występująca w serialu "W labiryncie" urocza Małgorzata Lorentowicz - oraz niesamowita kompilacja dwóch PRLowskich rzeczywistości: miejskiej i wiejskiej, sprawiają, że każdy odnajdzie się w świecie wykreowanym przez Romana Załuskiego.
Mając na uwadze ten film nie można oczywiście zapomnieć o kontynuacji losów Kasi - tym razem szczęśliwej mężatki, z wielkimi planami na przyszłość, przede wszystkim naukowymi i podróżniczymi. Lecz jak to u Pani Zawady, de domo Solskiej, bywa nic nie jest tak proste, jak wygląda, a każde, nawet najprostsze plany muszą się całkowicie pogmatwać. I historii Kasi robi się prawdziwy: "Galimatias, czyli kogel-mogel 2".
Polecam Wam te dwa filmy na poniedziałkowe popołudnia, bo pozwalają zabić gorycz całego dnia. Zajadając się czereśniami, popijając koktajl z truskawek, bądź smakując lody będziecie z niedowierzaniem i szczerą radością podziwiać tamte dziwne czasy, kiedy cudem zdobytą szynkę trzymano na święta, a gości na eleganckim spotkaniu częstowano tylko słonymi paluszkami i krakersami. A to wszystko przy dźwiękach pięknej muzyki Seweryna Krajewskiego.
I teraz, moi drodzy, powiedzcie mi gdzie się podziały takie filmy? Z jakiego starego filmu będą śmiać się nasze dzieci będąc w naszym wieku? Z "Ciacha" bądź "Och, Karol 2"? Naprawdę im tego nie życzę.
A choć wciąż nie wiem, dlaczego tydzień temu zapomniałam o tym świetnym filmie, to na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, iż "Kogel-mogel" jest młodszy ode mnie o całe dwa lata - a więc nie jest znowuż taki stary, czy taki odległy dla mojego pokolenia, jak choćby "Miś".
Gwarantuje za to niesamowitą, ponadczasową zabawę.
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Równie lubię ten film :) Ostatnio stwierdziła, że niestety coraz mniej komedii mnie śmieszy :(
OdpowiedzUsuńA co do samego kogel mogel to moja mama dodawała także kakao, a ja z siostrą uwielbiałyśmy to jeść :)
oglądałam wczoraj w tvn :)) uwielbiam! czekam na drugą część
OdpowiedzUsuńKogel mogel to pomysł na szybki deser i dla dorosłego. Ja lubiłam z paroma kroplami soku z cytryny.
OdpowiedzUsuńFilmy ogląda się z przyjemnością.
Karola nie widziałem i raczej nie obejrzę, ale "galimatias" jest pierwszorzędny :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Kogel-mogel" i "córuś moja córuś,już ty panienką nie będziesz" " :D
OdpowiedzUsuń"Sami swoi" też mnie śmieszą za każdym razem :)
Moja mama uwielbia "kogel-mogel" i ja dzięki niej też widziałam :D
OdpowiedzUsuń"I teraz, moi drodzy, powiedzcie mi gdzie się podziały takie filmy? Z jakiego starego filmu będą śmiać się nasze dzieci będąc w naszym wieku? Z "Ciacha" bądź "Och, Karol 2"? Naprawdę im tego nie życzę."
hm... ciężkie pytanie naprawdę, zważywszy na to, że Polacy już teraz śmieją się z tych ekranizacji...
A mnie "Kogel-mogel" jakoś coraz mniej śmieszy. Jak go oglądam, to odbieram go silnie "feministycznie" i wtedy już nie jest śmiesznie.
OdpowiedzUsuńJedyne, co mi się wciąż podoba, to piosenka "Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu ..."
Zaczytana-w-chmurach, o dodawaniu kakao też słyszałam. Ja niestety byłam niejadkiem i nie lubiłam niektórych rzeczy, za którymi dzisiaj przepadam (vide: kogel-mogel, zupa pomidorowa, jajecznica, polędwica sopocka). Zresztą mama i babcia chyba były z tego powodu nawet zadowolone (wszak w zimie owijały mnie szczelniej niż cokolwiek, a na wielkanocnych zdjęciach z koszyczkiem zawsze mam czapkę, nawet gdy Święta były w ciepłym kwietniu). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBluedress, również mam nadzieję, że drugą część szybko powtórzą. Wolę oglądać "Kogel-mogel" niż 20 raz wszystkie części Matrixa :)
Nutto, będę musiała kiedyś spróbować. Fajne jest to, że smaki z dzieciństwa pamięta się doskonale, a o tym czego się nie lubiło szybko się zapomina :) Pozdrawiam :)
Pisanyinaczej, Karola miałam okazję obejrzeć i nawet wtrącono do fabuły jeden żart związany z uprzednim "papieżeniem" Adamczyka. Szkoda, że właśnie ten był najśmieszniejszy w całym filmie... Nie to co "Kogel-mogel"! Pozdrawiam :)
Evito, o ile ten film uwielbiam, to "Samych swoich" jakoś już nie bardzo. Z całej trylogii podobało mi się tylko "Kochaj albo rzuć". Pozostałe części jakoś nie przypadły mi do gustu. A lament mamy Kasi Solskiej - niesamowity! Pozdrawiam :)
Miqaisonfire, ja po mojej mamie przejęłam miłość do Perfectu, Scorpionsów, Stinga i uwielbienie m.in. "Misia". Ale "Kogel-mogel" też razem oglądamy i razem się śmiejemy :)
Niestety nie wiem komu może podobać się "Och, Karol 2", który jest żałosny. O "Ciachu" już nawet nie wspomnę, bo moi znajomi uznali je za cudowną komedię. Faktycznie - żartów może było dużo, ale wszystkie całkowicie niesmaczne. Pozostaje nam tylko nadzieja, że polskie stare komedie będą wciąż powtarzane w telewizji. A jeśli nie - to biada nam ;) Pozdrawiam :)
Manioczytania, rozumiem o czym piszesz :) Ostatnio, gdy oglądałam "Kogel-mogel" to miałam moment, gdy chciałam potrząsnąć tą całą Kasią i przegonić wszystkich zgromadzonych wokół niej szowinistów. A najchętniej to w ogóle wyłączyć ten film. Właśnie tak silny podmuch patriarchalnych skostnień odczułam. Ale potem dałam się jednak ponieść czarowi tej produkcji. Fajnie się ogląda historię Kasi, ale chyba gorzej, gdy zaczyna się myśleć, że tam gdzieś naprawdę była (i może nadal jest) taka dziewczyna, o wielkich marzeniach i pod silnym wpływem innych. Piosenka śpiewana przez Edytę Geppert (jak i w ogóle cała muzyka Krajewskiego) jest niewątpliwym skarbem tego filmu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, cieszę się, że wiesz, o co chodzi. Z tego samego względu denerwuje mnie "Nie ma mocnych" i to, co robią z Anią ;)
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś "Kogel-mogel". Jeden z lepszych polskich filmów. Ogólnie nie przepadam za takimi rocznikami ;) ale do tego zaraziła mnie mama, która wielbi "Kogel-mogel" :)
OdpowiedzUsuńkocham ten film! Dziś jest druga część:)
OdpowiedzUsuńManioczytania, stereotypy są faktycznie nieco groźne. Teraz jakoś nie wydaje mi się, żeby powracano do aż takiego aranżowania małżeństw, ale już nacisk na konieczność założenia rodziny, posiadania gromadki dzieci, czy choćby (całkiem świeża akcja) namawiania kobiet do karmienia piersią są wciąż synonimami swoistego rodzaju ucisku :) A przecież każda z nas powinna mieć wybór.
OdpowiedzUsuńNatkawes, mnie mama również zaraziła miłością do swoich ulubionych filmów, piosenek, zespołów, czy wykonawców. Fajnie mieć taką mamę :) Pozdrawiam :)
Kolmanko, właśnie nie mogę się już doczekać. Z wszystkimi dzisiejszymi czynnościami staram się "odrobić" przed seansem ;) Pozdrawiam :)
A wszystkich bez wyjątku zapraszam oczywiście koniecznie dzisiaj na seans "Galimatiasu", który odbędzie się o 20:00 na TVN!