wtorek, 28 kwietnia 2009

W obliczu mezaliansu... religijnego. "Rabin" Noah Gordon

Gdy prawie rok temu odwiedziłam, według niektórych nieistniejące, według innych święte państwo Izrael wydawało mi się, że moja wiedza o kulturze żydowskiej uległa diametralnej zmianie i znacznie się poszerzyła. Wcześniej bowiem nie wiedziałam praktycznie nic (oczywiście poza takimi książkowo-szkolnymi informacjami /plotkami?/, dlaczego Żydzi nie świętują w niedzielę, czemu nie noszą krzyży, z jakiego powodu wyglądają, jak wyglądają, czy choćby dlaczego chrześcijańskie dzieci powinny się ich bać) na ten temat.

Po lekturze "Rabina" Noaha Gordona moja wiedza znowu uległa poszerzeniu, co niezmiernie mnie ucieszyło, ale tym razem nie mogę już, doświadczona poprzednimi pochopnymi stwierdzeniami, orzekać, iż kulturę żydowską znam, chociażby dlatego, że pojawiło się w mej głowie jeszcze więcej znaków zapytania.

Ale! "Rabin" w końcu podręcznikiem nie jest, nawet nie przypomina żadnego przewodnika, czy albumu, lecz jest powieścią i to w dodatku osadzoną w realiach społeczności amerykańskich Żydów, dlatego głównym zadaniem tej lektury nie jest przekazywanie jakiejś głębszej wiedzy specjalistycznej, bądź jej poszerzanie, ale poznanie nietuzinkowej historii urozmaiconej swoistego rodzaju mezaliansem (ja nazwałabym go religijnym mezaliansem).
Poznajemy wychowanego w żydowskiej rodzinie (zresztą nawet niezbyt ortodoksyjnej), w duchu dawnych tradycji przeplatanych z bardziej nowoczesnymi zwyczajami, wykreowanymi poprzez wybiórcze usuwanie skostniałych elementów, chłopaka (właściwie młodego mężczyznę), który postanawia, wbrew swoim wcześniejszym planom, zostać rabinem. Nie byłoby w tej historii nic dziwnego, czy też strasznego, gorszącego, gdyby nie spotkanie przez rabina, już w trakcie swojej, powiedzmy, posługi kapłańskiej, wielkiej miłości swego życia, wybranki serca, która jest... chrześcijanką. Chrześcijanką, czyli innowiercą i to w dodatku córką pastora!
Historia ta opowiedziana naprawdę w interesujący sposób, w przystępnej formie, z czasem coraz bardziej zaskakuje, nie tylko dzięki nowym wątkom, ale także poprzez zabiegi, jakimi posłużył się autor, które po dłuższym czasie okazują się nieco nietrafne i odbierają Czytelnikowi cząstkę przyjemności z odkrywania lektury poprzez wprowadzenie w stan niewielkiej (ale zawsze!) przewidywalności zdarzeń.

Niestety z przykrością wykryłam też pewne inne uchybienia w lekturze. Dla mnie minusami tej książki były rozwiązania autora nie mające jednak związku z przewidywalnością, bo nie przeszkadzała mi ona zbytnio - w końcu powieść nie jest kryminałem, czy thrillerem. Denerwowały mnie konkretnie dwa elementy.
Po pierwsze uprzedzenia. Typowe, znane nam, może nieco nawet wyolbrzymiane w mediach, żydowskie uprzedzenia. Nietrudno się domyślić czego one dotyczą i kto jest wskazywany, jako główny winowajca (i nie są to obywatele Niemiec). Drażniło mnie to niezmiernie!
Po drugie wydaje mi się, że brak głębszego zastanowienia nad tym, w jaki sposób przedstawić postać żony tytułowego rabina bardzo szkodzi całości książki. Nie oczekiwałam głębokiej analizy psychologicznej tej bohaterki, bynajmniej, ale nawet powierzchowny opis emocji na pewno nie zaszkodziłby całej historii, a jedynie pozwolił na lepsze jej zanalizowanie, czy zaopiniowanie.
Poza tym - w końcu jestem kobietą i pożerała mnie zwykła żeńska ciekawość - dowiedziałabym się jakimi motywami kierowała się bohaterka, którą już zdążyłam polubić.

Zaskoczyły mnie natomiast w "Rabinie" opisy codziennego życia Żydów, wszystkie święta jakie obchodzą, zasady jakimi się kierują, podejście jakie maja do chrześcijan, czy nawet nowych wyznawców judaizmu (to jest naprawdę ciekawe!). Niebanalna historia miłosna z elementami wiedzy o judaizmie i jego wyznawcach osadzona w realiach kraju, w którym mieszka więcej Żydów, niż w samym państwie żydowskim , naprawdę przypadła mi do gustu, ale z drugiej strony nie powaliła mnie ona na kolana, nie poczułam wypieków na policzkach, nie zastał mnie przy niej świt, ale odkładałam ją na półkę z pierwszym mocnym przypływem senności, gasiłam nocną lampkę i ... śniłam o Izraelu.

Ocena: 5/6

1 komentarz:

  1. Witam;-) Mnie książka się bardzo podobała, choć lepszą o podobnej tematyce czytałam wcześniej. To były "Akty wiary" Segal Erich, które z czystym sumieniem polecam, chyba że już jest Ci ta pozycja znana.
    Życzę miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...