On nie mógł oprzeć się jej wdziękowi. Nie znał się nawet na muzyce klasycznej, wcześniej zajmowała go jedynie historia, którą studiował. Pochodził z kochającej się rodziny, jednakże nie pozbawionej problemów.
Oboje zafascynowani sobą, potrafili rozmawiać całymi godzinami. Miło spędzali wspólnie czas na spacerach, wyprawach łódką po rzece.
Ta znajomość nie mogła skończyć się inaczej.
Najpierw odbyły się zaręczyny. Edward już prawie mieszkał w domu Florence. Często tam sypiał w specjalnie przygotowanym dla niego pokoju, pomagał w prostych pracach domowych, grał w tenisa i dyskutował o polityce z ojcem Florence, rozprawiał o historii z jej matką, a na brzegu łóżka znajdował swoje wyprane ubrania, które pomoc domowa dołączała do rodzinnego prania.
Rodzice Florence byli zaskoczeni, ale i szczęśliwi z zaręczyn swojej córki z Edwardem.
Uroczystość była skromna, Ale dostojna.
"Ślub w kościele St Mary w Oksfordzie udał się; nabożeństwo jak się patrzy, przyjęcie wesołe, po-żegnanie, jakie zgotowali im koledzy ze szkoły i studiów, głośne i krzepiące. Wbrew ich obawom rodzice Florence nie potraktowali protekcjonalnie rodziców Edwarda, jego matka zaś nie popełniła ani jednej gafy i nie zapomniała kompletnie, w jakim celu się zgromadzili. Młoda para odjechała małym autem należącym do matki Florence i przybyła wczesnym wieczorem do hotelu na wybrzeżu Dorset."
Przy pięknej plaży Chesil w hrabstwie Dorset, w eleganckim hotelu Florence i Edward rozpocząć mieli nową drogę życia.
Najpierw kolacja, która miała być wykwintna, lecz okazała się bardzo słaba. Potem już oni razem, w pokoju mogli zająć się tylko sobą.
Noc poślubna urosła jednak do rangi problemu.
Edward marzył o tym od dłuższego czasu by wreszcie móc przespać się z Florence. Ogromnie jej pragnął, wzbudzała ona w nim gigantyczne pożądanie, które do tej chwili musiał w sobie dusić. Pożądanie to podsycały upojne chwile, które spędzali razem, każdy kolejny poziom, który osiągnął w stosunkach z Flo - pocałunek z języczkiem, dotknięci jej piersi. Była to droga żmudna, gdyż Florence łatwo było urazić i wówczas musiał rozpoczynać swoje starania o dotarcie do jej intymności od nowa. Jednakże w końcu udało mu się - ożenił się z nią, zdobył ten przywilej pójścia z nią do łóżka. Wcale nie pozbył się jednak niepokoju, bo całkowicie poważnie bał się, że nie poradzi sobie, iż zawiedzie swoją świeżo poślubioną żonę, nie stanie na wysokości zadania.
Drugim ogniwem tego związku była Florence. Poważna, dystyngowana, powabna i bardzo zdystansowana. Marzyła o małżeństwie, chciała mieć dzieci, nie stresowała ją nawet myśl o porodzie, ale najchętniej wszystkie te zdarzenia przeżyłaby bez fizycznego zbliżenia się do mężczyzny. Owszem, kochała Edwarda, lecz współżycie seksualne napawało ją niechęcią, jego fizjonomia budziła w niej obrzydzenie. Tłumaczyła to swoją wrodzoną, niestandardową nieśmiałością. Z nikim nie rozmawiała o swoich problemach, nikomu nie zdradziła swych obsesji, ale tak naprawdę nie miała osoby, której mogłaby się zwierzyć. Postanowiła więc zacisnąć zęby, przetrzymać to co konieczne i to był chyba jej największy błąd.
Oczywiście ta wspaniała para przeżywała swoje problemy samotnie. Żadne z nich nie zdradziło drugiej stronie swych wątpliwości, nawet gdy zostali sam na sam ze sobą nie potrafili porozmawiać.
Purytańska osobowość Florence i patriarchalne podejście Edwarda było nad wyraz dużą przeszkodą, barierą nie do pokonania.
Autor już w pierwszym zdaniu swojej powieści wskazuje nam na winowajcę takiego stanu rzeczy: epokę lat '60 w Wielkiej Brytanii.
Mnie jednak zastanowiło, czy w ogóle rozmowa pomogłaby tym dwojgu zagubionym ludziom. Przecież Flo była prawdopodobnie całkowicie aseksualna, natomiast Edward miał bardzo duże potrzeby, wzmożone jeszcze przedślubną abstynencją (czy może był po prostu zdrowym mężczyzną).
Możliwe zatem, że gdyby nie lata '60, nie Wielka Brytania, która pogrążona była w kryzysie spowodowanym upadkiem kolonializmu (co wyrażało się nawet w podłym hotelowym jedzeniu) to i tak Florence i Edward rozmawialiby na plaży Chesil, a właściwie wykrzyczeli swoje wątpliwości, pragnienia i obawy. Prawdopodobnie ta historia skończyłaby się tak samo żałośnie.
Ale pozostała we mnie delikatna nadzieja na to, iż Florence i Edwardowi w dzisiejszych czasach by się udało. Dogadaliby się, porozumieli, co do najważniejszych spraw, poszukaliby wspólnie rozwiązania swoich problemów, a w ostateczności poprosiliby o pomoc rodzinę, przyjaciół, terapeutę.
I to chyba w tej książce wydało mi się najpiękniejsze. Poza wspaniałym językiem, rewelacyjnymi sylwetkami bohaterów, zachwycającą fabułą i niezwykłą plastycznością przekazu, to właśnie możliwość, że Flo i Edwardowi w dzisiejszej rzeczywistości być może by wyszło ukazała prawdziwy kunszt tej powieści.
Ocena: 5/6
* zdjęcia pochodzą z Internetu
Hmm, ja również myślę po jej opisie, że Flo była aseksualna. Aktualnie takie osoby domagają się, by uznano ich jako kolejną orientacje seksualną. Też mi się wydaje, że rozmowa nic, by im nie pomogła.
OdpowiedzUsuńW brytyjskich latach '60 Flo raczej nie mogła liczyć na odpowiednią diagnozę czy nawet na zwyczajne zrozumienie. Dzisiaj to wydaje się takie nierealne, a przecież są nadal osoby, które boją się rozmowy, które mają problemy i potrafią je zidentyfikować tylko się ich wstydzą.
UsuńAseksualność jako kolejna orientacja? Bardzo ciekawe, bo mnie zawsze wydawało się, że jest uleczalna dolegliwość, a nie ludzka właściwość.